Wiceminister obrony Rosji: „Nie planujemy ataku na sąsiadów“
14 września 2017DW: Manerwy „Zapad 2017“ prowadzone są na granicy z Zachodem, z NATO. To oczywiste, że akurat Zachód ma tutaj szczególnie wiele pytań. Minister obrony Litwy obawia się, że Rosja ćwiczy właśnie techniki ataku na państwa bałtyckie i Polskę. Na ile uzasadnione są te obawy?
Aleksandr Fomin: Od razu chciałbym uspokoić naszych sąsiadów. Te ćwiczenia są absolutnie pokojowe i mają wyłącznie charakter obronny. „Zapad” (ros. Zachód – red.) nie oznacza w tym przypadku państw zachodnich i NATO, tylko zachodnią część Federacji Rosyjskiej i Białoruś, która leży jeszcze bardziej na zachód niż Rosja.
DW: Ukraina obawia się, że manewry te mogą się zamienić w inwazję.
AF: W żadnym wypadku! I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Nie planujemy ataku na naszych sąsiadów. Głównym celem jest ćwiczenie odpowiednich praktyk i użycia naszych sił zbrojnych w walce z terroryzmem.
DW: To w takim razie chciałbym wyjaśnić liczbę uczestników. Liczba ta waha się od 5.200 do 100 tys. żołnierzy. Górna granica to ta, o której mówi Zachód. Ilu żołnierzy weźmie w takim razie udział w manewrach „Zapad 2017”?
AF: 100 tys. w ogóle nie wchodzi w rachubę. Łącznie w ćwiczeniach weźmie udział ok. 12.700 żołnierzy. W tym – i to najprawdopodobniej miał pan na myśli – 5.500 z Rosji i 7.200 z Białorusi. Poza tym 250 czołgów, ok. 680 pojazdów opancerzonych i 150 jednostek artylerii.
DW: Dobrze, ale biorąc pod uwagę cały teren manewrów od Karelii po Białoruś, mamy do czynienia z ogromnym obszarem. 12.700 żołnierzy to niewiele…
AF: Czasami przeprowadzamy ćwiczenia z większą liczbą uczestników i przy większym nakładzie środków. W obecnych manewrach uczestniczy tylu żołnierzy, ile powiedziałem. Nie widzimy potrzeby zwiększania ich liczby.
DW: Manewry odbywają się w czasie, kiedy relacje między Rosją a NATO są bardzo napięte. Stąd dla wielu „Zapad 2017” to prowokacja.
AF: Bardzo dokładnie obserwujemy realne wydarzenia, m.in. w systemie i nowoczesnej architekturze bezpieczeństwa w Europie. I te wydarzenia, zjawiska i posunięcia ze strony przede wszystkim Sojuszu Północnoatlantyckiego budzą nasz niepokój. Mam na myśli uporczywe i konsekwentne rozszerzanie NATO na wschód, niezależnie od obietnic, które zresztą – Bogu dzięki! – zostały spisane podczas jednoczenia Niemiec.
DW: Ale rozszerzenie NATO na wschód tłumaczy może agresywna polityka Rosji m.in. na wschodzie Ukrainy i na Krymie?
AF: Po pierwsze: NATO stacjonuje na naszej granicy. Rosja nie stacjonuje na granicy Niemiec czy Francji, proszę to uwzględnić. Kto zatem był siłą napędową? Dlatego chętnie patrzyłbym na to z innej perspektywy. Manewry „Zapad 2017“ nie są dla NATO powodem, by stać zaraz na rosyjskiej granicy.
DW: Nie obawia się pan, że te ćwiczenia doprowadzą do dalszej eskalacji w stosunkach NATO-Rosja?
AF: Nie, nie obawiamy się tego. Przede wszystkim dlatego, że manewry te – i powtórzę to – nie są wymierzone przeciwko NATO. I to mimo otwarcie agresywnej polityki Sojuszu wobec Rosji.
DW: Co robi właściwie Rosja, by deeskalować ten konflikt? I żeby przynajmniej ożywić współpracę, która istniała kiedyś w prehistorycznych czasach?
AF: Dobrze pan to sformułował. Nie chcemy, by ta współpraca pozostała w prehistorycznych czasach. Wierzymy, że istnieje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I jestem przekonany, że przyszłość niebawem nastanie i że znowu będziemy mieć dobre relacje z NATO i cudowną współpracę w Radzie NATO-Rosja.
DW: Kiedy?
AF: Najpóźniej za rok lub dwa.
DW: Skąd ta pewność?
AF: Pokój ma wysoką cenę. Wiemy to jak nikt inny. Wojskowi z NATO również. Pokój jest kruchy. Widzimy to m.in. w Europie.
DW: Wracając jeszcze do manewrów: czy mieszkańcy Europy Wschodniej i krajów bałtyckich mogą spać spokojnie?
AF: Na pewno. Całkiem poważnie.
Rozmawiał Jurij Reszeto / tł. Katarzyna Domagała