Uczestnik powstania w Sobiborze: "Obiecałem, że będę polepszać świat"
10 września 2013- Zwabiliśmy gestapowców do miejsca, gdzie miały być wartościowe rzeczy po rozstrzelanych. Kiedy przyszli, zabiliśmy ich, łącznie jedenastu najważniejszych oficerów - opowiada o dramatycznym buncie w obozie zagłady w Sobiborze jego uczestnik Philip Bialowitz. W połowie października 2013 przypada 70. rocznica powstania.
Bialowitz, który dziś mieszka w Nowym Jorku, przybył na kilka dni do Berlina, zaproszony przez berliński oddział Stowarzyszenia Ofiar Prześladowanych przez Reżim Nazistowski - Zrzeszenie Antyfaszystów z okazji Dnia Pamięci Ofiar Narodowego Socjalizmu. Podczas wizyty w Berlinie Bialowitz spotkał się m.in. z wiceprzewodniczącą Bundestagu Petrą Pau (Lewica), której przekazał oficjalny list do przewodniczącego Bundestagu Norberta Lammerta. W liście tym Białowitz zwraca się z prośbą o wsparcie dla powstającego miejsca pamięci na terenie byłego obozu zagłady w Sobiborze. Realizacją projektu zajmuje się obecnie fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" w Warszawie.
Niemcy postarają się o wsparcie
- Jestem zaszczycona naszym spotkaniem oraz tym, jak pan Bialowitz rozumie pielęgnowanie pamięci - powiedziała deputowana do Bundestagu z ramienia Lewicy po rozmowie z Filipem Bialowitzem. Petra Pau obiecała sprawdzić możliwości wsparcia dla projektu. Takie decyzje nie są jednak podejmowane formalnie przez przewodniczącego parlamentu. Pau, która była członkiem kuratorium Muzeum Holokaustu w Berlinie, zamierza jednak postarać się o środki w instytucjach publicznych.
W liście skierowanym bezpośrednio do Lammerta, Białowitz pisze: "Apeluję do Pana o udział w tym tak znaczącym dla mnie projekcie i przyczynienie się w ten sposób do pamięci o tej wyjątkowej historii wyzwolenia, oraz o stu tysiącach zabitych kobiet, dzieci i mężczyzn". Uczestnik powstania w Sobiborze przypomniał również, że "na początku roku zostało już wysłane oficjalne zaproszenie z Polski do Republiki Federalnej Niemiec, aby Niemcy przyłączyły się do inicjatywy wspieranej już przez Holandię, Słowację i Izrael". Bialowitz zaprosił też Lammerta do przyjazdu na oficjalne obchody 70. rocznicy powstania w obozie zagłady w Sobiborze 14 października. "Z radością przyjąłbym udział przedstawicieli niemieckiego narodu w uroczystościach i ich wsparcie dla symbolu walki o wolność i przetrwanie" - napisał uczestnik tych wydarzeń.
Bialowitz powiedział po spotkaniu z Pau w Bundestagu, że ma nadzieję na wsparcie projektu przez Niemcy. - Czułem się dobrze przyjęty i cieszę się, że mogłem osobiście przekazać swoją prośbę niemieckim politykom - powiedział.
Spotkania, jakich coraz mniej
Podczas pobytu w Berlinie, pochodzący z Izbicy koło Zamościa Philip Bialowitz, odbył szereg spotkań, odwiedził miejsca pamięci oraz opowiedział o swoich przeżyciach podczas dyskusji z młodzieżą w polsko-niemieckiej szkole średniej im. Roberta Jungka w dzielnicy Wilmersdorf.
Bialowitz wspominał, jak trafił do Sobiboru jako 15-latek i przebywał tam przez sześć miesięcy. W październiku 1943 roku, razem ze starszym bratem, zaangażował się w przygotowania buntu organizowanego przez kilkudziesięcioosobową grupę konspiracyjną w obozie. - Myśleliśmy wtedy, że lepiej umrzeć od kuli, niż od gazu - mówi Białowitz. - Na minutę przed ogłoszeniem powstania, nasz dowódca wszedł na stół i powiedział, że apeluje do wszystkich, którzy przeżyją, aby przyjęli misję opowiadania o tragedii Sobiboru - wspomina.
W powstaniu 14 październiku 1943 zginęło ok. 400 więźniów, wielu od eksplozji min podczas ucieczki z obozu. Sobibór był jedynym obozem otoczonym polem minowym. Philip Białowitz należał do ok. 200 osób, które przeżyły. Dziś żyje zaledwie kilku świadków tamtych wydarzeń. Podczas dyskusji z młodzieżą odpowiadał również na pytania dotyczące jego doświadczeń po ucieczce z obozu i stosunków żydowsko-polskich.
Dramaty i powroty
Do wyzwolenia przez Armię Czerwoną Białowitz był ukrywany przez polską rodzinę na wsi. - Z Polski mam dobre i niedobre wspomnienia - mówił. - Byli ludzie, którzy nas ratowali, byli tacy, którzy nas chcieli zabić, lub byli po prostu obojętni. Rodzinie, która mnie uratowała narażając własne życie, będę wdzięczny do końca moich dni - powiedział. Po wojnie wyjechał z Polski jako "displaced person" do Berlina, a potem do USA. Rodzinę Mazurków, której zawdzięcza życie, Białowitz odwiedza niemal co roku.
Przyznaje, że nie zawsze tak chętnie odwiedzał Niemcy ze względu na przeżytą traumę. Podobnie jest z wizytami do Polski - dodaje Białowitz. - Dzisiaj jestem jednak innego zdania. Od 25 lat mówię o tym, co przeżyłem i odwiedzam miejsca, gdzie to się działo. Obiecałem swoim przywódcom w Sobiborze, że będę opowiadał co przeżyli, że będę polepszał świat, że będę robił wszystko, żeby nie było drugiego Holokaustu - wyjaśnia.
Róża Romaniec, Berlin