Trudna droga do traktatu
13 listopada 2010Polsko-niemiecki traktat graniczny miał kilku ojców. Po polskiej stronie z uporem starali się o jego podpisanie przede wszystkim premier pierwszego niezależnego rządu RP Tadeusz Mazowiecki oraz szef polskiej dyplomacji Krzysztof Skubiszewski. W Niemczech jednak z ostatecznym uznaniem granicy zwlekano. Zwolennikiem szybkiej regulacji granic był wprawdzie minister spraw zagranicznych Hans-Dietrich Genscher, ale kanclerz Helmut Kohl wcale się nie śpieszył. Zapewniał wprawdzie o dobrych chęciach, ale na finalizację układu zdecydował się dopiero po zakończeniu negocjacji „2+4” i po zjednoczeniu. Natomiast do ratyfikacji doszło dopiero w rok od podpisania traktatu z 14 listopada 1990 roku.
Polacy myśleli o granicy, a Niemcy o zjednoczeniu
„Kiedy stawało się jasne, że perspektywa zjednoczenia Niemiec zbliża się coraz większymi krokami, wiedzieliśmy, że ostateczna regulacja kwestii granicznych jest naszym absolutnym priorytetem”, wspomina były premier Tadeusz Mazowiecki. Konieczność uregulowania wynikała z kilku faktów.
Wprawdzie Polska miała już dwie umowy graniczne – tzw. układ zgorzelecki między PRL i NRD z 1950 roku oraz układ o nienaruszalności polskiej granicy zachodniej z 1970 roku między PRL a RFN, ale zjednoczenie Niemiec stawiało problem granicy w nowym świetle. Wprawdzie żadna siła polityczna jej nie kwestionowała, jednak strona polska chciała tą sprawę zamknąć raz na zawsze.
Wszyscy byli za, tylko nie chadecja
Na szybką regulację naciskały w 1990 roku wszystkie siły polityczne w Niemczech oprócz CDU/CSU, także szef ówczesnej dyplomacji, Hans-Dietrich Genscher otwarcie dążył do ostatecznego układu granicznego. Ale i w NRD, gdzie przez kilka miesięcy rządził wybrany w jedynych wolnych wyborach nowy rząd stanowisko było jasne. „Byliśmy zaniepokojeni i stale przypominaliśmy RFN, że wobec planów zjednoczenia powinien ostatecznie uznać granicę na Odrze i Nysie”, przypomina Markus Meckel, szef dyplomacji ostatniego enerdowskiego rządu.
Także pochodząca z NRD Cornelia Pieper, dziś wiceminister spraw zagranicznych RFN, wspomina: "Dla nas ta granica była oczywistością, ale dla Niemców na zachodzie niekoniecznie". Politycy z byłego NRD do dziś wytykają to zachodnim kolegom. Markus Meckel przyznaje, że złościło go ociąganie Kohla, który widocznie zwlekał z powodu zbliżających się wyborów do Bundestagu. "Kohl obawiał się, że uznając granicę straci głosy środowisk wypędzonych", ocenia Meckel.
Powolny Helmut
Podczas, gdy Polska chciała jak najszybciej zawrzeć międzynarodowe umowy z RFN i NRD, które automatycznie obowiązywałyby po zjednoczeniu, Kanclerz Kohl chciał zamknąć kwestię graniczną bilateralnie i w póżniejszym czasie (10-punktowy plan Kohla). Tadeusz Mazowiecki wspomina dziś: „Miałem świadomość, że każdy z nas dbał o to, co dla jego kraju było najważniejsze. Dla mnie było priorytetem doprowadzenie do jednoznacznego uznania zachodniej granicy przez Niemcy, a dla Helmuta Kohla najważniejsze było zjednoczenie. Wiedziałem o tym i dlatego nie mogłem popuścić”.
W kołach polskiej opozycji, która już stosunkowo wcześnie pozytywnie się ustosunkowała do kwestii zjednoczenia Niemiec, postawa Kohla wywoływała rozczarowanie. W Warszawie oczekiwano więc „rewanżu” Bonn, a kiedy zrozumiano, że szybko nie nastąpi, polski rząd postrzegał to za "niepokojący sygnał". Dziś niemieccy politycy przyznają, że ówczesna postawa świadczyła o braku wyczucia sytuacji przez elity RFN.
Genscher – polityk z wizją
Odmienną postawę niż Kohl reprezentował wtedy minister spraw zagranicznych Niemiec Hans-Dietrich Genscher. Najpierw na forum Zgromadzenia ONZ w Nowym Jorku zapewnił on o nienaruszalności polskich granic i zwracając się do Krzysztofa Skubiszewskiego powiedział: „Niemcy nie będą chcieli odwrócić historii ani zmieniać granic”.
Także podczas negocjacji „2+4” Genscher uchodził za najbardziej konstruktywnego w niemieckiej delegacji. Polska domagała się udziału w negocjacjach, czemu Kohl się sprzeciwiał. Wówczas Genscher zaproponował, by zaproszono stronę polskę do stołu obrad na tą część rozmów, która dotyczyła potwierdzenia granic (17.07.1990 w Paryżu).
Długa droga do finału
Zanim do tego doszło obydwa niemieckie parlamenty, Bundestag i Izba Ludowa, przyjęły także deklaracje jasno mówiące o nienaruszalności granic (21 czerwca 1990 roku. W Polsce uznano to za "krok niewystarczający, ale we właściwym kierunku".
Dopiero kilka dni po zjednoczeniu Niemiec doszło do ostatecznej regulacji polsko-niemieckiego granicy. Układ o jej nienaruszalności na Odrze i Nysie Łużyckiej podpisali w Warszawie 14 listopada 1990 roku szef niemieckiej dyplomacji Hans-Dietrich Genscher oraz polski minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski.
W następnych miesiącach Polska i Niemcy pracowały nad dalszą umową, na której bardzo zależało Niemcom, gdyż regulowała ona, m.in. kwestie wspierania mniejszości niemieckiej w Polsce. Dopiero kiedy podpisano obydwa traktaty – graniczny oraz o przyjaźni i dobrym sąsiedztwie doszło do ich ratyfikacji przez Bundestag. Tym sposobem polsko-niemiecki traktat graniczny z 14 listopada 1990 wszedł w życie dopiero 13 miesięcy póżniej, 16.12.1991.
Róża Romaniec, Berlin
red.odp.: Alexandra Jarecka