Trasy przelotu nad regionami zapalnymi. Nauczka z katastrofy MH17
21 lipca 2014Air France, British Airways, Singapore Airlines i kilka innych linii lotniczych już od dłuższego czasu nie przelatuje nad wschodnią Ukrainą. Inne, jak Lufthansa, trasy przelotów do Azji zmieniły dopiero po rozbiciu się boeinga 777 linii Malaysian Airlines. Niemieckie linie lotnicze zmieniły trasy przelotów, bo musiały. Obecnie przestrzeń powietrzna nad wschodnią Ukrainą jest zamknięta.
Ostatnie słowo należy do pilota?
Czy trzeba przelatywać nad regionem zapalnym: również regionem objętym wojną, tylko dlatego, że wolno? Linie lotnicze jak każde przedsiębiorstwo stawiają na optymalizację kosztów i dlatego obierają zawsze najkrótsze trasy z A do B.
Publicysta i ekspert lotniczy Tim van Beveren jest przekonany, że wiele linii lotniczych, żeby obniżyć koszty, godzi się na możliwe do uniknięcia ryzyko. – W lotnictwie niestety ciągle jeszcze najważniejsze są pieniądze – powiedział w wywiadzie dla Deutsche Welle.
Czy załoga ma w tej sprawie prawo współdecydowania? - Oczywiście – zapewnia Beveren. - Jako pilot zawsze mam możliwość odmowy przelotu daną trasą.
Ken Thomas z Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego Eurocontrol potwierdził, że przy wyborze tras przelotów ostatnie słowo należy do pilota.
W przypadku sztormu czy innego poważnego zagrożenia, decyzja zboczenia z kursu nie jest problemem. Ale, jeśli pilot oznajmi przed odlotem swojemu pracodawcy, że nie będzie leciał nad taką a taką przestrzenią powietrzną, wówczas, jak twierdzi pilot Lufthansy Joerg Handwerg, będzie musiał w rozmowie z szefem wytoczyć bardzo przekonywujące argumenty, zwłaszcza gdy się okaże, że jego koledzy albo inne linie lotnicze mimo wszystko latają na tej trasie.
Przestrzeń powietrzna powyżej 10 tys. metrów była otwarta
O tym, czy przestrzeń powietrzna jest bezpieczna czy też nie, zasadniczo decyduje państwo, do którego ona należy. Jeśli rząd w Kijowie uzna to za konieczne, Ukraina powinna zamknąć przestrzeń powietrzną dla lotnictwa cywilnego. Jak się okazuje, jeszcze przed runięciem samolotu Boeing 777 obszar powietrzny był zamknięty do wysokości 10 tysięcy metrów.
- W związku z walkami było zalecenie, by nie lądować na lotniskach wschodniej Ukrainy – powiedział Handwerg, będący również w zarządzie Cockpitu, związku zawodowego zrzeszającego pilotów. – Nie widziano żadnego zagrożenia dla samolotów lecących na wysokości powyżej 10 tys. metrów. W końcu samoloty pasażerskie nie są w konfliktach zbrojnych żadnym celem.
Jego wnioski z tej tragedii? – W przyszłości będziemy się jeszcze bardziej interesować tym, jakich przestrzeni powietrznych nie musimy omijać a jakie powinniśmy.
Związek Cockpit zasadniczo sprzeciwia się temu, aby samoloty pasażerskie latały nad obszarami objętymi wojną. – A jeśli nie da się tego uniknąć, w samolotach powinno się zainstalować technikę znaną nam z samolotów bojowych - uważa pilot Lufthansy.
Zagrożenie dla samolotów również w innych regionach
Troską napawa Hardwerga jeszcze coś innego, mianowicie to, że każdy może sprawdzić, gdzie znajduje się aktualnie dany samolot, na jakiej leci wysokości i z jaką prędkością. - Dane lotu przesyła się w postaci niezakodowanej na ziemię. W ten sposób dostarczamy potencjalnym terrorystom informacje i stajemy się podatni na zagrożenia.
Tymczasem ekspert lotniczy Beveres wymienia też inny kraj, który może stać się zagrożeniem dla lotnictwa cywilnego. Jest nim Izrael. Również tam toczy się walki i stosuje nowoczesne systemy broni; rakiety, które mogłyby uderzyć w samoloty podchodzące do lądowania. Wtedy samolot pasażerski może bardzo łatwo stać się celem ataku.
Jennifer Fraczek / Iwona D. Metzner