Trump podzielił europarlament. Skrajna prawica pełna nadziei
14 listopada 2024Centrum, lewica i liberałowie pełni obaw, skrajna prawica i konserwatyści w euforii i pełni nadziei – tak przebiega przez Parlament Europejski linia podziału w reakcjach na wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA.
Unijni liderzy zareagowali – jedni mniej, inni bardziej entuzjastycznie – na wynik wyborów w USA już w dniu jego ogłoszenia. Sama Ursula von der Leyen opublikowała „ciepłe” gratulacje dla Republikanina. Wczoraj (13.11.2024) w Parlamencie Europejskim szef unijnej dyplomacji Josep Borrell przestrzegł: „Nie powinniśmy sprawiać wrażenia, że jesteśmy sparaliżowani, jak jeleń w światłach samochodu. Musimy pokazać, że się nie boimy”.
Borrel: skutki wyboru Trumpa odczują nasze wnuki
Przyznał, że jest pewien, iż tak naprawdę w UE jest wiele obaw co do prezydentury człowieka, którego Amerykanie już raz widzieli na urzędzie, a jednak wybrali go ponownie”.
– To zmieni relacje Europy ze Stanami Zjednoczonymi. Zmieni też nasz stosunek do prawdy, ponieważ prawda okazała się plastyczna – mówił Borrell. Jego zdaniem wynik wyborów amerykańskich nie może pozostawić Europy „zimną”, obojętną, ponieważ Brukselę i Waszyngton zbyt wiele łączy, a „skutki tego wyboru będą trwać aż do pokolenia naszych wnuków”.
Szef unijnej dyplomacji ostrzegał, że zrealizowanie przez administrację Trumpa jego obietnicy nałożenia 10-procentowych ceł w handlu z Unią Europejską miałoby duży wpływ na gospodarki krajów członkowskich. Wspomniał w tym kontekście też o groźbie Trumpa obłożenia cłami również Chin. – Chińskie towary, które nie będą miały dostępu do rynku amerykańskiego, mogą zalać nasze rynki – przestrzegał.
Za kluczowe uznał jednak to, jaką politykę nowa administracja amerykańska przyjmie wobec wojny Rosji z Ukrainą i eskalacji wokół Chin i Tajwanu.
UE szuka sposobu na pomoc Ukrainie
Gdyby Donald Trump zaczął stawiać Kijowowi warunki, od których uzależniałby dalszą pomoc, odpowiedzią UE musi być trwanie przy zobowiązaniach wobec Ukrainy i jej mieszkańców – uważa szef unijnej dyplomacji. – Musimy nadal oferować wsparcie, którego potrzebują, aby się bronić – podkreślił. I dodał, że to UE zapewnia ogólnie większe wsparcie dla Ukrainy, niż USA, natomiast samej tylko pomocy wojskowej amerykańskiej jest o 25 proc. więcej.
Wspomniał m.in. o ewentualnym wykorzystaniu zamrożonych rosyjskich aktywów, a także o tym, że nie może zostać zawarte jakiekolwiek porozumienie dyplomatyczne między USA a Rosją, które pomijałoby głos samej Ukrainy oraz Unii Europejskiej. – To, jak się zakończy ta wojna, ma znaczenie, choć być może niektórzy chcą tylko zobaczyć koniec tej wojny i nie obchodzi ich, jaki – skwitował.
Wybór Trumpa „powinien dać nam jasno do zrozumienia, że musimy wzmocnić nasze bezpieczeństwo. Musimy wziąć nasze przeznaczenie we własne ręce” – powiedział, po czym skwitował, że to samo właśnie Europa mówiła w 2016 r, podczas gdy wydatki na wojsko w Niemczech wzrosły z 1,15 proc. PKB do… 1,30. – Nie można powiedzieć, że jest to współmierne do przejęcia kontroli nad własnym losem – uznał Borrell i dodał, że UE nie jest tylko wspólnotą gospodarczą. – Nie może być tak, że NATO odpowiada tylko za bezpieczeństwo, a my produkujemy broń – dodał.
Prawica: Trump to szansa na niezależność UE
W debacie, jaka wywiązała się po słowach przedstawiciela Komisji Europejskiej, europosłowie podzielili się dość przewidywalnie – przedstawiciele Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKiR), Patriotów dla Europy (PE) i Europy Suwerennych Narodów (ESN) twierdzili, że Trump w Białym Domu to dla Europy szansa, a nie zagrożenie.
Jordan Bardella z PE ocenił wybór Amerykanów jako „lekcję”, że Europa nie powinna „ratować innych, tylko powinna zajmować się narodami, które są jej częścią i ich chronić”. Nicola Procaccini z EKiR zapewniał, że „wynik wyborów nie zmieni relacji z UE, bo te oparte są na kulturze, tradycji i historii”, zaś „sfrustrowana europejska lewica” nie rozumie amerykańskich robotników i rolników. – Zróbmy to, co powinniśmy. Wzmocnijmy europejską część NATO – skwitował. Zaś Petar Volgin z ESN stwierdził, że Ameryka skoncentrowana pod rządami Trumpa na problemach wewnętrznych to „szansa, aby UE znów zaczęła dbać o własne interesy”, zamiast „być podwykonawcą decyzji wydawanych przez Partię Demokratyczną w USA”.
Bezpieczeństwo w centrum uwagi
W odmiennym tonie wypowiadali się przedstawiciele centroprawicy, liberałów i lewicy.
Valérie Hayer z frakcji Renew stwierdziła, że teraz „linia polityczna Waszyngtonu to będzie Fox News i Elon Musk”. Wzywała do przyjęcia „prawdziwej strategii przemysłowej”. – Nasze start-upy muszą pozostać w Europie. Musimy zabezpieczyć nasze surowce krytyczne. Nasz przemysł obronny jest bardzo rozdrobniony. Mamy 17 różnych modeli czołgów europejskich, a Amerykanie jeden – podkreślała. Apelowała też, aby UE zabezpieczała m.in. interesy europejskich przedsiębiorców i rolników w relacjach gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi.
Z kolei Janis Maniatis z Socjalistów i Demokratów ostrzegał, że UE musi „przygotować się na stosunki transatlantyckie, które nie będą opierały się na szacunku”. Jego zdaniem Trump może ograniczać wsparcie dla Ukrainy i odchodzić od sojuszy takich, jak NATO. – Unia Europejska będzie musiała być autonomiczna – skwitował.
Andrzej Halicki z Europejskiej Partii Ludowej podkreślił, że „prawdziwe zagrożenie” dla Europy „ciągle płynie z tej samej od dekad stolicy”, zaś NATO to nie jedyny składnik europejskiego bezpieczeństwa. Przywołał polski projekt Tarczy Wschód i podkreślił, że to właśnie takie projekty powinny być wspierane europejskimi środkami.
– Granice muszą być bezpieczne. Powietrze musi być chronione. Pomysł i projekt Europejskiej Kopuły (na wzór izraelskiej żelaznej kopuły antyrakietowej – red.), który premier Donald Tusk już przedstawił, musi znaleźć szybkie wdrożenie – apelował Halicki, podkreślając, że w Europie istnieje potencjał, aby uruchomić dobrze funkcjonujący przemysł zbrojeniowy, „potrzeba tylko politycznej decyzji”.