Ukraina chce do NATO, a wschodnia flanka więcej wojsk
6 czerwca 2023O stosowne, dramatyczne tło dla szczytu w słowackiej stolicy zatroszczyli się sami Rosjanie wysadzając dziś w nocy Kachowkę – elektrownię i tamę na Dnieprze. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wystąpieniu skierowanym do prezydentów państw wschodniej flanki Sojuszu, przypomniał, że obszar, na którym Kachowka się znajduje, Rosja okupowała przez ponad rok. – Wysadzenie jej z zewnątrz, przez ostrzał, byłoby fizycznie niemożliwe – uważa Zełenski, który nie ma wątpliwości, że Kachowka została zaminowana przez Rosjan w czasie okupacji, a teraz zdalnie wysadzona.
O przygotowaniach do zatopienia w ten sposób całego regionu poniżej zapory media donosiły już w listopadzie ubiegłego roku, kiedy rosyjskie wojska znalazły się tam w trudnej sytuacji. Ale były to bardziej spekulacje niż konkretne informacje. W każdym razie do oczekiwanej katastrofy wówczas nie doszło.
Ekobójstwo na Dniestrze
Przemawiając do prezydentów B9 Wołodymyr Zełeński wysadzenie Kachowki nazwał największą od dziesięcioleci katastrofą ekologiczną wywołaną przez człowieka, a Rosję określił mianem najbardziej niebezpiecznego terrorysty świata.
– Rosja zdetonowała ekologiczną bombę masowego rażenia. To jest prawdziwe ekobójstwo! – podkreślił prezydent Ukrainy, używając słowa „ecocide” utworzonego ponad pół wieku temu przez amerykańskiego biologa Arthura Galstona, które ma oznaczać dokonywane z premedytacją zniszczenia środowiska naturalnego.
Zełenski przypomniał, że na obszarze dotkniętym powodzią spowodowaną atakiem żyło przed wojną co najmniej sto tysięcy ludzi, a do dziś zostało ich tam kilkadziesiąt tysięcy. Ich ewakuacja już się zaczęła. Ale to dopiero początek nieszczęścia. – Zbiornik Kachovka był źródłem wody pitnej dla milionów ludzi. Teraz zostają im tylko cysterny. Wyobraźmy je sobie w miastach liczących dziesiątki lub setki tysięcy mieszkańców – powiedział prezydent Ukrainy, dziękując tym wszystkim, którzy już potępili ten atak terrorystyczny, i dodał, że Ukraina powiadomiła o nim Radę Bezpieczeństwa ONZ i zwróci się do każdego, kto jest w stanie doprowadzić do prawnego i sprawiedliwego rozliczenia Rosji za ten terror.
Ukraina chce do NATO
Głównym celem strategicznym Ukrainy jest jednak, poza wygraniem wojny, rozciągniecie nad krajem parasola bezpieczeństwa, czyli członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. – Na tegorocznym szczycie NATO w Wilnie przyjdzie czas, aby pokazać, że deklarowane i rzeczywiste wartości NATO nie różnią się od siebie – mówił w tym kontekście Zełenski do prezydentów B9. – Konieczne jest ostateczne ustalenie, że Ukraina będzie członkiem NATO, a do tego może dojść tylko poprzez zaproszenie Ukrainy do przyłączenia się do NATO – powiedział chwilę później. Nie ulega wątpliwości, że ukraiński prezydent chciałby, żeby jego kraj to zaproszenie otrzymał na lipcowym szczycie w Wilnie.
Ale w deklaracji podpisanej w Bratysławie, szefowie państw wschodniej flanki Sojuszu nie wspomnieli o tym ani słowem, a jedynie wsparli aspiracje i „decyzję z Bukaresztu (z 2008 roku) o tym, że Ukraina pewnego dnia stanie się członkiem NATO”. Zapowiedzieli też „nowy format polityczny, który doprowadzi Ukrainę do członkostwa w Sojuszu, gdy pozwolą na to warunki”. Podczas konferencji prasowej na zakończenie szczytu B9 prezydent Rumunii Klaus Iohannis przypomniał, że już podczas ubiegłotygodniowego szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej z prezydentem Zełenskim w Mołdawii podpisana została deklaracja zapowiadająca, że komisja NATO-Ukraina zostanie przekształcona w radę. To zapewne będzie oznaczać podniesienie współpracy na wyższy poziom, ale Iohannis nie mówił, na czym ta transformacja ma polegać i jedynie wyraził nadzieję, że rada zostanie zaproszona na szczyt w Wilnie.
