Testament polityczny Helmuta Schmidta
5 grudnia 2011Godzinne wystąpienie kanclerza Schmidta w Berlinie było dosadne, trafiło w nerw czasu i nagrodzone zostało przez prawie 9 tysięczny tłum towarzyszy partyjnych SPD niekończącymi się owacjami. „Stary kanclerz” jest już od jakiegoś czasu w Niemczech postacią kultową i jego opinie są na wagę złota.
Dlatego przywódcy SPD skorzystali z okazji i zaprosili Helmuta Schmidta na zjazd partii. Ku powszechnemu zaskoczeniu, sędziwy polityk nie tylko nie odmówił, lecz wygłosił przemówienie, które można uznać za jego polityczny testament.
Ostrzeżenie przed mocarstwowymi ambicjami
Helmut Schmidt zarzucił politykom koalicji rządowej szkodliwe dla Niemiec "prężenie muskułów”. Zacytował przy tym wypowiedź Volkera Kaudera (CDU), że „w Europie będzie się znowu mówić po niemiecku”. Jednocześnie ostrzegł przed pokusą pretendowania Niemiec do roli mocarstwa. „ My Niemcy nie całkiem zdajemy sobie sprawę z tego, że nasi sąsiedzi pewnie jeszcze przez kolejne pokolenia będą się do nas odnosić z nieufnością”- powiedział ekskanclerz.
Krytyka Angeli Merkel
„W ostatnich latach pojawiły się poważne wątpliwości co do ciągłości niemieckiej polityki zagranicznej” - stwierdził Schmidt. Następnie podkreślił, że odbudowa Niemiec po II Wojnie Światowej nie byłaby możliwa bez pomocy zachodnich partnerów. Dlatego Niemcy są historycznie zobowiązane w obecnej sytuacji do okazania solidarności innym państwom. Jednocześnie pośrednio skrytykował on niechęć kanclerz Angeli Merkel wobec euroobligacji. „Dla trwałego przezwyciężenia kryzysu nie da się uniknąć wspólnego zadłużenia państw eurogrupy” – zauważył Schmidt. Niemcy nie mogą, jego zdaniem, zawieść z czysto narodowo-egoistycznych pobudek.
Losy Europy
W swym przemówieniu Helmut Schmidt podkreślił, że ponieważ Europa jest starzejącym się kontynentem, to „nie ma innej opcji dla socjaldemokratów, jak wzmocnić Unię Europejską. Bo na znaczeniu może ona zyskać tylko wtedy, kiedy jej członkowie będą ze sobą trzymać”. Kanclerz zaprzeczył też istnieniu kryzysu euro, twierdząc, że rzekomy kryzys wynika raczej z bezradności polityków wobec „bezczelnych” bankierów nastawionych wyłącznie na zyski. Jest to też zasługa dziennikarzy i mediów, które lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie mówią i piszą o kryzysie.
Dpa/ Tagesschau/ Alexandra Jarecka
red.odp.: Andrzej Paprzyca