Tłumaczka literatury polskiej Karin Wolff nie żyje
6 sierpnia 2018Wolff zmarła 29 lipca po krótkiej, ciężkiej chorobie – pisze w poniedziałek Dietrich Schroeder, redaktor „MOZ” zajmujący się tematyką polsko-niemiecką. Pogrzeb tłumaczki odbędzie się we wtorek na głównym cmentarzu we Frankfurcie nad Odrą (Hauptfriedhof).
Władze NRD nie pozwoliły Wolff ze względu na jej „burżuazyjne pochodzenie” i „chrześcijański światopogląd” na podjęcie studiów, pomimo najlepszych wyników uzyskanych przez nią na egzaminie maturalnym.
Zamiast studiować, niepokorna maturzystka, która nie chciała współpracować z policją polityczną STASI, skierowana została do pracy, która „miała wychować ją w duchu socjalistycznym”.
Nauczyła się polskiego przez przypadek
Podczas pobytu w klinice ortopedycznej, gdzie leczyła dolegliwości kręgosłupa będące skutkiem pracy przy ładowaniu na ciężarówki mebli, nauczyła się języka polskiego – czytamy w „MOZ”.
Pierwszą przetłumaczoną przez Wolff polską książką był w 1971 roku „Plastusiowy pamiętnik” Marii Kownackiej. Ważną rolę w jej translatorskiej twórczości odgrywała druga wojna światowa. Przetłumaczyła na niemiecki między innymi wspomnienia Władysława Szpilmana oraz książki Hanny Krall.
Tłumaczyła też Ficowskiego, Stryjkowskiego, Korczaka, Iwaszkiewicza, Słonimskiego, Kuncewiczową, Gombrowicza, Zagajewskiego, Różewicza i Nurowską.
Wspierała "Solidarność"
Wolff angażowała się na rzecz polskiej "Solidarności". Pod pseudonimem „Czarny kot” tłumaczyła uchwały i odezwy polskiej opozycji. Od 1981 roku wysyłała do Polski dary i papier do drukowania.
Za swoją działalność otrzymała w 2010 roku z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego i Lecha Wałęsy Medal Wdzięczności Europejskiego Centrum Solidarności.
„Szukałam narodu zastępczego i znalazłam Polaków” – tłumaczyła w jednym z wywiadów. Polska "Solidarność" była wzorem i inspiracją dla wielu wschodnioniemieckich dysydentów.
Od wielu lat Wolff propagowała literaturę polską na pograniczu. We Frankfurcie nad Odrą organizowała Jesienne Salony Literatury Polskiej.