SZ: Wybory - szansa, by wystawić rachunek populistom
12 sierpnia 2019Jak pisze komentator gazety Stefan Kornelius, lato 2016 roku było decydującym momentem „populistycznej eksplozji”, która okazała się fenomenem dzisiejszych czasów. „Wówczas to Brytyjczycy, po kampanii pełnej kłamstw i kuglarstwa, zagłosowali za wystąpieniem z UE, a w USA Donald Trump został prezydenckim kandydatem Republikanów. Kilka miesięcy wcześniej w Polsce partia Prawo i Sprawiedlowość (PiS) zdobyła władzę za pomocą drogich prezentów wyborczych i tanich obietnic, udowadniając, że praojciec nowoczesnego europejskiego populizmu narodowego Viktor Orban nie musi być fenomenem tylko węgierskim” - zauważa Kornelius.
Szansa na cezurę
Ocenia on, że po trzech latach nadeszła „szansa na nową cezurę”. Tej jesieni bardzo wielu Europejczyków ma bowiem możliwość podjęcia decyzji, czy widzi swoją przyszłość w takiej polityce. W wyniku kryzysów koalicyjnych i rządowych w Europie szykuje się wyborcza seria. Do urn pójdą Austriacy, Polacy, ale też prawdopodobnie Brytyjczycy, Włosi. „Przyśpieszone wybory mogą też przydarzyć się Hiszpanom, a nawet Rumuni mają możliwość najpóźniej do końca grudnia osądzić nacjonalizm i złe gospodarowanie” - pisze Kornelius.
„Komu to nie wystarczy jako barometr populizmu, niech we wrześniu spojrzy na Izrael, a w październiku na Szwajcarię. Wszystkie te wybory łączy to, że osądzone zostaną w nich rządy, które łyżkami opychały się nektarem populizmu, a teraz stwierdziły, że jest on ciężko strawny” - ocenia.
Według autora, we Włoszech umiarkowane ugrupowania mają szansę przejąć władzę, jeżeli połączą siły i zaproponują wiarygodną alternatywę. Problemem Wielkiej Brytanii są skrajni przywódcy w obu obozach, a pragmatyczni politycy centrowi są „w większości, ale nie przy władzy”. „W Polsce narastają protesty przeciwko rządowi, który prowadząc wojnę kulturową (Kulturkampf) wywołuje w kraju skrajne napięcia” - dodaje.
„Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, żę wyborcza jesień przyniesie tylko niepewność i ponowną niestabilność, może nastąpić jednak moment nawrócenia” - uważa Kornelius. Wskazuje na to, jego zdaniem, mobilizacja w czasie majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego, które - wbrew wszelkim prognozom - nie wzmocniły sił populistycznych i antyeuropejskich. Wzrosła za to frekwencja wyborcza i gotowość obrony umiarkowanej polityki i reguł klasycznej demokracji - ocenia autor. „To zaleta populizmu: zaostrza on spojrzenie na czas wyborów i może łączyć siły, które w przeciwnym razie nie zebrałyby się razem” - uważa.
Aktualne sondaże: Niemcy nie chcą rządów AfD na wschodzie RFN
Problemem może stać się Berlin
Autor przyznaje, że dla Unii Europejskiej taki potencjalny scenariusz i tak byłby jednak o sekundę spóźniony, bo nowa Komisja Europejska wkrótce rozpocznie urzędowanie, a kraje członkowskie muszą szybko uzgodnić nowy unijny budżet, aby móc poświęcić swą energię na rozwiązywanie naprawdę palących problemów, jak polityka klimatyczna i energetyczna, odpowiedź na amerykańską linię w polityce handlowej i gospodarczej oraz wzmocnienie pewności siebie w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, tak potrzebnej Europie w obliczu konfrontacji chińsko-amerykańskiej.
Komentator SZ krytykuje niemieckich polityków, że nie dostrzegają tej szansy, a nawet sami mogą stać się problemem europejskiej wyborczej jesieni - ze względu na koalicyjne spory, „bojaźliwość wobec trupy rasistów z AFD” podczas kampanii wyborczych we wschodnich landach, unikanie odpowiedzialności przez współrządzącą Niemcami SPD czy „brak energii” w szeregach CDU.
„W niemieckiej polityce często nie docenia się tego, jak stabilizującą funkcję ma ten kraj dla swoich sąsiadów, jakie znaczenie ma wzrost i stabilność w Niemczech dla całego kontynentu i jaki wstrząs w najdalszym zakątku kontynentu może wywołać najlżejsze drżenie w Berlinie” - pisze Kornelius. Niekontrolowany kryzys rządowy w Niemczech to ostatnie, czego potrzebuje Europa w trakcie jesieni wyborczej - podkreśla.