Grecja poczeka do lipca
20 czerwca 2011Jeśli w pierwszej połowie lipca Grecja nie otrzyma 12 miliardów euro kredytów ratunkowych, stanie się niewypłacalna. Na spotkaniu w Luksemburgu ministrów finansów Eurolandu ustalono wstępnie, że Grecja otrzyma unijną część (8,7 mld euro) piątej transzy z przyznanego jej w maju ubiegłego roku pakietu kredytów ratunkowych w wysokości 110 mld euro, a pozostałą część (3,3 mld euro) dołoży Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który odblokuje także wypłatę transzy.
Bankructwo na raty?
Na spotkaniu w Luksemburgu nie podjęto wiążących decyzji prowadzących do rozwiązania problemów Grecji, które w coraz większym stopniu stają się poważnym zagrożeniem dla całej UE. Zdaniem ekspertów, ministrowie finansów strefy euro ugięli się przed naciskiem banków, ponieważ zgodzili się, że w nowym pakiecie pomocowym inwestorzy prywatni będą uczestniczyć wyłącznie na zasadzie dobrowolności.
Szef eurogrupy Jean-Claude Juncker podkreślił, że "na sektor prywatny nie będzie się wywierać żadnych nacisków". W ten sposób przekreślono plan jego "zobowiązującego uczestnictwa" w planie ratunkowym dla Grecji, z którym przed spotkaniem wystąpił niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble. Walka świata finansów z polityką weszła tym samym w nową fazę, która o tyle przypomina przysłowiowe "udawanie Greka", że politycy wymaślają coraz nowe formułki na odwleczenie w czasie nazwania po imieniu niewygodnych dla nich prawd.
Niemieccy podatnicy są coraz bardziej niechętni ratowaniu na ich koszt zadłużonej Grecji. Ich opór ma wpływ na postawę polityków, bo raz na cztery lata podatnik staje się też wyborcą i ma wtedy okazję dać wyraz swemu niezadowoleniu z decyzji rządzących.
Ci mają jednak wciąż trochę czasu, ponieważ z ostatnich badań ankietowych wynika, że 46 procent Niemców opowiada się za wystąpieniem Grecji ze strefy euro i jej powrotem do drachmy, a niemal tyle samo, bo 47 procent, jest temu przeciwnych.
Jeśli przyznać rację ministrowi Schäublemu, który powiedział wczoraj (19.06), że klucz do rozwiązania greckich problemów znaduje się w Atenach, a nie w Luksemburgu, to dalszy bieg wydarzeń zależy od wyników jutrzejszego (21.06) głosowania w greckim parlamencie nad wotum zaufania do rządu premiera Papandreu, spotkania ekspertów UE i MFW z nowym ministrem finansów Grecji we wtorek i środę (21-22.06) i rezultatów szczytu UE w najbliższą sobotę i niedzielę (25-26.06).
Co z tego wszystkiego wyniknie, pozostaje kwestią otwartą. W najgorszym razie będziemy mieli do czynienia z greckim bankructwem na raty, a wtedy - jak powiedział Jean-Claude Juncker - "nowy wirus kryzysu zagrozi nie tylko Portugalii i Irlandii, lecz także Belgii i Włochom".
Co dalej?
Na to pytanie odpowiedzi mogłaby udzielić tylko grecka wieszczka Pytia. Na razie nikt oficjalnie w EU nie rozważa wyjścia Grecji z Eurolandu, bo taki krok mógłby okazać się zabójczy dla europejskiego systemu finansowego opartego na euro.
Minister Wolfgang Schäuble radzi odczekać z wszelkimi prognozami do początku lipca. Wówczas okaże się, czy nowa transza pakietu ratunkowego dla grecji zostanie przekazana Atenom. Jeśli to nie nastąpi, wtedy - jak mówi - będziemy mieli do czynienia z poważnym problemem.
Na czym on miałby polegać, tego można się domyślać z zaskakującej wypowiedzi jego belgijskiego kolegi, ministra Didiera Reyndersa, który w wywiadzie dla francuskiego dziennika gospodarczego "La Tribune" przestrzegł przed efektem domina, mówiąc, że "Jeśli Grecja jako pierwszy kraj stanie się niewypłacalna, wtedy spojrzenia skierują się na inne kraje, takie jak: Irlandia, Portugalia, Hiszpania, Włochy i - być może także - Belgia i Francja".
Reynders należy do tych ministrów finansów Euroladu, którzy mają najdłuższy staż pracy i wymienienie przez niego Francji jako kraju, który może popaść w tarapaty finansowe, wywołało zdumienie w unijnych kołach dyplomatycznych. Mass media odnotowały jego wypowiedź jako kolejny sygnał świadczący o tym, że grecki kryzys jest kryzysem całej Unii i jej wspólnej waluty.
Daphne Grathwohl / Andrzej Pawlak (tagesschau.de)
red. odp. Monika Skarżyńska