Ukraińcy i święta: daleko od wojny, ale na obczyźnie
24 grudnia 2022– To wszystko jest bardzo trudne emocjonalnie. W tym roku Święta Bożego Narodzenia będą dla mnie na pewno zupełnie inne – mówi Natalia.
Natalia pochodzi z Charkowa, milionowego miasta na wschodzie Ukrainy, które wiosną doznało wielu zniszczeń i utraciło setki mieszkańców, ofiar rosyjskich ataków. Trzy miesiące temu uciekła z córką na Zachód i trafiła do Berlina. Jej córka tymczasem znalazła pracę w Kolonii.
W południe w niedzielę Natalia stoi w gwarnej sali parafialnej kościoła św. Mikołaja w berlińskiej dzielnicy Johannisthal, we wschodniej części stolicy Niemiec. Katolicy pochodzenia ukraińskiego od wielu lat korzystają z tego kościoła, W tym dniu, dwa tygodnie po szóstym grudnia, obchodzą święto św. Mikołaja, od którego pochodzi nazwa tego kościoła. Dla Natalii z Charkowa jest on teraz czymś w rodzaju rodzinnego domu.
„Tu mam oparcie”
– Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdybym tu nie trafiła. Wtedy wszystko byłoby dla mnie niesamowicie trudne – mówi w rozmowie z DW. – Tutaj mam wsparcie, tutaj mogę opowiadać swoją historię, spotkać innych uchodźców. I dużo się modlę – dodaje. Natalia została wolontariuszką w tutejszej parafii i przygotowuje dzieci do spowiedzi.
Mikołajki są tam dniem do świętowania. Z Monachium przyjechał biskup Bohdan Dziurach. Mszy towarzyszy niewielki chór. Kościelne ławki są pełne, w tyle świątyni tłoczą się wierni, wśród nich wiele kobiet z dziećmi. Stoją też i modlą się w przedsionku kościoła, niektóre czekają nawet na ulicy.
Pod koniec dwugodzinnej uroczystości biskup przeszedł się po kościele i pokropił zgromadzonych wodą święconą, odwiedził także salę parafialną na pierwszym piętrze, w której ludzie słuchali przez głośniki przebiegu uroczystości, modląc się z innymi.
Bohdan Dziurach jest biskupem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, jego właściwy tytuł to egzarcha apostolski Niemiec i Skandynawii. Egzarchat odpowiada dużej diecezji. W Niemczech obejmuje parafie w około 50 miejscowościach, od Hamburga po Rosenheim, od Krefeld po Goerlitz, a także Berlin, Drezno i Stuttgart. Dla parafii, dla biskupa i proboszczów od 24 lutego, dnia ataku Rosji na Ukrainę, trwa stan wyjątkowy. Nawiasem mówiąc, księżom tego zjednoczonego z Rzymem Kościoła wolno się żenić.
Liczba jego wiernych w Niemczech stale rośnie. Nikt nie wie dokładnie, o ile osób, ale na pewno będzie to kilka tysięcy. W Berlinie wielu gości tej niedzieli w ogóle nie mówi po niemiecku lub zna tylko kilka słów. Ale po nabożeństwie wszyscy wspólnie świętują. Na podwórku podają barszcz ukraiński. Obok skwierczy grill.
Biskup przebywa w kościele przez prawie dwie godziny, słucha spowiedzi, rozmawia z poszczególnymi osobami. Przez dłuższą chwilę stoi z młodą kobietą, która opierając się o starszą od niej przyjaciółkę coś mu opowiada, stale płacząc i pokazując zdjęcie w telefonie komórkowym.
„Modlimy się za naszych obrońców”
– Każdy zastanawia się, czy ma prawo do radości – powie później biskup Dziurach w rozmowie z DW. – My jako duszpasterze zachęcamy ludzi do tego, aby pozwolili zagościć świątecznej radości w naszych sercach. Właśnie po to Syn Boży przyszedł na świat, abyśmy mogli odczuwać radość i nadzieję. Potrzebujemy tej radości. Modlimy się o pokój w Ukrainie, modlimy się za naszych obrońców. Ale chcemy też obchodzić to święto w radości – wyjaśnia.
W wielu miejscach duchowni zachęcają wiernych z Ukrainy do świętowania Wigilii najpierw poprzez wideorozmowę z krewnymi w Ukrainie, często mężczyznami walczącymi na froncie, a następnie do zebrania się na nabożeństwo i wspólne obchody. Kościół katolicki w Stuttgarcie w czasie adwentu opublikował w sieci kilka tekstów, które miały wyjaśnić mieszkańcom niemieckich parafii ukraińskie zwyczaje lub zapoznać ich z ukraińskimi kolędami.
Opisuje także losy takie, jak rodziny Switłany Hnatiw, która z matką i synem uciekła przed wojną. Chce obchodzić Boże Narodzenie przynajmniej przez połączenie wideo z braćmi i ojcem w Polanie w północno-zachodniej Ukrainie, którzy opiekują się tam wewnętrznymi przesiedleńcami. – Nasze serca są w domu, ale mimo to cieszymy się na Święta tutaj – mówi Switłana i dziękuje rodzinie, która ją przygarnęła i opiekuje się nią w okolicach Stuttgartu.
