Umiarkowane ambicje Unii na pięć lat
16 czerwca 2019Przywódcy krajów UE na swym szczycie w najbliższy czwartek przyjmą „plan strategiczny” na lata 2019-24, w którym powinni wyznaczyć główne kierunki działań Unii za nowej Komisji Europejskiej (ma zacząć kadencję tej jesieni) i Parlamentu Europejskiego. Poznany przez nas obecny projekt tego dokumentu (przedłożony przez Donalda Tuska i poprawiony w ostatnich dniach po konsultacjach z wysłannikami krajów Unii) liczy sześć stron, które jednak omijają – z racji wymogu jednomyślności –główne konflikty między krajami UE.
Ochrona praworządności
„Plan strategiczny” podkreśla, że praworządność to „kluczowa gwarancja” ochrony podstawowych wartości Unii. I musi być „w pełni respektowana przez wszystkie kraje Unii oraz przez UE”. Konkrety? Przykładowo, Holendrzy w swym pisemnym wkładzie do debaty o „planie strategicznym” postulowali wzmocnienie („o ile to możliwe”) obecnych narzędzi ochrony praworządności w ramach UE oraz powiązanie jej z unijnym budżetem na okres 2021-27. Ale po tym postulacie nie ma śladu w „planie strategicznym”. – Odkładamy to na kolejne miesiące. I czekamy, jak Polska będzie działać na forum Unii po jesiennych wyborach parlamentarnych. Budżetu wieloletniego i tak nie uzgodnimy przed grudniem – tłumaczy nam jeden z zachodnich dyplomatów.
Komisja Europejska przedłożyła już przed rokiem projekt rozporządzenia „pieniądze za praworządność”, któremu przeciwna jest m.in. Polska. Do jego zatwierdzenia nie trzeba jednomyślności, ale stanowi on część pakietu negocjacyjnego połączonego z budżetem 2021-27, który już wymaga zgody wszystkich krajów Unii. I nawet dyplomaci krajów popierających uzależnienie wypłat funduszy UE od praworządności, przyznają, że projekt tego rozporządzenia to ciężki orzech do zgryzienia pod względem prawniczym.
Jego uzasadnieniem jest bowiem ochrona budżetu UE przed przekrętami w tych krajach, które nie gwarantują pełnej niezależności wymiaru sprawiedliwości ścigającego owe przekręty. Jednak do tego nie wystarczy – jak tłumaczą nawet zwolennicy rozporządzenia – stwierdzenie o „zagrożonej praworządności”, lecz naruszenie szczegółowo sprecyzowanych kryteriów logicznie powiązanych z groźbą nadużyć przy zarządzaniu unijnych pieniędzy. – To niełatwe w obecnym porządku prawnym Unii – tłumaczy jeden z zachodnich dyplomatów.
Polska i Niemcy wspólnie o klimacie
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres przed paru dniami napisał do Donalda Tuska list z apelem o podniesienie unijnego celu redukcji emisji gazów cieplarnianych z obecnego minus 40 proc. w 2030 r. (w porównaniu z 1990 r.) do minus 55 proc., ale na realizację tego celu szanse są na razie nikłe. W „programie strategicznym” UE do 2024 r. cel budowy „gospodarki bardziej przyjaznej klimatowi” przeformułowano na budowę „gospodarki neutralnej w sprawie klimatu” (to już wcześniej zapisywano w unijnych dokumentach), ale - pomimo zabiegów m.in. francuskiej dyplomacji - bez podejmowania żadnych dodatkowych zobowiązań, którym przeciwne były m.in. Niemcy i Polska.
Rząd Mateusza Morawieckiego w swym pisemnym wkładzie do prac nad „programem strategicznym” jednoznacznie sprzeciwił się zaostrzaniu celu redukcji na 2030 r. Wskazał, że kraje Unii z PKB niższym od unijnej średniej potrzebują dodatkowego wsparcia finansowego dla transformacji energetycznej. A kluczowe decyzje w sprawie energii i klimatu powinny być podejmowane jednomyślnie – zasadniczo tak dzieje się również teraz, choć unijne prawo częściowo pozwala na głosowania większościowe.
Granice zewnętrzne
„Nie popierając mechanizmu relokacji, uważamy, że na zasadzie dobrowolnego uczestnictwa może być on jedną z wielu możliwych form współpracy dla państw członkowskich, które tego chcą” – głosi tekst przedstawiony przez rząd Morawieckiego. Unijny „plan strategiczny” pomija spory o nowy rozdzielnik uchodźców, który przed paru miesiącami i tak wsadzono do legislacyjnej zamrażarki. Teraz Unia zapowiada przede wszystkim dalsze prace nad ochroną granic zewnętrznych, „poprawnym funkcjonowaniem strefy Schengen”, skutecznymi deportacjami oraz porozumieniami z krajami pochodzenia i tranzytu migrantów zmierzających do Unii, by – zapewne w zamian za m.in. korzyści finansowe – bardziej kontrolowały fale migracyjne.
Rząd Morawieckiego podkreślał potrzebę ustanowienia „obowiązkowej procedury granicznej”, co jest postulatem podzielanym m.in. przez kraje unijnej Północy. Chodzi o ustalenie i ścisłe egzekwowanie unijnych przepisów (i terminów) wobec imigrantów, by szybko oddzielić uchodźców od migrantów podlegających deportacji.
Krajowe parlamenty bez zmian
Polska w pracach nad „planem strategicznym” podkreślała wagę wzmacniania roli parlamentów krajowych w Unii, ale nic tego nie znalazło się w obecnym projekcie tego „planu”. Rząd Morawieckiego m.in. nawiązywał do „czerwonej kartki” promowanej przez byłego brytyjskiego premiera Davida Camerona w 2016 r. w ramach – jak się okazało, nieskutecznych - pomysłów na wygranie referendum w sprawie pozostania Londynu w UE. Chodzi o polityczne zobowiązanie rządów Unii, że jeśli parlamenty krajowe (każdy ma dwa głosy) orzekną większością 55 proc. głosów, że projekt prawa UE łamie zasadę pomocniczości (Unia wchodzi w nie swoje sprawy, z którymi kraje poradziłyby sobie bez pomocy Brukseli), to powinien trafić on do kosza.
Teraz już istnieje bardzo rzadko używana traktatowa zasada „żółtej kartki” (od jednej trzeciej parlamentów), a nawet „pomarańczowej” (od ponad połowy parlamentów), która nakazuje ponowne rozważenie projektu (w „pomarańczowej” - przyspieszone głosowanie w kwestii pomocniczości), a nie jego blokadę.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>