W Iraku przeszły przez piekło PI. W RFN mają wrócić do życia
26 marca 2015Czarne chusty zakrywają twarze kobiet. Wszystkie są zmęczone, jakby ciążyło na nich tysiącletnie cierpienie jazydów. Pełną kwiatów salę oświetlają tylko świece, wśród obecnych krążą zdjęcia zmarłych i zaginionych.
- To moje dwie siostry – mówi młody jazyd i pokazuje jedno ze zdjęć. Zostały porwane przez bojowników Państwa Islamskiego. Nie wie, co się z nimi stało, dodaje młody mężczyzna i kryje twarz w dłoniach. „Braou, braou“, zawodzą kobiety ciągle powracający refren żałobnej pieśni jazydów. Znaczy tyle, ile: „Dlaczego nie mogliśmy pomóc?”.
Nie jesteśmy w północnym Iraku. Jesteśmy w Oldenburgu, sto kilometrów od wybrzeża Morza Północnego. Oldenburg jest czymś w rodzaju emigranckiego centrum jazydów. Działająca tam Centralna Rada Jazydów w Niemczech od miesięcy usiłuje ściągnąć do Niemiec jazydzkie kobiety i dziewczęta z kurdyjskich obozów dla uchodźców.
Zdecydowana tylko Badenia-Wirtembergia
Holger Geissler, rzecznik Centralnej Rady Jazydów w Niemczech rozmawiał na ten temat z niezliczonymi kompetentnymi placówkami: począwszy od rządu federalnego w Berlinie, skończywszy na rządach landowych. Jasną odpowiedź otrzymał tylko ze Stuttgartu. – Badenia-Wirtembergia zadeklarowała się, że uruchomi u siebie program pomocy. Trzy razy rozmawialiśmy z przedstawicielami rządu i premier Badenii-Wirtembergii Winfried Kretschmann (Zieloni - DW) powiedział: „Musimy być aktywni”. I dotrzymał słowa – mówi Geissler.
Chodzi o akcję pomocy na niespotykaną dotąd w Niemczech skalę. Na własny koszt Badenia-Wirtembergia chce ściągnąć do siebie 700 jazydzkich kobiet i udzielić im fachowej lekarskiej i psychologicznej pomocy. Na potrzeby programu, łącznie z transportem kobiet, stworzeniem im dachu nad głową i terapią, land postawił do dyspozycji 30 mln euro.
Próba uratowania straumatyzowanych kobiet jest eksperymentem pozostawiającym wiele pytań. Monica Hauser, lekarka, szefowa organizacji pomocy Medica Mondiale, opiekowała się wieloma kobietami na Bałkanach, w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Projektowi zainicjowanemu w Badenii-Wirtembergii przyświeca co prawda, jej zdaniem, wiele politycznej dobrej woli, brakuje mu jednak potrzebnego, terapeutycznego doświadczenia. – Sprowadzenie do Badenii-Wirtembergii straumatyzowanych, zgwałconych kobiet, bez dania im jasnej perspektywy, uważam za wątpliwe – ocenia krytycznie. Hauser uważa, że lepsze dla tych kobiet jest zaoferowanie im pomocy na miejscu.
Land o największym zagęszczeniu terapeutów
Rząd Badenii-Wirtembergii jest jednak zdania, że wahanie się i zwlekanie z pomocą niczego nie przyniesie. Nareszcie musi się coś zdarzyć. – Jeżeli nie my, to kto ma pomóc tym dziewczętom i kobietom? Na pewno nie pomoże im nikt w północnym Iraku – mówi sekretarz stanu w rządzie Badenii-Wirtembergii Klaus-Peter Murawski. I wyjaśnia, że nigdzie na świecie nie przypada na jednego mieszkańca tylu terapeutów, ilu właśnie w Badenii-Wirtembergii. – Trzeba chcieć rozwiązać problem. Każda alternatywa byłaby dla tych kobiet zła – dodaje Murawski.
Prostytucja i przemoc seksualna w obozach
Organizacje praw człowieka mówią o co najmniej pięciu tysiącach uprowadzonych i zgwałconych jazydzkich kobiet i dziewcząt. Większość z nich zaginęła. Kilkaset zostało w ostatnich miesiącach wykupionych. – Te, które zostały uwolnione, do dzisiaj przebywają w kurdyjskich obozach dla uchodźców – mówi Pir Sulaiman Khalil, jazydzki dygnitarz, który niedawno dotarł z północnego Iraku do Oldenburga. – Kobiety myślą, że w obozach zostanie im udzielona pomoc. Ale tam nie czeka ich żadna pomoc. To straszne: z jednego piekła dostają się w drugie – mówi Pir Khalil.
W obozach dla uchodźców wiele kobiet znowu konfrontowanych jest z przemocą seksualną. Jako byłe niewolnice seksualne są już „splamione”, w ekstremalnie konserwatywnej społeczności północnego Iraku uchodzą za hańbę dla rodziny. Raz po raz najbardziej bezbronne z nich zmuszane są w obozach do prostytucji.
Blisko dziewięć miesięcy temu dżihadyści Państwa Islamskiego napadli osiedla jazydów w północnym Iraku, mordując, plądrując, gwałcąc. Porwane kobiety i dziewczęta stały się łupem wojennym. Było to dziewięć miesięcy temu. – Niedawno spotkałem w pobliżu Irbilu trzy jazydzkie dziewczęta, porwane przez PI i później wypuszczone na wolność – opowiada Pir Khalil. – Dwie z nich były w ciąży. Ale nie chciały urodzić tych dzieci. Jedna z dziewcząt dostała się przypuszczanie w ręce jakiegoś znachora. Krwawiła i miała silne bóle. Wiemy, że po obozach wędrują teraz różne osoby, które nielegalnie usuwają ciążę – dodaje Pir Khalil. Sytuacja w obozach jest beznadziejna.
W nadchodzących dniach do Badenii-Wirtembergii mają przybyć pierwsze jazydzkie kobiety. Przyjadą do Schwarzwaldu, nad jezioro Bodeńskie, do Jury Szwabskiej. Do całej ich tragicznej sytuacji dojdzie jeszcze szok kulturowy, będą musiały odnaleźć się w nowym otoczeniu, bez znajomości języka. Ale może to nieistotne. Najważniejsze, że znajdą się w bezpiecznym miejscu, nareszcie.
Martin Durm, tagesschau.de / tł. Elżbieta Stasik