Walka Orbána z LGBTQ. "Tak, jesteśmy homofobami"
22 maja 2020Zatwierdzenie ustawy nie było niespodzianką. Już w końcu marca – w środku koronakryzysu – premier Węgier Viktor Orbán zapowiedział zniesienie możliwości zmiany płci przypisanej przy urodzeniu. We wtorek (19.05.2020) węgierski parlament większością dwóch trzecich głosów przyjął kontrowersyjną ustawę. Celuje ona w osoby transseksualne i interseksualne. Według nowej ustawy w żadnym dokumencie nie mogą one już zmienić płci wpisanej do aktu urodzenia. Tzw. płeć metrykalna przypisana przy urodzeniu zostaje stwierdzona na podstawie „pierwszorzędnych cech płciowych lub chromosomów” – na zawsze.
Protesty polityków opozycji, którzy wskazywali na poważne skutki nowych przepisów dla dotkniętych nimi osób, zostały zignorowane. – Opinia zainteresowanych jest bez znaczenia – oświadczył już w kwietniu Imre Vejkey, poseł z ramienia Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP), koalicjanta partii rządzącej Fidesz.
Masowa krytyka
Organizacje ochrony praw człowieka ostro skrytykowały nową ustawę. – Węgry cofnęły się do średniowiecza – stwierdził szef węgierskiego oddziału Amnesty International David Víg. Tamás Dombos ze stowarzyszenia na rzecz obrony praw osób transseksualnych Háttér w rozmowie z DW nazwał ustawę „ekstremalnie problematyczną”. Przy każdym sprawdzaniu tożsamości dotknięte nią osoby muszą teraz ujawniać swoją transseksualność – krytykuje Dombos.
Także poza granicami Węgier ustawa jest postrzegana nader krytycznie. Komisarz praw człowieka Rady Europy Dunja Mijatovic nazwała ją „ciosem w godność transseksualistów”. Ponadto jest ona sprzeczna z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Również Organizacja Narodów Zjednoczonych, Unia Europejska i organizacje LGBTQ na całym świecie potępiły działania Węgier. W mediach społecznościowych przeciwnicy nowego prawa zainicjowali kampanię protestacyjną pod hasłem #drop33, symbolicznie wyrzucając dyskryminujący art. 33 na śmietnik.
Zaskarżenie ustawy będzie trwało latami
Ponieważ ustawa nie jest zgodna ani z węgierską konstytucją, ani ze standardami praw człowieka, zostanie zrobione przeciwko niej „wszystko, co możliwe” –powiedział DW Tamás Dombos. Stowarzyszenie Háttér wezwało prezydenta Węgier Jánosa Ádera, by nie podpisywał ustawy i przedłożył ją do kontroli Trybunałowi Konstytucyjnemu. Tyle że zarówno Áder, jak sędziowie węgierskiego TK, są lojalni wobec premiera Orbána i z reguły nie sprzeciwiają się propozycjom legislacyjnym rządu.
Inną możliwością jest złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Dombos nie jest jednak zbyt optymistyczny: – Ostateczna decyzja zajmie lata, czy to na Węgrzech, czy w Strasburgu. Do tego czasu transseksualiści nie mają szans na prawne uznanie swojej płci, co naraża ich na dyskryminację a może nawet i na przemoc.
„W Polsce to dobrze funkcjonowało“
W ostatnich latach nastawienie rządu w Budapeszcie do społeczności LGBTQ znacznie się zaostrzyło. Przewodniczący parlamentu László Kövér porównał adoptowanie dzieci przez pary homoseksualne wręcz do pedofilii. Nieco później István Boldog, wiceszef klubu parlamentarnego Fideszu, domagał się zabronienia marszu Budapest Pride, a lojalny wobec rządu publicysta Zsolt Bayer oświadczył z dumą: „Tak, jesteśmy homofobami”.
– Takimi wypowiedziami rząd chce zjednać sobie wyborców, bo widział, że w Polsce to dobrze funkcjonowało – twierdzi Tamás Dombos.
"Demokracja nieliberalna"
Viktor Orbán wielokrotnie podkreślał, że Węgry są demokracją nieliberalną, a więc państwem, w którym nie każdy może żyć tak, jak mu się podoba.
Już krótko po objęciu stanowiska premiera dziesięć lat temu Orbán zmienił po swojej myśli konstytucję. Odpowiedni zapis brzmi teraz: „Węgry chronią instytucję małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety (…) i rodzinę jako podstawę przetrwania narodu”.
Na wszystko, co nie odpowiada jego widzeniu świata Orbán znalazł bojowe określenie „gender”. Termin ten określa pogląd naukowy, że płeć danego człowieka nie jest uwarunkowana tylko biologicznie, ale zależy też od wpływów społecznych i kulturowych. Rząd w Budapeszcie uważa prowadzenie badań w tej dziedzinie za zbędne. Studia gender są na Węgrzech zabronione.
"Niedopuszczalne podejście"
Ostatnio węgierski rząd odmówił ratyfikowania Konwencji Stambulskiej z powodu zawartego w niej „niedopuszczalnego podejścia” do definicji płci. „Mamy prawo do obrony naszego kraju, naszej kultury, naszych praw, tradycji i wartości narodowych. Nie może temu zagrozić postrzeganie płci odbiegające od przekonań większości (społeczeństwa)” – argumentował rząd w Budapeszcie. Tymczasem konwecja Rady Europy przyjęta w 2011 r. w Stambule ma jedynie na celu stworzenie ram prawnych dla ochrony kobiet przed przemocą.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>