Tylko opakowanie się zmieni - zawartość pozostanie ta sama. Ale najważniejsze: zawartość będzie dostępna. Nikt nie zamierza sprzeciwiać się, by ktokolwiek w przyszłości z ciekawości zaglądał do dokumentów, które są schedą po zlikwidowanej w 1990 roku enerdowskiej bezpiece (MfS) zwanej potocznie Stasi. To jest istota pragmatycznych propozycji specjalnej komisji ekspertów ws. przyszłości tzw. Urzędu Gaucka - od nazwiska jego pierwszego szefa. Właściwie już od chwili, kiedy latem 2014 roku Bundestag powołał tę komisję, było wiadomo, jaka to będzie propozycja.
Chodziło i chodzi przecież tylko o to, w jaki sposób to zrobić, i jaką to ma przybrać formę. A że temat Stasi ma tak emocjonalny charakter, wszyscy zainteresowani mają z tym problemy. Definitywne zamknięcie urzędu zgodnie z mottem: cisza nad tą trumną, nigdy nie wchodziło w rachubę. Byłoby to absurdalnym posunięciem i nie miałoby żadnego uzasadnienia. W końcu od lat 90-tych miliony ludzi skorzystało z możliwości wglądu w swoje akta. Dowiedzieli się, co Stasi wiedziała o nich. Dowiadywali się, że donosy na nich pisali najczęściej ich koledzy, przyjaciele czy wręcz krewni. O tym, że taki toksyczny materiał dokumentacyjny może zatruć klimat w rodzinie czy w społeczeństwie, mówiono od samego początku. A mimo tego było słuszne działanie w interesie ofiar enerdowskiego reżimu. Chciały one wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce.
Akta Stasi mogą być dalej porządkowane i badane
Zamknięcie akt pod kluczem byłby po myśli dawnej Stasi i jej późnym triumfem. Zajmowanie się tym rozdziałem historii, będzie jednak możliwe także po przeprowadzeniu zalecanej reformy. Novum jest włączenie dokumentacji Urzędu ds. Akt Stasi do zasobów Federalnego Archiwum. Tam będzie można w przyszłości do nich zaglądać i je badać. Różnica polega na tym, że nadzoru nad nimi nie będzie miał Pełnomocnik Niemieckiego Rządu ds. Materiałów Państwowej Służby Bezpieczeństwa NRD, lecz archiwista.
Korzystającym z archiwum osobom jest właściwie obojętne, do kogo adresują wniosek o wgląd do akt – czy to z powodów osobistych, naukowych czy publicystycznych. Nic w tych kwestiach się nie zmieni. Eksperci są wręcz zdania, że dokumenty powinny być przechowywane w tym samym miejscu, co teraz. Byłoby to sensowne z czysto praktycznych względów, ponieważ przenoszenie ich w inne miejsce wiązałoby się z wysokimi nakładami finansowymi. Pozostawienie wszystkiego w historycznych miejscach związanych ze Stasi w Berlinie i w innych miastach wschodnich Niemiec, byłoby ponadto pożądanym odniesieniem się do uczuć ofiar enerdowskiego reżimu. Wgląd do akt odbywałby się w miejscu zdarzeń, tam, gdzie kiedyś sprawcy uprawiali swój proceder. Takie rozwiązanie sprawdziło się przez 25 lat. I to powinno pozostać bez zmian.
Roland Jahn i jego poprzednicy stworzyli standardy
Roland Jahn byłby więc ostatnim z ogółem trzech Pełnomocników Niemieckiego Rządu ds. Materiałów Państwowej Służby Bezpieczeństwa NRD. On i jego poprzednicy, Marianne Birthler i Joachim Gauck stworzyli standardy w obchodzeniu się z historią niemieckiej dyktatury. Tych trzech byłych bojowników o prawa obywatelskie, znało enerdowski reżim z autopsji. Im i kierowanej przez nich instytucji przydawało to dużo wiarygodności.
A ponieważ byli wybierani przez deputowanych do niemieckiego Bundestagu, ich działalność miała i ma mandat polityczny. Szkoda, że nikt po Jahnie nie dostąpi tego zaszczytnego przekazania odpowiedzialności. Ale 25 lat po pokojowej rewolucji w NRD nic nie stoi na przeszkodzie do dalszej pracy nad rozliczaniem dyktatury SED w innych warunkach ramowych. Propozycja komisji eksperckiej stanowi dobrą ku temu podstawę.
Marcel Fürstenau / tł. Barbara Cöllen