Ukraina w dniu wyborów. Majdan nie był na darmo
31 marca 2019Na wschodzie Ukrainy, zaledwie 40 km od rosyjskiej granicy, leży Charków. To półtoramilionowe miasto jest drugim co do wielkości miastem na Ukrainie. Metropolia przemysłowa o długich tradycjach, z charakteru przypominająca jeszcze ZSRR, ale przez liczne wyższe uczelnie sprawia jednak wrażenie młodego i nowoczesnego miasta. Eleganckie restauracje, kafejki, street art. W mieście nie odczuwa się tego, że 300 kilometrów dalej wzdłuż granicy z terenami opanowanymi przez prorosyjskich separatystów, wciąż jeszcze trwa wojna.
Ale właśnie ta wojna jest głównym argumentem dla właściciela kafejki Wadima, by głosować raz jeszcze na obecnego prezydenta Petro Poroszenkę. – Dla mnie jest on gwarancją integralności Ukrainy i jej kursu na NATO i Unię Europejską. Wadim przyznaje, że Poroszenko nie spełnił wielu swoich obietnic jak np. konsekwentnego zwalczania korupcji, ale bezpieczeństwo kraju to priorytet – podkreśla 38-latek.
Prezydent musi chronić kraj
Także Natalia jest zdania, że w tak niespokojnych czasach nie wolno zmieniać kierownictwa państwa. Natalia jest emerytką i wraz z innymi wolontariuszami na dworcu w Charkowie urządziła specjalną poczekalnię dla wojowników z Donbasu. Tam mogą w spokoju napić się herbaty, są tu leżanki, czasami zagląda jakiś ksiądz. Natalia przyznaje, że ta poczekalnia to wyraz jej patriotyzmu i wsparcie dla własnego kraju. – Poroszenko już dużo zrobił dla Ukrainy i dla ukraińskiej armii – podkreśla.
Andrej Litowczenko wraca właśnie z Donbasu i czeka na pociąg, żeby pojechać w swoje rodzinne strony na południu Ukrainy. Na wschodzie kraju walczy już od trzech lat. Jako 40-latek zgłosił się na ochotnika.
– Dlaczego? Żeby wojna nie zapukała do moich drzwi – wyjaśnia, jakby było to dla niego oczywistością. Zapytany o wybory kręci tylko głową.
– Nie idę na wybory. Nie mam zaufania do żadnego z kandydatów – wyjaśnia. Wierzy, że konflikt w Donbasie dałoby się zakończyć, ale tylko na drodze politycznej, a nie na polu bitwy.
Nadzieja na nowe perspektywy
Także 23-letnia Olga pragnęłaby, żeby wojna się jak najszybciej skończyła. Co prawda jej samej wojna nie dotyka – mieszka we Lwowie, 1000 km od obszaru walk, ale szkoda jej ludzi na wschodzie Ukrainy. Kiedy to mówi, w oczach kręcą się jej łzy.
Razem z przyjaciółką Haliną siedzi w namiocie w śródmieściu Lwowa i rozdaje ulotki przekonujące, by głosować na politycznego nowicjusza, gwiazdę telewizji, satyryka Wołodymyra Zełenskiego.
Dziewczyny nie wiedzą dokładnie, jaki jest jego program, ale dla nich jest on odpowiedzią na tęsknotę za nowymi twarzami w polityce, za powiewem nowego wiatru, który nie miałby nic wspólnego ze starym, skorumpowanym systemem oligarchów. Właśnie ten system wywołuje frustrację u wielu młodych ludzi. Po rewolucji na Majdanie ogromne były nadzieje na rozbicie skorumpowanych struktur. Ale zmiany, jakie potem nastąpiły, były minimalne i ledwo zauważalne.
Wielu młodych wyjeżdża za granicę właśnie dlatego, że na Ukrainie nie widzą dla siebie żadnych perspektyw. Jak wynika z sondaży, ponad połowa młodych ludzi w wieku 18-29 lat myśli o emigracji. Co najmniej 3 mln. Ukraińców już teraz regularnie albo od czasu do czasu pracuje za granicą.
Ukraina: Kandydaci na prezydenta pod znakiem fejków
Wyraźna poprawa
Ale są też tacy Ukraińcy, którym nawet małe zmiany dają nadzieję na to, że idzie ku lepszemu. Chcą wierzyć, że sami mogą czegoś dokonać w kraju. Taras Chimczak podczas protestów na Majdanie razem z przyjaciółmi zorganizował w Kijowie centrum kulturalne. Mezzanine znajduje się na terenie dawnej tkalni w Kijowie. W budynku z czerwonej cegły odbywają się teraz koncerty, odczyty i inne imprezy. Nawet jeżeli nie jest jeszcze idealnie, małym firmom łatwiej jest obecnie rozwinąć działalność. Nie ma już takiego nacisku ze strony państwa. Ani razu organizatorzy centrum nie musieli płacić łapówek, żeby móc w ogóle działać. Zdaniem Chimczaka to już sukces i dowód na to, że ukraińskie społeczeństwo od czasu Majdanu jednak się zmieniło.
ARD Moskwa /ma