Václav Havel i Niemcy. "Czeski cud"
5 października 2016„Nie wiem, czy wiem, co to jest cud. Tym niemniej pozwalam sobie powiedzieć, że w tej chwili jestem uczestnikiem cudu: człowiek, który jeszcze sześć miesięcy temu był więziony jako nieprzyjaciel swojego państwa, wita dziś jako prezydent pierwszego papieża w dziejach Kościoła katolickiego, który stanął na ziemi, gdzie to państwo leży”.
Tymi słowami wzruszony Václav Havel witał 21 kwietnia 1990 roku na praskim lotnisku Jana Pawła II. Właśnie spełniło się jedno z jego życzeń, które wypowiedział kilka miesięcy wcześniej w swym pierwszym noworocznym przemówieniu do obywateli Czechosłowacji: „Byłbym szczęśliwy, gdyby jeszcze przed wyborami odwiedzili nasz kraj – choćby na jeden dzień – papież Jan Paweł II i Dalajlama”.
Jej prezydentem stał się trzy dni wcześniej, w ostatni roboczy dzień 1989 roku. Wybrany został jednogłośnie przez komunistyczne Zgromadzenie Federalne, do którego poprzedniego dnia dokooptowano 13 nowych posłów, w tym kilku dotychczasowych dysydentów.
To też był cud, który nie powtórzył się już nigdy. Zaledwie pół roku później, 5 lipca 1990 roku, gdy wybrani w pierwszych wolnych wyborach posłowie wybierali szefa państwa na następne dwa lata, takiej jednomyślności już nie było. A za kolejnym razem, wczesnym latem 1992 roku, Zgromadzeniu Federalnemu w ogóle nie udało się wybrać prezydenta.
20 lipca 1992 roku Václav Havel ustąpił z urzędu. List z rezygnacją napisał trzy dni wcześniej, gdy Słowacka Rada Narodowa – parlament słowackiej części federacji – uchwaliła deklarację suwerenności. Wspólne państwo Czechów i Słowaków odchodziło właśnie do historii.
„Myślę, że powinniśmy przeprosić…”
2 stycznia 1990 roku, czyli zaledwie w piątym dniu urzędowania, Václav Havel zafundował swoim współobywatelom szok, którego się nie spodziewali. Tego dnia wybrał się w swą pierwszą podróż zagraniczną: do obu państwa niemieckich, NRD i RFN, do wschodniego Berlina i Monachium. I właśnie w stolicy Bawarii, która po wojnie stała się nową ojczyzną wypędzonych z Czechosłowacji Niemców sudeckich, miał Havel powiedzieć do nich słowa, które zostały zinterpretowane jako przeprosiny i wzburzyły wielu jego rodaków.
– Nie znam żadnych przeprosin Havla skierowanych do Niemców sudeckich. Powiedział jedynie: „Myślę, że powinniśmy przeprosić Niemców sudeckich”. Reakcje w czechosłowackim społeczeństwie były bardzo nieprzychylne, gdyż większość ludzi nie była przygotowana na takie słowa – mówi Petruszka Szustrová, przed 1989 rokiem podobnie jak Havel dysydentka, potem w latach 1990-92 federalna wiceminister spraw wewnętrznych, w końcu dziennikarka, komentatorka i tłumaczka. – W odróżnieniu od dysydentów, wśród których przebiegła szersza dyskusja o powojennych wysiedleniach – dodaje.
– Myślę, że w 1990 roku Havel ciągle jeszcze zachowywał się jak dysydent – potwierdza politolog Jirzí Pehe, dyrektor New York University w Pradze, który w latach 1997-99 kierował wydziałem politycznym kancelarii czeskiego prezydenta. – W tym środowisku dyskutowano zaś o kwestii sudetoniemieckiej i przeważał pogląd, że wysiedlenia były bezprawiem, za które Czesi powinni przeprosić.
Michael Żantovský, w latach 1990-92 rzecznik prasowy ostatniego prezydenta Czechosłowacji, także uważa, że czechosłowackie społeczeństwo nie było przygotowane na tak odważny gest, jakim były te przeprosiny. – Ale to nie był gest przedwczesny – zastrzega Żantovský, który jest dziś dyrektorem Biblioteki imienia Václava Havla w Pradze. – Havel go rozumiał jako spłatę historycznego długu.
Niemcy w Czechach tym się bowiem różnili od większości Niemców, którzy znaleźli się w granicach powojennej Polski, że byli wcześniej obywatelami Czechosłowacji. Nim pojawił się termin „Niemcy sudeccy”, mówiono o nich „Deutschböhmen” – niemieccy Czesi.
„Trudno sobie wyobrazić…”
Temat niemiecki w wystąpieniach Havla pojawił się ponownie zaledwie trzy tygodnie później, podczas jego wizyty w Warszawie. Tym razem na szerszym tle: – Trudno wyobrazić sobie niepodzieloną Europę z podzielonymi Niemcami” – mówił Havel polskim posłom i senatorom. – Zarazem trudno jednak wyobrazić sobie zjednoczone Niemcy w podzielonej Europie – dodał od razu.
