Turecki, ślubny raj w Duisburgu
14 września 2010Na weselu, a zwłaszcza na garderobie w tureckich rodzinach się nie oszczędza. Specjalizując się w modzie ślubnej, sklepikarze z imigranckiej dzielnicy Duisburga - Marxloh odkryli rynkową niszę. Próżnię po jeszcze kilka lat temu pustych lokalach zastępują dziś salony ślubnych i wieczorowych sukien, wyszukanej weselnej garderoby, sklepy z dodatkami i gastronomiczne lokale. Do wyboru, do koloru. Boom w branży weselnej sprawia, że ta uboga i zagrożona bezrobociem dzielnica Duisburga z dnia na dzień zmienia się w dobrze prosperujące centrum handlowo-usługowe. A problemy społeczne i integracyjne w tej dzielnicy, zamieszkiwanej w ponad 35 procentach przez migrantów, naglą. Przestępczość nieletnich ciągle rośnie. Już w 2008 roku Rolf Cebin, były komendant stołecznej policji Duisburga, nazwał Marxloh „przestrzenią strachu”.
Weselna mekka
Jak w tureckich rodzinach tradycyjnie huczne wesela to chleb powszedni, tak dobrze pomyślany ślubny interes to w tureckim biznesie żyła złota. „Mamy w domu niezliczone masy, ba, tysiące sukien. Bo mam dosyć wielu kuzynów i już od lat tak jest, że prawie każdego dnia któryś z nich bierze ślub”, mówi Dilan Sever, 18-letnia uczennica, już przywykła do weselnych zakupów w Marxloh. Za samą sukienkę Dilan płaci 200, a nawet 500 euro. A suknia to wprawdzie najważniejszy, ale nie jedyny element weselnej garderoby. Potrzebne są jeszcze buty, odświętne dodatki, starannie dobrana fryzura.
Dilan jest jednym z tysięcy tureckich gości weselnych regularnie wpadających w Marxloh w wir zakupowego szaleństwa. I tak Marxloh z dnia na dzień stał się mekką dla tureckich par i weselnych gości. Na często kilkugodzinny zakupowy maraton do Duisburga przybywają nie tylko okoliczni mieszkańcy. Większość klientów „przyjeżdża spoza Duisburga, a prawie jedna trzecia nawet z zagranicy”, podkreśla dumnie Aykut Yildirim, inicjator projektu „Międzynarodowe Centrum Handlowe”, którego głównym celem jest pobudzanie rozwoju lokalnego biznesu.
Klucz do sukcesu a'la Marxloh
Zaufanie tureckich klientów przedsiębiorcy z Duisburga już zdobyli. Jeszcze trzy, cztery lata temu tureccy narzeczeni na zakupy ślubne latali do Istambułu. Dziś ich celem jest Marxloh. Potencjał rozwoju leży w dotarciu także do Niemców. Leyla Cobanoglu, pracująca w sklepie swojego ojca, gołym okiem widzi różnice w stylu kupowania Niemców i Turków: „Niemcy są raczej szybcy. Najpierw oglądają, potem przymierzają. Ale gdy im się coś podoba, to po prostu dzwonią, rezerwują i kupują. A Turcy? Wręcz przeciwnie. Przychodzą do sklepu całymi rodzinami, a kupowanie trwa godzinami”. Przedsiębiorcy z Marxloh dobrze rozumieją, że kluczem do sukcesu jest elastyczność i wrażliwość na wyrafinowane, a czasem z gruntu odmienne gusta klientów. Tego, jak obsługiwać niemieckich klientów, sprzedawcy uczyli się na specjalnych szkoleniach.
Od konsumpcyjnej mekki do wzrostu gospodarczego
32-letni Aykut jest przekonany, że boom w branży usług ślubnych to tylko wentyl dalszego rozwoju gospodarczego. Dzięki zręcznie zakrojonej strategii marketingowej w Marxloh udało się bowiem nie tylko uatrakcyjnić ofertę usługową dawniej szarych ulic. Przedsiębiorcy lokalni stworzyli nowe miejsca pracy i ufają, że jest to bilet do lepszego jutra dla lokalnej społeczności. „Klienci tutaj kupują i jedzą, a przedsiębiorcy płacą tutaj podatki. A kto przychodzi na zakupy, ten chętnie też je na miejscu. Gastronomia też jest częścią procesu robienia zakupów. Dzięki temu wykorzystaliśmy ogromny potencjał”, tłumaczy 32-letni Aykut.
Od ogniska zapalnego społecznych problemów do wyspy dobrobytu droga jest długa. Jednak już dziś Marxloh stał się rajem konsumpcyjnym dla tureckich klientów, a nawet modelem przedsiębiorczości dla migracyjnych regionów Niemiec, zagrożonych strukturalnym bezrobociem, przestępczością czy społecznym wykluczeniem.
Sola Hülsewig / Magdalena Szaniawska-Schwabe
Red. odp. Małgorzata Matzke / du