„Wielu Niemców nam pomaga”
Ta myśl jest ważna także dla Natalii w Berlinie. Na koniec rozmowy z DW Natalia chce poruszyć jeszcze jedną kwestię. – To takie miłe, że tak wielu Niemców, których prawie nie znam, wspiera mnie i mi pomaga także przy wypełnianiu papierów w urzędach.
Podkreślają to także Myrosław (43 lata) i Anna (42 lata), uchodźcy z czwórką dzieci. – Mieliśmy naprawdę poruszające doświadczenia. Często pomagali nam nieznani ludzie lub osoby, które poznaliśmy przypadkowo – mówią. Po czym dodają: „Teraz otrzymujemy wsparcie każdego dnia tu, w gminie”.
Oboje podróżowali osobno z Iwano-Frankiwska na zachodzie Ukrainy do Czech. Anna z jednym dzieckiem, Myrosław – z trójką. Tam, już bezpieczni, dowiedzieli się, w którym mieście w Niemczech działa bardzo aktywna wspólnota kościelna. – Świadomie wybraliśmy Berlin – mówi Myrosław w rozmowie z DW.
Teraz ich dzieci chodzą do szkoły, oboje rodzice uczą się niemieckiego, a on prowadzi mały chór w parafii. Ale mówi też: „W tym roku będzie nam znacznie smutniej. W Ukrainie pozostali nasi rodzice i wielu przyjaciół. Tutaj będziemy czuć się o wiele bardziej samotni”.
Lęk przed samotnością
Proboszczowie około 50 parafii też zajmują się tym problemem. – Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi – mówi biskup Dziurach. Jak zaznacza, „informacje, które do nas docierają, stanowią dla nas wyzwanie”, ale obowiązuje zasada: „Gdy dajemy pocieszenie innym, sami również doświadczamy boskiego pocieszenia”.
Działające w Niemczech parafie Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego chciały od 2023 roku jednolicie dostosować swój kalendarz kościelny do Kościołów chrześcijańskich w Niemczech i obchodzić Boże Narodzenie i Wielkanoc w tym samym czasie, co niemieccy katolicy i protestanci. Teraz jednak zdecydowały się z tym poczekać, ponieważ chcą, by ukraińscy uchodźcy świętowali według kalendarza tradycji wschodniej i prawosławia. I nie chcą im tego odbierać. Dlatego niektóre parafie tego Kościoła obchodzą Boże Narodzenie 24 grudnia, a inne, jak ta w Berlinie, 6 stycznia.
„Gdy ludzie zniknęli bez śladu”
Szczególnie w pierwszych miesiącach po rozpoczęciu wojny wiele społeczności pomagało do granic możliwości. W Berlinie proboszcz już w marcu szukał pomocy psychologicznej. Teraz współpracuje z nim Serhij Olijniczuk. 48-letni ksiądz ma wykształcenie teologiczne i doktorat z psychologii. A także prowadzi wiele porad indywidualnych. Czasami jest duchownym w służbie kościelnej, czasami jest osobą kontaktową w poradniach psychospołecznych Caritas.
– Zdarzało się też, że byłem potrzebny jako kapelan w nagłych wypadkach – opowiada DW. Zajmuje się żałobą. Większość uchodźców doświadcza straty dawnego spokojnego życia, rozłąki z mężami i rodzicami – wyjaśnia, dodając: „To straszne, gdy brutalna wojna odbiera życie najdroższym ludziom. A absolutnym koszmarem jest sytuacja, gdy krewni po prostu zniknęli bez śladu.
Serhij Olijniczuk pochodzi ze Lwowa. Mieszkają tam jego rodzice i rodzeństwo. Duchowny podkreśla znaczenie Bożego Narodzenia dla ukraińskich chrześcijan jako święta rodzinnego. – Zawsze jest obchodzone w dużym rodzinnym gronie, z rodzicami i dziadkami – mówi. Gdy tego zabraknie, zapada smutek. Tak więc „w tym roku będzie trudno, a zgromadzenia wiernych staną przed wyzwaniem”. – Oczywiście nie jesteśmy w stanie zastąpić tego wszystkiego. Ale poprzez nabożeństwa i wspólną modlitwę jesteśmy zjednoczeni.
W Berlinie-Johannisthal jeszcze długo stoją razem, jedząc narodowe potrawy i opowiadając o ucieczce. Dzieci dostają małe paczki pełne czekolady, w końcu to św. Mikołaj. Natalia cieszy się z rozmów z ludźmi, którzy przeszli przez to, co ona. Czego sobie życzy? – Moim jedynym życzeniem jest, aby wojna się skończyła. To byłaby najmilsza rzecz, jaka mogłaby się zdarzyć w czasie świąt Bożego Narodzenia.