Bratysławską dyskusję o członkostwie Ukrainy w NATO podsumowała gospodyni szczytu, prezydentka Słowacji Zuzana Czaputová: – Rozmawialiśmy o tych możliwościach po tym, gdy wojna się skończy – mówiła. I dodała, że dziś państwa B9 są za umocnieniem stosunków z Ukrainą, jeśli chodzi o konkretną, praktyczną pomoc, ale i o zbliżenie polityczne. – Nie uważamy tego za rozszerzanie, czy rozpychanie się NATO w kierunku Rosji, ale przede wszystkim za zapewnienie gwarancji państwom, które już są członkami Sojuszu, że Rosja swoją ekspansywnością nie połknie kolejnych państw w swoim sąsiedztwie i nie przybliży do nas swoich granic.
Będzie nie tylko powojenna Ukraina
– Dobrze zostało już wyjaśnione, dlaczego powinniśmy popierać Ukrainę. I naprawdę nie ma znaczenia, co myślicie o Ukrainie, bo to jest kwestia zasad. Jeśli chcemy żyć w wolnych, demokratycznych społeczeństwach, w taki sposób, jaki nam odpowiada, po prostu nie mamy innego wyjścia. Bo jeśli pozwolimy Rosji zyskać przewagę w tym konflikcie, prędzej czy później go przegramy – mówił w Pradze prezydent Czech Petr Pavel, swego czasu żołnierz numer jeden Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Pavel przypomniał, że NATO wielokrotnie próbowało komunikować się i współpracować z Rosją. I te wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem. Teraz należy zacząć się zastanawiać, co zrobić z Rosją. – Bo będzie nie tylko powojenna Ukraina, ale i powojenna Rosja. A my musimy jeszcze przed końcem wojny mieć jasność, jakie będziemy nasze wspólne podejście do Rosji – podkreślił.
Dolny próg, a nie pułap
Oprócz samej wojny Rosji przeciw Ukrainie ważnym tematem rozmów szefów państw flanki wschodniej była wynikająca z niej kwestia potrzeby wzmocnienia ich bezpieczeństwa. W podpisanej w Bratysławie deklaracji wyrazili oni nadzieję, że obietnica inwestowania dwóch procent produktu krajowego brutto (PKB) w obronę stanie się na szczycie w Wilnie dolnym progiem, a nie pułapem tych wydatków. „I wzywamy wszystkich sojuszników, żeby się do tego także zobowiązali”, dodali.
Warto w tym kontekście przypomnieć, że według niemieckiego portalu statystycznego Statista.de w 2022 roku tylko 9 z 29 państw członkowskich NATO wydawało na obronność dwa lub więcej procent PKB, w tym Polska (2,42 procent), kraje bałtyckie i Słowacja, a Rumunii zabrało jedynie jednej setnej punktu procentowego. W pozostałej dwudziestce znalazły się nie tylko obecne w Bratysławie Czechy, Węgry i Bułgaria, ale też Niemcy (1,44 procent PKB, jednak z obietnicą kanclerza Scholza zastrzyku w wysokości stu miliardów euro w najbliższych latach) i Francja (1,90).
Ten dolny, dwuprocentowy próg wydatków powracał w wystąpieniach kolejnych szefów państw Bukareszteńskiej Dziewiątki. – My powtarzamy cały czas, (że) przede wszystkim powinniśmy tak działać, żebyśmy mogli to bezpieczeństwo w jak największym stopniu zapewnić sobie sami, każde z naszych państw członkowskich – mówił prezydent RP Andrzej Duda. – Choć oczywiście dla nas wszystkich niezwykle ważny jest artykuł 5 (Traktatu Waszyngtońskiego) i kwestia kolektywnej obrony – dodał natychmiast.
Więcej NATO na wschodniej flance
– Cieszymy się z tego, że są w Polsce obecne oddziały armii amerykańskiej – mówił chwilę później polski prezydent, podkreślając, że w trakcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę właśnie amerykańska obecność na wschodniej flance NATO była niezwykle ważnym czynnikiem stabilizującym. – Jesteśmy wdzięczni amerykańskim sojusznikom za bardzo szybką reakcję i przemieszczenie dodatkowych sił do naszej części Europy – powiedział i zaanonsował, że podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej w 2025 roku postulat zacieśnienia więzi euroatlantyckich będzie jednym z jej priorytetów.
Andrzej Duda oczekuje, że na lipcowym szczycie Sojuszu w Wilnie zapadną decyzje o zwiększeniu sojuszniczej obecności na wschodniej flance. – Mamy ją w ogromnym stopniu od szczytu NATO w Warszawie, ale chcemy, aby się zwiększyła. Chcemy, aby w miejsce batalionowych grup bojowych, pojawiły się brygadowe grupy – powiedział prezydent, przypominając, że ten postulat pojawił się już na ubiegłorocznym szczycie w Madrycie. – My, jako Bukareszteńska Dziewiątka, chcielibyśmy, żeby ta obecność brygadowych grup bojowych była obecnością stałą. Aby to nie było (jedynie) uzupełnienie sił w sytuacji zagrożenia.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>