UE może mieć problem. Niemiecki spór o ważność wyborów do PE
3 czerwca 2014Redaktor naczelny hamburskiego tygodnika „Die Zeit” posiada podwójne obywatelstwo - niemieckie i włoskie. Giovanni di Lorenzo pozwolił sobie też na podwójne głosowanie w wyborach do Parlamentu Europejskiego: głosował w swoim miejscu zamieszkania w Hamburgu oraz drugi raz - we włoskim konsulacie. Przyznał się do tego w telewizyjnym talk-show Günthera Jaucha w telewizji publicznej ARD rozniecając debatę polityczną w RFN. W obronę wziął naczelnego „Die Zeit” sam prezenter, który na łamach tabloida „Bild” napisał, że di Lorenzo "działał w dobrej wierze”.
Prokuratura wszczęła śledztwo
Tymczasem sprawę di Lorenzo wzięła pod lupę hamburska prokuratura, która wszczęła śledztwo. Di Lorenzo milczy, rozpisuje się natomiast na ten temat prasa. W poniedziałkowym (2.06.14) wydaniu „Spiegel” zauważa, że di Lorenzo wykonał kawał dobrej roboty, bo tym, co zrobił, zwrócił uwagę na „poważne deficyty w wyborach europejskich”. Możliwość podwójnego głosowania mają właściwie w UE miliony ludzi - nie tylko ci, którzy mają podwójne obywatelstwo, ale w sumie 13,6 mln Europejczyków, którzy mają dzięki swobodzie osiedlania się także inny domicyl w jednym z wybranych krajów UE. Hans-Juergen Papier, były przewodniczący Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, zastanawia się, pisze „Spiegel”, „czy te wybory w ogóle są zgodne z podstawowymi zasadami państwa prawa”. Kluczowym problemem przy wyborach do Parlamentu Europejskiego jest to, pisze tygodnik, że kraje członkowskie Unii Europejskiej w ogóle nie wiedzą, czy ich obywatele głosują podwójnie, lecz liczą na ich uczciwość wobec prawa. Rzeczniczka Parlamentu Europejskiego i niemiecki Bundeswahleiter (przewodniczący Federalnej Komisji Wyborczej) uważają, że to jest „luka prawna”.
Litwa wzorem dla innych państw UE
To, że może być inaczej, pokazuje Litwa. Tam zarejestrowało się w różnych komisjach wyborczych ponad 600 obywateli niemieckich. Litewska komisja wyborcza zgłosiła te nazwiska szefowi niemieckiej Komisji Wyborczej. Lecz, jak informuje „Spiegel”, żadne inne państwo członkowskie UE nie zadaje sobie tego trudu. W Wielkiej Brytanii zgłosiło sią do udziału w wyborach 1,57 mln mieszkańców innych krajów unijnych, we Francji milion, w Austrii niespełna pół miliona. Przewodniczący Federalnej Komisji Wyborczej otrzymał informacje zaledwie o 133 500 obywateli niemieckich, którzy głosowali poza RFN, pomimo, że ocenia się, że za granicą żyje ich milion.
Eksperci ds. prawa międzynarodowego sądzą, że właśnie dlatego skarga podważająca ważność wyborów europejskich przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym może mieć powodzenie. Hans-Juergen Papier twierdzi, że to może być też powodem wstrzymania procedury podziału miejsc w PE.
Niemcy podważają ważność wyborów do PE
Boński ekspert ds. prawa międzynarodowego Josef Isensee wskazał, że „ważność wyborów europejskich stoi pod znakiem zapytania". Przewodniczący Komisji Spraw Wewnętrznych w Bundestagu Wolfgang Bosbach (CDU) uważa te „pobłażliwe przepisy prawne” za „niedopuszczalne”.
Berlin powinien, w jego opinii, nalegać na ujednolicenie europejskich regulacji, które mają uniemożliwić podwójne oddawanie głosów w wyborach do PE - postuluje niemiecki polityk w rozmowie z hamburskim tygodnikiem. Protestują przeciwko wynikom wyborów do PE także niemieccy obywatele. Do końca ub. tygodnia zgłoszono 13 takich skarg wskazując właśnie na możliwość podwójnego głosowania. Jeśli komisja kontrolna dojdzie do wniosku, że doszło przy wyborach do Parlamentu Europejskiego do poważnych nieprawidłowości, wtedy Bundestag musi poddać sprawę ważności wyborów pod głosowanie. „Spiegel” zwraca przy tym uwagę, że jeśli nawet głosowanie potwierdzi ważność wyborów, to może je podważyć potem przewodniczący Federalnej Komisji Wyborczej, a potem Federalny Trybunał Konstytucyjny.
DPA, EPD / Barbara Cöllen
red. odp. Bartosz Dudek