"Upomnieć także Erdogana". Komentarz DW
17 lipca 2016Niemieccy politycy z troską i zaniepokojeniem obserwują dramatyczny rozwój wydarzeń w Turcji. Rząd w Berlinie od razu podkreślił konieczność przestrzegania zasad porządku demokratycznego w tym kraju. Rzecznik prasowy rządu, kiedy pucz trwał jeszcze w najlepsze, minister spraw zagranicznych i minister sprawiedliwości oraz sama kanclerz Merkel, oświadczyli zgodnym chórem to samo. Ale kiedy wszyscy nawoływali do przestrzegania zasad państwa prawa w Turcji i podkreślali wagę utrzymania konstytucyjnego ładu i porządku, to z ich wypowiedzi przebija też niczym nie zawoalowane upomnienie skierowane pod adresem rządu w Ankarze.
Stosunki niemiecko-tureckie wyglądają dziś inaczej niż podczas ostatniego puczu militarnego w Turcji w roku 1980. Wtedy Ankara nie miała dla niemieckiej polityki większego znaczenia. Turcja była wprawdzie członkiem Rady Europy, ale od samej Europy była wciąż jeszcze odległa. A dziś? W 35 lat później, po ciągłym w tę i we w tę w sprawie członkostwa Turcji w UE? Niemcy i Turcja są na siebie skazane w wielu sprawach. Prawie trzy miliony Turków żyje w Niemczech. Niemcy są najważniejszym partnerem handlowym Turcji. Ankara jest (trudnym) partnerem Berlina w walce z terrorem tzw. Państwa Islamskiego i ważnym partnerem w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego. Na porządku dziennym są teraz ułatwienia wizowe dla Turków chcących udać się do jednego z państw UE. Od postawy Turcji wiele zależy, tak dla UE, jak i Angeli Merkel, która walnie przyczyniła się do zawarcia z Turcją umowy w sprawie uchodźców.
Wystarczy rzut oka na terminarz podróży kanclerz Merkel, żeby to sobie uświadomić. Od października 2015 roku Merkel pięciokrotnie odwiedziła Ankarę. W tym roku była już w niej aż trzy razy. W styczniu b.r. odbyły się pierwsze niemiecko-tureckie konsultacje rządowe w Berlinie. Ta platforma jest często stosowana dla podkreślenia wagi wzajemnych stosunków, ocenianych przez obie strony jako wyjątkowo dobre i stabilne. Z drugiej strony Turcji wciąż wytyka się się zaniedbania w przestrzeganiu praw człowieka i ograniczanie wolności prasy. Na wzajemnych stosunkach mocno zaciążył wiersz niemieckiego satyryka Jana Böhmermanna, który w marcu obraził w nim prezydenta Erdogana. Ten wystąpił przeciwko niemu na drogę sądową. Postępowanie trwa, a jego wynik trudno przewidzieć.
A teraz kilka słów o nieudanym puczu. Angela Merkel zajęła wobec niego stanowisko w trzyminutowym oświadczeniu, w którym podkreśliła, że "Niemcy stoją po stronie tych w Turcji, którzy bronią demokracji i zasad państwa prawa". Mówiła też o znaczeniu wolnych wyborów i zasad demokracji parlamentarnej, ale ani jednym słowem nie wspomniała o prezydencie Erdoganie. Jego nazwisko nie padło ani w wygłoszonym oświadczeniu, ani w jego wersji pisemnej. O Erdoganie na razie mówi tylko niemiecka opozycja. Jak długo jeszcze tak będzie?
Niemcy niepokoją się stanem tureckiej demokracji i jej przyszłością. Po nieudanym puczu to zaniepokojenie wzrosło dodatkowo. W Turcji zwolniono w trybie pilnym blisko trzy tysiące sędziów. A skoro tak, to Niemcy powinny upomnieć także prezydenta Erdogana, który o tym zadecydował.
Skomplikowane stosunki między Berlinem i Ankarą od dawna cechują się swoistą tragiką. Teraz ta tragika stała się jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej niepokojąca.
Christoph Strack / Andrzej Pawlak