Ukraina. „Oby nigdy więcej wojny w Borodziance”
13 kwietnia 2022Zniszczenia budynków mieszkalnych są znacznie większe niż w innych miejscowościach obwodu kijowskiego. Na samym początku inwazji rosyjskiej na Ukrainę w Borodziance toczyły się ciężkie walki. To małe miasto, liczące 13 tys. mieszkańców, znajduje się około 50 km na północny zachód od stolicy Ukrainy.
Na początku kwietnia Borodzianka została wyzwolona spod okupacji rosyjskiej. Następnie władze ukraińskie zorganizowały tam wizytę dla przedstawicieli zagranicznych mediów, w tym DW. Dziennikarze mogli naocznie przekonać się o skutkach walk i agresji rosyjskiej. W całym regionie nadal obowiązuje godzina policyjna, dlatego ulice miasteczka są niemal wyludnione. Centrum, gdzie znajdują się budynki mieszkalne, administracyjne, kawiarnie i restauracje, jest częściowo zrujnowane przez rosyjski ostrzał i bombardowania. Ulice są usłane powalonymi drzewami i spalonymi samochodami.
Masowe bombardowania domów
Według Petra Kisiłowa z ukraińskiej obrony cywilnej centrum Borodzianki jest zniszczone w ponad 90 procentach. Inwentaryzacja nie jest jeszcze zakończona. Pracownicy Kisiłowa zajmują się obecnie usuwaniem gruzu. Jak podkreślił, w Borodziance nie było koszar wojsk ukraińskich, obozów ani obiektów o znaczeniu strategicznym. − Po prostu wojska rosyjskie barbarzyńsko potraktowały ludność cywilną – stwierdził.
Z kilkunastu bloków mieszkalnych wzdłuż głównej ulicy Borodzianki pozostały jedynie gruzy i popioły. Mieszkańcy miasta opowiadają DW, że rosyjskie bombowce już na początku wojny wystrzeliły nisko lecące pociski w kierunku budynków. − Z militarnego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu − podkreślił Anton Heraszczenko, doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych, który towarzyszył dziennikarzom w Borodziance. − Rosyjscy piloci bombardowali na chybił trafił − dodał.
Ruiny masowymi grobami
Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Denys Monastyrski powiedział na spotkaniu z dziennikarzami, że to, co się wydarzyło w Borodziance, jest „jedną z największych tragedii w Ukrainie”. To jedno z miejsc w obwodzie kijowskim, które najbardziej ucierpiało w wyniku rosyjskiej agresji.
Według ministra pod gruzami wciąż mogą znajdować się ciała. − Ratownicy już miesiąc temu próbowali usunąć gruz, ale zostali ostrzelani przez wroga − powiedział Monastyrski. Wtedy wydobycie żywych ludzi mogło być jeszcze możliwe. Jednak wszystkie próby ratunku zakończyły się niepowodzeniem w wyniku trwającego przez wiele dni rosyjskiego ostrzału. Na koniec ukraińscy pomocnicy nie mieli już dostępu do zniszczonych budynków. Według Monastyrskiego akcje poszukiwawcze i ratownicze można było wznowić dopiero po wyzwoleniu miasta na początku kwietnia.
− Dla nas jest jasne, że pod gruzami nie ma żadnych ocalałych. Jest to kolejna zbrodnia przeciwko ludzkości, którą rosyjskie wojsko popełniło z premedytacją, ponieważ nie było tu żadnych koszar ani sprzętu wojskowego, tylko budynki mieszkalne i przedszkole − podkreśla ukraiński minister spraw wewnętrznych. Jak dodał jego doradca Anton Heraszczenko, dla wielu Ukraińców zniszczone budynki stały się w rzeczywistości masowymi grobami.
Schrony przeciwlotnicze nie były ratunkiem
− Kiedy widzisz samolot, jedyne, co możesz zrobić, to położyć się i modlić, żeby nie trafiła cię bomba − mówi mieszkanka Borodzianki Olha. Kiedy po atakach bombowych dziewięciopiętrowe budynki mieszkalne groziły zawaleniem, ich mieszkańców ewakuowano autobusami do innych miejsc w regionie. – Ludzie bardzo się bali – opowiada kobieta. – Schrony przeciwlotnicze na niewiele się zdały, ponieważ zniszczenie domów doprowadziło także do zasypania piwnic wraz z ludźmi szukającymi w nich schronienia. To było straszne.
Tak masowe walki widziała do tej pory tylko w filmach. − Wojna to coś potwornego. Modliłam się tylko o spokój, aby nie było więcej strzelaniny. To wszystko jest okropne. Ciągle się martwiłam, byłam spięta i zszokowana − wspomina Olha. − Mam nadzieję, że wojna nigdy już nie powróci do Borodzianki – mówi Ukrainka.