TTIP: Wolny handel na koszt środowiska?
9 października 2015Tylko z Niemiec ma przyjechać do Berlina w sobotę 600 autobusów i specjalnych pociągów z demonstrantami. Będzie to największy jak do tej pory protest przeciwko transatlantyckiej umowie handlowej TTIP. – Obawiamy się, że umowa ta może doprowadzić do obniżenia standardów dotyczących ochrony środowiska i do wypracowania metod, które w przyszłości utrudnią wyznaczanie takich standardów – mówi Karl Baer z Instytutu Ochrony Środowiska w Monachium, jednego z organizatorów protestu.
Przedstawiciele gospodarki obiecują sobie natomiast po tej umowie przyrost gospodarczy i więcej miejsc pracy. TTIP jest „ważnym elementem zabezpieczenia naszego dobrobytu i zachowania gospodarczej równowagi w Europie”, uważa Felix Neugart z Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK).
Negocjacje na temat warunków spodziewanego „programu koniunktury“, jakim ma być Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), Unia Europejska i USA prowadzą już od 2013 roku. Za zamkniętymi drzwiami. Dokumenty przygotowane przez amerykańskiego partnera są ściśle tajne. Ogólnie dostępny jest natomiast w Internecie szereg propozycji przedstawionych przez UE – albo przeciekły nielegalnie do sieci, albo zostały opublikowane przez Komisję Europejską pod presją opinii publicznej.
Odpady czy pasza?
Dzięki tzw.współpracy regulacyjnej umowa ma w możliwie daleko idącym stopniu uprościć standardy obowiązujące w UE i USA, pisze niemiecki Federalny Urząd Ochrony Środowiska i ostrzega, że wiąże się z tym poważne ryzyko: „Mogą się obniżyć standardy dotyczące ochrony środowiska i mogą być zagrożone uwzględniające te standardy właściwości produktów”.
Standardy w zakresie ochrony środowiska są w UE często znacznie bardziej ostre niż w USA. Dotyczy to zwłaszcza produktów chemicznych. Liczne środki ochrony roślin, które są stosowane w USA, w UE ze względu na zawartość w nich związków rakotwórczych, są zabronione. W UE w wielu przypadkach granice dopuszczalnych zanieczyszczeń są też znacznie niższe niż w USA. W 2012 roku na przykład stwierdzono w UE zanieczyszczenie alfatoksyną B1 dużych ilości śruty kukurydzianej. W UE śruta musiałaby zostać zniszczona – trafiła jednak do USA jako pasza, legalnie.
Komisarz UE ds. handlu Cecilia Malmström broni umowy z USA. Na europejski rynek nie trafi żaden produkt, który by nie odpowiadał standardom unijnym, zapewniała w kwietniu br.
W umowie TTIP chodzi jednak nie tyle o zrównanie czy wzajemne uznanie już istniejących standardów, tylko o uzgodnienia dotyczące przyszłych regulacji. Ekolodzy obawiają się, że UE podda się naciskowi USA akceptując mniej rygorystyczne przepisy. – Zawsze będzie wyrazem woli politycznej, czy ustalając w przyszłości regulacje unijne uwzględnimy amerykańskie zastrzeżenia czy nie – mówi ekspert DIHK Felix Neugart. – Jeżeli chce się mieć w Europie wyższe normy ochrony środowiska niż w USA, to jest to oczywiście w ramach normalnego procesu legislacyjnego nadal możliwe – dodaje Neugart.
Federalny Urząd Ochrony Środowiska proponuje natomiast, by „systematycznie badać, w jakich dziedzinach i na jakich warunkach współpraca regulacyjna może prowadzić do pozytywnego oddziaływania na środowisko po obydwu stronach”. Takie dziedziny mogłyby być zawarte w umowie TTIP jako tzw. „lista pozytywów”.
Kontrowersyjna ochrona inwestorów
Problematyczna dla ochrony środowiska może być planowana ochrona inwestorów w ramach TTIP, uważa Karl Baer z monachijskiego Instytutu Ochrony Środowiska. Na jej podstawie przedsiębiorstwo może domagać się od państwa odszkodowania, jeżeli państwo chce na przykład zaostrzyć przepisy ochrony środowiska. Tak stało się już w przypadku innej umowy: Północnoamerykańskiego Układu o Wolnym Handlu NAFTA. W latach 90-tych sąd rozjemczy skazał Meksyk na 15,6 mln dolarów odszkodowania. Meksyk odmówił bowiem północnoamerykańskiej firmie wydania na swoim terenie zgody na prowadzenie składowiska niebezpiecznych odpadów.
Za jedną z głównych przyczyn oporu w Europie wobec TTIP uchodzi mechanizm rozwiązywania sporów między państwem a prywatnym inwestorem (ISDS). Niemiecki minister gospodarki Sigmar Gabriel i jego francuski kolega Matthias Fekl zaproponowali na początku roku, by spory dotyczące inwestycji rozstrzygał nowo stworzony Trybunał ds. inwestycji. Od prywatnych sądów arbitrażowych miałby się różnić tym, że obowiązywałyby w nim zasady transparencji i możliwe byłoby wniesienie odwołania od wyroku. Dla Karla Baera to za mało. – Chodzi o zasadnicze pytanie: czy międzynarodowi inwestorzy będą mieli szczególne prawa, które pozwolą im bronić się przed regulacjami danego państwa? – stwierdza Baer.
„Twarde interesy ekonomiczne“
Negocjacje są jeszcze na etapie dalekim od tego, by uzgodnione było wszystko, co święte dla krytyków globalizacji – dotrzymania zasad ochrony konsumenta, ochrony środowiska i standardów socjalnych, powiedział niedawno Gabriel. Po dziesięciu spotkaniach negocjacyjnych wicekanclerz Niemiec podsumowuje trzeźwo: „W pertraktacjach nie rusza się praktycznie nic”. Przyczyny tego zastoju Gabriel dostrzega w „twardych interesach ekonomicznych”, zarówno z europejskiej, jak i z amerykańskiej strony. Pierwotnie ramy umowy miały zostać stworzone do końca tego roku. Termin ten uważany jest już za niemożliwy do dotrzymania.
Hilke Fischer / tł. Elżbieta Stasik