Willy Brandt - setne urodziny kanclerza pojednania
18 grudnia 2013O swojej polskiej babci Willy Brandt opowiedział prof. Mieczysławowi Tomali, tłumaczowi Józefa Cyrankiewicza, podczas historycznej wizyty 1970 roku, gdy 6 grudnia jechali z Okęcia do Wilanowa. Tomala odnotował to w swoich wspomnieniach i książkach poświęconych powojennym stosunkom polsko-niemieckim. Adam Krzemiński zauważa w rozmowie z Deutsche Welle, że to nie jest żadna sensacja i nic nowego. – Natomiast jest to kompletnie nieznane w Niemczech. Publicysta tygodnika „Polityka” opowiada też o spotkaniu z synem Brandta, który powiedział mu, że ojciec w ogóle nie rozmawiał o swoich parantelach rodzinnych, tym bardziej, że był dzieckiem nieślubnym. – Nie sądzę, żeby to była bujda – mówi – Takich rzeczy się nie robi. Nie przyjeżdża się do Indii i nie mówi, że się jest Hindusem. To musiało być jakoś głęboko stłumione, ale uświadomione, kiedy on tutaj przyjechał - uważa polski publicysta.
Zadra nieuznanej granicy na Odrze i Nysie
Willy Brandt przyjechał po raz pierwszy do Warszawy, aby podpisać układ polsko-niemiecki, który regulował sprawę zachodniej granicy Polski. To był kluczowy punkt sporny pomiędzy PRL a RFN, który obu krajom uniemożliwiał po wojnie nawiązanie dwustronnych stosunków. Zaaprobowanie przez przywódców PRL podpisania umowy z RFN skłoniła Brandta do określenia pojednania z Polską „jednym z najpoważniejszych wyzwań o podobnym znaczeniu historycznym jak pojednanie z Francją”.
W 1970 roku Adam Krzemiński, absolwent germanistyki i młody dziennikarz, wiedział, kim jest Brandt. Wiedział też, czym jest, jak mówi, „zadra nieuznanej granicy na Odrze i Nysie”. – To było coś tak upokarzającego dla nas, młodych Polaków, ponieważ na nas przerzucano jeszcze wojnę, której już nie znaliśmy – opowiada. Niemcy, którzy tak jak Brandt, byli rzecznikami uznania granicy, byli mu wtedy bardzo bliscy. – Byłem wdzięczny, nie dlatego, że łaskę mi robią, ale dlatego, że mnie serio traktują – tłumaczy Krzemiński w rozmowie z DW. – To był dla mnie przełom – zaznacza.
Ukląkł przed ogromem zbrodni i cierpień
Krzemiński jako młody dziennikarz zajmujący się historią, kulturą, literaturą i sprawami społecznymi w Niemczech mówi, że odbierał list biskupów kompletnie inaczej niż większość Polaków. – Czytałem go w katolickim duszpasterstwie akademickim w Lipsku; widziałem zażenowanie i wstyd moich niemieckich przyjaciół, enerdowskich, i zachodnioniemieckich, wstyd z powodu chłodnej odpowiedzi ich biskupów – opowiada publicysta. Zdanie „przepraszamy i prosimy o przebaczenie” brzmiało tam w Lipsku inaczej niż w Polsce, mówi. - Ja byłem z niego dumny. To był dowód wewnętrznej suwerenności biskupów. Trzeba było mieć dużo luzu wewnętrznego i przekonania do swoich racji – uważa. Dlatego Krzemiński, który pamiętnego dnia, 7. grudnia 1970 roku stał w tłumie przed Pomnikiem Bohaterów Getta, nie uważał, że Brandt klęka „tylko przed jedną kategorią ofiar”, jak mówiono. - Wtedy wszystko potoczyło się tak, jak powinno się potoczyć – podkreśla polski publicysta.
