Szwajcaria chce zamknąć rynek pracy przed Niemcami
3 lutego 2014Tylko w 2012 roku do Szwajcarii wyemigrowało ponad 20 tys. Niemców. Po USA Szwajcaria jest dla Niemców najbardziej popularnym celem imigracji zarobkowej. Sytuacja może się zmienić po niedzieli 9 lutego. Tego dnia Szwajcarzy będą głosowali w zainicjowanym przez narodowo-konserwatywną Szwajcarską Partię Ludową (SVP) referendum ws. „masowej imigracji”.
„Ilu Niemców może znieść Szwajcaria?”
Gdyby Szwajcarzy wypowiedzieli się przeciw imigracji, rząd musiałby domagać się od Brukseli zmiany zawartych w 1999 porozumień dwustronnych, m.in. o swobodzie przemieszczania się i wprowadzić kontyngent imigrantów z państw UE. Obostrzenie takie dotknęłoby przede wszystkim Niemców. W Szwajcarii żyje obecnie 300 tys. obywateli RFN. Po Włochach tworzą tym samym drugą co do wielkości grupę cudzoziemców, w kantonach niemieckojęzycznych są wręcz na pierwszym miejscu.
Głównie przeciw Niemcom, w Szwajcarii chętnie nazywanym „Schwooben” (od „szwabów”) skierowana jest kampania zainicjowana przez SVP. Przy piwie dyskutuje się pytanie rzucone przez tabloid „Blick”: „Ilu Niemców jest w stanie znieść Szwajcaria?”.
Niemieccy imigranci pracują jako lekarze i naukowcy, są menadżerami, przedsiębiorcam. To najlepiej zarabiające grupy. Ale z „wielkiego kantonu na północy”, jak dowcipkują Szwajcarzy, przyjeżdżają też fryzjerzy, pracownicy hotelowi, kelnerzy. Złośliwi pytają, czy obiad trzeba już teraz zamawiać literacką niemczyzną?
- Przycinki takie są niepotrzebne – skarży się na łamach gazety internetowej „20 minut” niemiecki przedsiębiorca, biotechnik Jan Lichtenberg, w Szwajcarii od 1998 roku. Podkreśla, że właśnie ta wielokulturowość jest mocną stroną Szwajcarii. – Żyją tu ludzie z całego świata – podkreśla. 23 procent ośmiomilionego społeczeństwa tego kraju stanowią cudzoziemcy. Dla porównania: w Niemczech, gdzie imigracja jest dziś równie gorąco dyskutowana, cudzoziemcy stanowią 9 procent mieszkańców.
Co roku nowe miasto
SVP oblicza, że co roku imigruje do Szwajcarii około 80 tys. osób. „Rokrocznie powstaje nowe miasto wielkości Lucerny albo Sankt Gallen”, ostrzega partia. Większy przyrost ludności mają obecnie tylko Indie. Skutki, to przepełnione pociągi, zakorkowane ulice i w efekcie zanieszczyszczenie środowiska, nadwyrężony system świadczeń socjalnych i groźba dumpingu płacowego.
W kampanii, której koszty opiewają na miliony franków, gospodarka Szwajcarii próbuje wyhamować zapędy SVP. Jeżeli firmy nie będą mogły sięgać po pracowników z UE, i tak już dotkliwy brak fachowców jeszcze się zaostrzy. Poza tym Szwajcarii grozi nadwyrężenie jej wizerunku, ostrzega Elisabeth Zölch Bührer, szefowa Związku Szwajcarskiego Przemysłu Zegarkowego. Nastawiona na eksport gospodarka obawia się, że „Made in Switzerland“ mogłoby się w końcu zamienić w „Wyprodukowane w wyizolowanym kraju”.
„Tour de Schiss“
Szwajcarscy politycy, począwszy od Zielonych a skończywszy na chadekach, obawiają się naruszenia porozumień dwustronnych z Brukselą. Siedem tzw. umów sektorowych z 1999 roku reguluje szczególny stosunek Szwajcarii i UE. Jeżeli naruszona zostałaby jedna z tych umów, anulowane mogłyby zostać pozostałe.
José Manuel Barroso bez ogródek wskazał już Szwajcarii, że jej uprzywilejowana pozycja gwarantuje jej dostęp do unijnego rynku z 500 milionami konsumentów. Jak obliczyło stowarzyszenie przedsiębiorców „Economiesuisse“, co trzeciego franka Szwajcaria zarabia na handlu z UE. Od handlu tego zależy też co trzecie miejsce pracy w Szwajcarii.
Jak dotąd wszystko wskazywało na to, że Szwajcarzy odrzucą żądania SVP. W ostatnich dniach jednak sondaże wykazały, że liczba zdecydowanych przeciwników tych żądań skurczyła się już do 50 procent. 43 procent domaga się przyhamowania imigracji, 7 procent jest niezdecydowanych. Politycy rządowi najpierw uspokajali, że Szwajcaria nie jest odosobniona, że wędrówka ludów ma miejsce w całej Europie. Teraz przemierzają kraj wzdłuż i wszerz, by jeszcze w ostatniej chwili zmobilizować ludność przeciw SVP. Tabloid „Blick” szyderczo nazywa te objazdy „Tour de Schiss”, w delikatnym tłumaczeniu chodzi o trzęsienie portkami ze strachu.
dpa / Elżbieta Stasik
red. odp.: Andrzej Pawlak