SZ: Jak Władimir Putin nagina historię
8 grudnia 2014Krym jest dla Rosjan tak ważny jak Wzgórze Świątynne dla Żydów, a Pakt Hitler-Stalin był słuszny, ponieważ ZSRR "nie chciał wojny", twierdzi prezydent Putin, który w konflikcie ukraińskim chętnie sięga po wybrane wydarzenia z historii, naginając je do swych bieżących celów politycznych, pisze na łamach monachijskiej "Süddeutsche Zeitung" Thomas Urban w artykule pod tytułem "Historyjki zamiast historii" ("Geschichten statt Geschichte").
Najnowszą taką historyjką jest uzasadnienie przez prezydenta Federacji Rosyjskiej aneksji Krymu chrztem jego patrona, św. Włodzimierza I Wielkiego w roku 988, który, o czym jednak Władimir Putin nie wspomniał, był wielkim księciem kijowskim, a nie moskiewskim. Także inne dane kłócą się z jego argumentacją, na rzecz przyłączenia Krymu do Rosji.
Niewygodne liczby
Thomas Urban pisze, że w 1991 roku 54 procent ludności Krymu opowiedziało się za niepodległą Ukrainą, a więc także część żyjących tam Rosjan, którzy, jak wynika z ostatniego spisu powszechnego ludności z roku 2001, stanowili 58 procent mieszkańców Półwyspu Krymskiego, obok Ukraińców i Tatarów Krymskich. Podczas ostatnich wolnych wyborów na Krymie w roku 2010 zwolennicy przyłączenia go do Rosji byli w mniejszości. Większość głosujących zaakceptowała staus daleko posuniętej autonomii tego regionu, który przewidywał subwencjonowanie go przez rząd w Kijowie z prawem prowadzenia samodzielnej polityki finansowej i kulturalnej. W Kijowie, pisze Urban, trudno jest zrozumieć, dlaczego te fakty nie znajdują odbicia w niemieckiej dyskusji nt. konfliktu ukraińskiego.
Formuła "rosyjskojęzyczni a więc promoskiewscy" nie odpowiada prawdzie także w odniesieniu do Donieckiego Zagłębia Węglowego, czyli Donbasu. Prawie trzy czwarte ludności Donbasu podało, że rosyjski jest ich językiem ojczystym, ale tylko 38 procent w spisie powszechnym z roku 2001 uważało się za Rosjan, a 57 procent, czyli większość, za Ukraińców. Te liczby wyjaśniają, dlaczego dowódca prorosyjskich separatystów w Doniecku, pułkownik GRU Igor Girkin, narzekał, że nie może zebrać wśród "ludności tubylczej" dość ochotników, gotowych do "walki o swą wolność".
Naginanie historii
"Süddeutsche Zeitung" zwraca ponadto uwagę, że na Ukrainie, a przede wszystkim w Polsce, zgoła inaczej, niż czyni to prezydent Putin, zapatruje się na tezę o Armii Czerwonej, która w 1939 roku "nie chciała walczyć". Na mocy tajnego protokołu do Paktu Hitler-Stalin, znanego też jako Pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, 17 września Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny II Rzeczypospolitej, a w następnych miesiącach ok. pół miliona Polaków i Ukraińców deportowano do obozów pracy. Krwawe represje dotknęły Kościół unicki, a punktem kulminacyjnym rosyjskich przestępstw na zaanektowanych terenach wschodnich Polski była zbrodnia katyńska. Wiosną 1940 roku w Katyniu i innych miejscach NKWD rozstrzelało prawie 22 tys. obywateli Polski, w tym ponad 10 tys. oficerów wojska i policji.
Podczas spotkania prezydenta Putina z premierem Tuskiem w 2010 roku na miejscu zbrodni katyńskiej Władimir Putin potwierdził, że jej sprawcą było NKWD, ale równocześnie, jak pisze dosłownie Urban, "skonstruował rosyjsko-polską wspólnotę ofiar", utrzymując, że w lesie katyńskim pochowanych jest o wiele więcej ofiar rosyjskich niż polskich.W Polsce przyjęto tę jego wypowiedź jako próbę oddalenia przez Federację Rosyjską, jako prawnego następcę ZSRR, odpowiedzialności za ten mord.
Rosja wielka i wspaniała
Strategia Putina polega na skrzętnym unikaniu wszystkiego, co może stawiać w złym świetle b. ZSRR w latach II wojny światowej, przy równoczesnym eksponowaniu zasług Rosji, jako głównego zwycięzcy nad hitlerowską III Rzeszą, co na Ukrainie przyjmowane jest z odrazą. Urban przypomina, że w stosunku do liczby ludności, wśród poległych czerwonoarmistów było trzy razy więcej Ukraińców niż Rosjan. Tymczasem w dzisiejszej Rosji wkład Ukraińców w wojnę ogranicza się do osoby Stepana Bandery, jednego z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), który od 1941 roku był uwięziony w Sachsenhausen, a w 1959 roku na emigracji w Monachium został zamordowany przez agenta KGB, i ukraińskich strażników w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
Monachijski dziennik zwraca uwagę, że w moskiewskich księgarniach można znaleźć coraz więcej książek poświęconych spornym kwestiom w stosunkach ukraińsko-rosyjskich z bliższej i dalszej przeszłości, ale tylko naprawdę nielicznym można przypisać znamiona naukowości, a przynajmniej chęć trzymania się faktów. Dominuje tania sensacja i naginanie historii do potrzeb bieżącej polityki. To samo odnosi się do mass mediów i, co gorsza, programów szkolnych. W rezultacie, konkluduje autor, większość Rosjan jest dziś święcie przekonana, że wspomniany na początku Włodzimierz I Wielki jest pierwszym Rosjaninem, który przyjął chrzest.
opr.: Andrzej Pawlak