"Tatarak" Andrzeja Wajdy na Berlinale
14 lutego 2009Najnowsza produkcja Andrzeja Wajdy była jedną z siedmiu nowych polskich filmów, które starały się o udział w tegorocznym festiwalu Berlinale. W rezultacie "Tatarak" zakwalifikował się do konkursu.
W ubiegłym roku film Wajdy "Katyń" pokazano na Berlinale poza konkurencją.
Jego ponowna obecność w tym roku jest o tyle większą niespodzianką, że w 2006 polski reżyser otrzymał już Złotego Niedźwiedzia za całokształt twórczości. Mistrz polskiego kina powiedział na konferencji prasowej w Berlinie:
"Jestem bardzo szczęśliwy, dlatego że berliński festiwal ma szczęśliwą rękę. Filmy, które pokazano w Berlinie, zostały zauważone. Pomogło to w tym, że weszły nie tylko na polskie ekrany, ale i świata. Dlatego jestem bardzo wdzięczny, że dyrekcja festiwalu znalazła miejsce dla starego reżysera i jego filmu "Tatarak".
Film "Tatarak" jest bardzo osobistą opowieścią, choć mniej dla reżysera, a bardziej dla głównej bohaterki, Krystyny Jandy. Ilustruje on bowiem dwie historie równolegle - fikcyjną prozę Jarosława Iwaszkiewicza oraz rzeczywistą z życia wziętą opowieść grającej główną rolę Jandy.
Nie był to jednak zamysł, lecz rezultat, który powstał dopiero w czasie zdjęć. Kiedy reżyser rozpoczął prace nad ekranizacją prozy Jarosława Iwaszkiewicza, nie wiedział, jaki będzie tego efekt. Zdjęcia do filmu rozpoczęły się bowiem krótko po tym, jak po długiej chorobie zmarł mąż aktorki. W filmie Janda gra kobietę chorą na raka płuc.
Filmowa fabuła tak bardzo przypominała jej własne, świeże i bolesne przeżycia po chorobie i śmierci męża, że w rezultacie zamiast ekranizacji Iwaszkiewicza, powstał film, w którym fikcja przeplata się z rzeczywistością. W osobistych długich monologach Janda opowiada o tych przeżyciach, poddając się refleksji na temat godzenia zawodu aktorki z życiem prywatnym w najtrudniejszym momencie swojego życia. Krytyk filmowy z Paryża, Barbara Lorey powiedziała po premierze:
"Jest to film emocjonalnie bardzo intensywny i bardzo nietypowy. Rozumiem Jandę, bo ona wie, że jako aktorka nigdy nie jest zupełnie prywatną osobą. Ten szpagat między fabułą, a fikcją jest wyjątkowy i wzbudził we mnie wiele rozmyśleń."
Na konferencję prasową do Berlina Krystyna Janda jednak nie przyjechała. Wśród krytyków zdania były podzielone. Niektórzy dziwili się, że skoro zdecydowała się na tak osobiste wyznania przed kamerą, to trudno zrozumieć, dlaczego ucieka przed pytaniami publiczości". Inni byli pełni zrozumienia:
- "Nie zawsze i o wszystkim trzeba dyskutować. Mnie się to właśnie podobało, że tak osobiste przeżycia były tak delikatnie opowiedziane. Oko kamery, które nie jest dla Jandy natrętne, lecz jedynie obserwuje ją z daleka, fascynuje mnie. Jest to dla mnie wielkim odkryciem tego festiwalu", ocenił jeden z widzów po premierze.
Forma filmu, w której widz stale "oscyluje" między fikcją a prawdą sprawia jednak, że fabuła powieści Iwaszkiewicza schodzi na drugi plan. W intymną opowieść o starzejącej się kobiecie, pani Marcie, trudno się zagłębić, bo osobista tragedia Jandy pochłania niemal całą emocjonalną uwagę. Film wzruszający, ale i trudny w odbiorze, gdyż wiele pytań pozostaje otwartych.
Wygląda również na to, że nie jest to przypadek, iż film pokazano jako ostatnią pozycję w konkursie, gdyż jak nazwał go dyrektor Berlinale Dieter Kosslick jest to tzw. "Alterswerk", czyli obraz, na który może sobie pozwolić u schyłku swojej twórczości tylko wielki mistrz.
Kosslick powiedział również o "Tataraku", że film ten jest "świętem dla wszystkich fanów Andrzeja Wajdy", gdyż w wielu wątkach odkryją oni wcześniejsze produkcje reżysera. I rzeczywiście: "Tatarak" jest równocześnie filmem i sceną z planu wielkiego "podwórka" mistrza polskiej kinematografii. Dobór aktorów, operatorów, scen i wątków stają się tym bardziej czytelne, im lepiej zna się wcześniejsze filmy Wajdy.
Czy film zdobędzie niedżwiedzia - okaże się już w sobotę wieczorem.