Uklęknięcie kanclerza Brandta „symbolizowało przejęcie odpowiedzialności powojennych Niemiec za popełnione w Polsce zbrodnie nazistowskie”, powiedziała w rozmowie z Deutsche Welle minister ds. federalnych, europejskich i mediów Angelica Schwall-Düren. Lecz Brandt nigdy nie powiedział, przed kim i dlaczego ukląkł. Powiedział tylko wieczorem swemu doradcy Egonowi Bahrowi: Nagle poczułem, że złożenie wieńca nie wystarczy. Erhard Eppler, dawny minister ds. współpracy gospodarczej i rozwoju w rządzie Brandta, wskazał, że niemiecki socjaldemokrata symbolizujący inne Niemcy, swoim gestem odebrał narodom wschodniej Europy, „zwłaszcza Polakom i Rosjanom, dla których Hitler planował jedynie byt niewolników, lęk przed Niemcami w wojskowych buciorach i dodał odwagi wszystkim, którzy tęsknili za wolnością, która nastała najpierw w Polsce”, zaznaczył Eppler
Pozytywny i negatywny etap polityki polskiej SPD Brandta
„Inne Niemcy” Polacy zauważyli już w latach 70-tych, za czasów wczesnego Gierka, mówi Krzemiński. – I to nie przez uklęknięcie Brandta, lecz poprzez ułatwione wyjazdy na Zachód czy chociażby przez gorące przyjęcie polskich piłkarzy w 1974 roku. – A Niemcy były inne pod wpływem polityki wschodniej Brandta - zaznacza Krzeminski. Niesłychany gest niemieckiego kanclerza przed warszawskim pomnikiem tak naprawdę nie zaistniał w polskiej pamięci zbiorowej – zauważa Dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy'ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Krzysztof Ruchniewicz. Nie opublikowano nic na ten temat w żadnym podręczniku, nawet w żadnej publikacji w podziemiu, mówi. Lecz praktyczna i konsekwentna realizacjia polityki wschodniej Brandta skutkowała spotkaniami społeczeństw, wymianą kulturalną, naukową. W 1972 roku powstała też Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa. Negatywny okres tzw. polityki polskiej SPD datuje się od końca lat 70-tych i powstania NSZZ Solidarność. Socjaldemokraci nie wiedzieli, jak potraktować ten związek. Ich postawy były zróżnicowany i sięgały od solidarności, po postrzeganie zrywu Polaków jako niebezpieczeństwa dla ich własnej polityki odprężenia. – Brandt też chyba nie rozumiał przemian zachodzących w Polsce – zauważa w rozmowie z Deutsche Welle Ruchniewicz - To jest bardzo widoczne podczas jego wizyty w 1985 roku. Opozycja zaproponowała niemieckiemu socjaldemokracie spotkanie z Lechem Wałęsą, tak jak on laureatem Nagrody Nobla. Lecz Brandt bardzo sceptycznie się do tego odniósł. Ostatecznie zaproponował spotkanie w Ambasadzie RFN, ale do tego nie doszło. – Opozycja liczyła na ten gest Brandta. Liczyła też na wsparcie tego ważnego polityka i tego wsparcia nie dostała – mówi Ruchniewicz. Rok później doszło do wymiany listów między Wałęsą a Brandtem. Osobiście spotkali się dopiero w 1989 roku.
Hołd Brandta dla Armii Krajowej
Przyszłą niepodległą Polską Willy Brandt interesuje się już w 1943 roku, kiedy przebywa na uchodźctwie w Skandynawii. W Sztokholmie współtworzy tzw. małą Międzynarodówkę i zostaje jej sekretarzem. Skarbnikiem grupy jest delegat polskiego rządu emigracyjnego, pepeesowiec Maurycy Karnioł. Dzięki niemu Brandt staje się jednym z pierwszych dziennikarzy, który donosili w mediach amerykańskich o zbrodniach hitlerowskich w obozach zagłady na terytorium Polski. Zachowało się też sformułowane 29 sierpnia 1944 roku przez Brandta i opatrzone jego odręcznymi uwagami, przesłanie do „bohaterskich żołnierzy Armii Krajowej”. Wyrażono w nim nadzieję, że „bojownicy zostaną uznani przez aliantów za kombatantów i uzyskają ich wsparcie”. - To ważny okres dla zrozumienia stosunku Brandta do Polski i Europy wschodniej – zauważa Krzysztof Ruchniewicz. - Nie można wykluczyć, że gest uklęknięcia był wybrany świadomie. To, co obserwujemy, nie było tak do końca przypadkowe. Brandt był świetnie poinformowany, jaki charakter miała okupacja niemiecka w Polsce, jakie Polska poniosła ofiary i w takim kontekście inaczej jawi się nam gest Brandta.
Powinniśmy myśleć o przyszłości
Czy w Polsce oczekuje się od polityków niemieckich jeszcze innych historycznych gestów? Prof. Ruchniewicz twierdzi, że nie. W wielkich przełomowych gestach, jak wymiana listów biskupów polskich i niemieckich, uklęknięciu Brandta i gestach pojednania Helmuta Kohla i Tadeusza Mazowieckiego w Krzyżowej, chodziło o symboliczne zbliżenie nie tylko w kontekście politycznym, ale też wartości, mówi dyrektor Centrum im. Willy'ego Brandta. - Tą nadrzędną wartością dla pokolenia wojennego była kwestia pojednania - zaznacza. Dzisiaj można by sobie życzyć lepszego zrozumienia, porozumienia, pogłębienia dialogu. Lecz warto na pewno pamiętać o gestach, które zostały uczynione w przeszłości, do nich nawiązywać – mówi i dodaje, że powinniśmy przede wszystkim zastanowić się, jak Polska i Niemcy w przyszłości te relacje powinny sobie ułożyć.
Adam Krzemiński proponuje, aby przyznawaną dorocznie od 1993 roku Nagrodę Polsko-Niemiecką nazwać Nagrodą Willy’ego Brandta i Tadeusza Mazowieckiego, którzy byli też jej pierwszymi laureatami. – To jest też pomost między Solidarnością, pierwszą Polityką Wschodnią oraz tym kanclerzem, który złożył podpis pod dokumentem uznającym granice na Odrze i Nysie - zauważa Krzemiński.
Barbara Cöllen
red. odp.: Elżbieta Stasik