Szczyt UE. Polska sama w sprawie klimatu
13 grudnia 2019Unijny przywódcy ostatniej nocy na szczycie w Brukseli wyznaczyli dla całej UE cel neutralności klimatycznej w 2050 r., ale z zastrzeżeniem, że „jeden kraj członkowski na tym etapie nie może zobowiązać się do wdrażania tego celu”, a szczyt UE wróci do tego tematu w czerwcu. – To były niełatwe negocjacje, ale Polska uzyskała zwolnienie ze zobowiązania co do 2050 r. – powiedział potem premier Mateusz Morawiecki. Przez parę dobrych godzin Polska domagała się na szczycie dodatkowych zapisów o pomocy finansowej na transformację energetyczną oraz o prawie do dojścia niektórych państw do neutralności po 2050 r., ale nie wskórała nic poza odwleczeniem sprawy do czerwca.
– Najpierw mówi się nam, że węgiel jest niedobry, więc zaczęliśmy zajmować się gazem. Potem mówi się, że gaz jest niedobry, więc zaczynamy mówić o energii nuklearnej. A teraz i ta ma być niedobra – tak Morawiecki miał za zamkniętymi drzwiami narzekać na ambicje klimatyczne Unii. Mówił o potrzebie zwiększonej pomocy finansowej dla Polski, co – zdaniem świadków tych obrad – spotkało się z kąśliwą polemiką ze strony prezydenta Emmanuela Macrona i włoskiego premiera Giuseppego Contego. Wskazywali, że Polska domaga się solidarności w funduszach, a nie wykazuje jej w kwestii polityki migracyjnej. – Trzeba sobie pomagać w Unii. Ale ta pomoc dotyczy także sprawy migrantów – miał powiedzieć Włoch.
Bruksela trwa przy Zielonym Ładzie
Stanowisko Morawieckiego to prestiżowy cios w Zielony Ład, który szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła w przeddzień szczytu. Podkopuje bowiem wiarygodność Unii w nakłanianiu innych światowych graczy do przyspieszenia klimatycznego, a także psuje wizerunek lidera w zbijaniu emisji gazów cieplarnianych. Von der Leyen i szef Rady Europejskiej Charles Michel oficjalnie zapewniali, że rozumieją potrzebę dodatkowego czasu dla Polski, by do czerwca wyliczyła koszty transformacji energetycznej. Ale Komisja Europejska nie zamierza rezygnować z przewidzianych w Zielonym Ładzie projektów, czyli m.in. „prawa klimatycznego” umocowującego cel neutralności klimatycznej w 2050 r. oraz podwyższenia celu redukcyjnego na 2030 r. z obecnych „co najmniej 40 proc.” do 50-55 proc. w porównaniu do 1990 r.
– Nie zmienimy harmonogramu z Zielonego Ładu – powiedziała von der Leyen. O ile na szczytach UE trzeba jednomyślności, to do przyjęcia poszczególnych przepisów z Zielonego Ładu trzeba już tylko większościowych głosowań europosłów oraz unijnych ministrów w Radzie UE. A zatem Polska nie będzie mogła niczego samotnie zawetować.
Neutralność klimatyczna to radykalne zredukowanie emisji oraz zrównoważenie ich reszty np. sadzeniem lasów czy też wychwytywaniem CO2 w kominach fabrycznych i magazynowaniem. Gdyby Polska na dobre odmówiła wdrażania celu z 2050 r., to teoretycznie – zgodnie z decyzją szczytu – pozostałe kraje Unii powinny wziąć na siebie większy ciężar w walce o klimat, by zrekompensować brak współpracy ze strony Polski i doprowadzić do neutralności Unii jako całości. – Nie, nie zamierzamy tego robić. I Niemcy też nie zamierzają – powiedział holenderski premier Mark Rutte po zakończeniu obrad o klimacie.
Ryzykowana gra budżetowa
Polska w rozmowach o klimacie usiłowała wyprzedzić finalne negocjacje o unijnym budżecie na lata 2021-27 i już ostatniej nocy chciała uzyskać twarde i dość precyzyjne zobowiązania szczytu co do pieniędzy m.in. dla regionów kopalnianych. Skończyło się fiaskiem. A dyplomaci z niektórych krajów łożących do wspólnej unijnej kasy więcej, niż z niej wyciągają, już teraz ostrzegają, że nie będzie zgody na nową siedmiolatkę budżetową, nim Polska ostatecznie opowie się w sprawie 2050 r. – Nie zgodzimy się na żaden nowy budżet, dopóki nie dowiemy się, na co i jak ma być przeznaczony. Będziemy czekać do czerwca na decyzję Polski – mówi nam jeden z zachodnich dyplomatów.
Morawiecki zaprzeczał ostatniej nocy, że brak zobowiązania do neutralności klimatycznej może ograniczyć dostęp Polski do funduszy na pomoc w transformacji. – Wręcz przeciwnie - przekonywał premier. Tyle, że już w przyjętych ostatniej nocy zapisach o „mechanizmie sprawiedliwej transformacji” (miałby wygenerować inwestycje warte 100 mld euro) dokonano ryzykownej zmiany oznaczającej, że „mechanizm” może nie zdobyć pełnego finansowania. – To może zależeć od decyzji Warszawy w sprawie 2050 r. – przekonuje nasz rozmówca w Brukseli.
Szczyt zaczynał się od sprzeciwu Polski, Węgier i Czech wobec celu neutralności klimatycznej (przy obecnych gwarancjach co do pomocy finansowej). Te trzy kraje wetowały neutralność już na szczycie w czerwcu, ale teraz Polska ostatecznie została sama. Czeski premier Andrej Babisz zadowolił się dodatkowym zapisem w decyzjach szczytu, że „niektóre kraje będą używać energii nuklearnej”. Nikt tego prawa nie podważał, ale w zamyśle Babisza ma zapewne pomóc w zdobywaniu zgód Brukseli na pomoc publiczną dla elektrowni atomowych. A z kolei Viktor Orban wycofał się ze sprzeciwu zupełnie bez rozgłosu.
Sankcje przedłużone
Szczyt zgodnie z rekomendacją kanclerz Angeli Merkel oraz prezydenta Emmanuela Macrona zgodził się na przedłużenie sankcji gospodarczych UE wobec Rosji o kolejne pół roku, czyli do końca lipca 2020 r.