– Jako czechosłowacki prezydent, który zmierzał do likwidacji żelaznej kurtyny i podziału Europy, dobrze wiedział, że bez zjednoczenia Niemiec nie można zjednoczyć Europy – tłumaczy Ivan Gabal, dziś poseł Parlamentu Republiki Czeskiej, w 1989 roku współtwórca Forum Obywatelskiego (odpowiednika polskiego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie), którego najważniejszym członkiem był właśnie przyszły prezydent. – Nikt nie miał tego tematu tak dobrze przedyskutowanego i przemyślanego, jak Havel. Od początku kształtował czechosłowacką politykę jako europejską – wyjaśnia Gabal.
„To nie my go przywlekliśmy…”
17 lutego 1995 roku Václav Havel wystąpił na Uniwersytecie Karola z przemówieniem zatytułowanym „Czesi i Niemcy na drodze ku dobremu sąsiedztwu”. Moment nie był przypadkowy. Niebawem czescy i niemieccy negocjatorzy mieli zasiąść do rozmów na temat wspólnej deklaracji, której celem było rozwiązanie spornych kwestii między oboma państwami.
– Na temat powojennych wysiedleń możemy mieć różne opinie, a mój krytyczny pogląd jest powszechnie znany – zauważył wtedy czeski prezydent. – Ale nie wolno nam odrywać ich od historycznego kontekstu i od tych wszystkich okropności, które je poprzedzały i które do nich doprowadziły – zastrzegł. – O ile do niedawna uważałem, że jest to rzecz do tego stopnia oczywista, iż nie czułem potrzeby, żeby ją wciąż podkreślać, o tyle dzisiaj muszę to wyraźnie powiedzieć – wyjaśnił. Dodał, że „to dlatego, że w Niemczech znów odzywają się ludzie je ignorujący, a nawet kwestionujący.
– W przeszłości nieraz mówiłem, że zło jest zaraźliwe i że zło wysiedleń było tylko smutnym skutkiem zła, które je poprzedziło – przypomniał Havel. – Nie może być dyskusji na temat tego, kto pierwszy wypuścił z butelki dżina prawdziwej nacjonalistycznej nienawiści – stwierdził. – Wprawdzie dopuściliśmy do zakażenia się szkodliwym wirusem etnicznego pojmowania winy i kary, ale to nie my tego wirusa przywlekliśmy do naszego kraju –podkreślił.
Tym razem szef czeskiego państwa zyskał poklask wśród rodaków. Za to w niemieckich mediach pojawiły się głosy krytyczne, zarzucające mu daleko idącą zmianę stanowiska.
– Myślę, że Havel nigdy nie zmienił swej postawy – mówi Szustrová. – To była reakcja na lęk Czechów przed Niemcami sudeckimi, który zresztą przetrwał do dziś.
Także Żantovsky twierdzi, że Havel nie zmienił swoich poglądów. – To, że oceniając historię trzeba myśleć o zależności między przyczyną a skutkami, było oczywistością, która znalazła odbicie w tekście czesko-niemieckiej deklaracji.
Niemal tych samych słów używa Gabal: – Zdefiniowanie łańcucha przyczyn i skutków przemocy etnicznej, które w końcu znalazło się także w czesko-niemieckiej deklaracji, było ważnym pomostem na drodze ku czesko-niemieckiej ugodzie.
„Kochani rodacy!...”
We wrześniu 1996 roku, otwierając w Warszawie konferencję „Kompleks wypędzenia”, Tadeusz Mazowiecki witał serdecznie jej honorowego gościa –byłego szefa Związku Wypędzonych (BdV) Herberta Hupkę. A ówczesny ambasador Czech w Polsce Karel Sztindl ciężko wzdychał w kuluarach: „Kiedy my się czegoś takiego doczekamy?”
Niespełna pół roku później w Pradze szefowie rządów i dyplomacji Niemiec i Czech, Helmut Kohl i Klaus Kinkel oraz Václav Klaus i Josef Zieleniec, podpisali „Czesko-niemiecką deklarację o wzajemnych stosunkach i ich przyszłym rozwoju”.
I choć mało kto w to wierzył, w relacjach między oboma krajami coś naprawdę zaczęło się powoli zmieniać na lepsze. A od kiedy w 2008 roku premierem rządu w Monachium stał się Horst Seehofer, doszło do wyraźnego ocieplenia między Bawarią a Czechami.
Na początku bieżącego roku Berndt Posselt, który od dwóch lat stoi na czele ziomkostwa sudetoniemieckiego, doprowadził do zmiany jego statutu i rezygnacji z dążeń do odzyskania dawnej ojczyzny.
Kilka miesięcy później, na corocznym zielonoświątkowym zjeździe Niemców sudeckich w Norymberdze po raz pierwszy pojawił się czeski polityk, minister kultury Daniel Herman. Do tysięcy zebranych zwrócił się słowami: „Liebe Landsleute!...” – „Kochani rodacy!...” Odpowiedziały mu burzliwe oklaski.
Być może gdyby tam był także ostatni czechosłowacki i pierwszy czeski prezydent, powtórzyłby swoje słowa sprzed ponad ćwierćwiecza: „Nie wiem, czy wiem, co to jest cud. Tym niemniej pozwalam sobie powiedzieć, że w tej chwili jestem uczestnikiem cudu…”
Jednak Václav Havel zmarł niemal pięć lat temu, 18 grudnia 2011 roku. Gdyby żył, miałby dziś dokładnie 80 lat.
Aureliusz M. Pędziwol