1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Wind of Change”. Wiatr zmian zaczął się w Polsce

30 sierpnia 2020

Na koncerty w ZSRR pojechali z misją pokojową. Po nich powstała ballada „Wind of Change”, ale wiatr zmian zaczął się w Polsce – mówią Klaus Meine i Rudolf Schenker z zespołu Scorpions*.

https://p.dw.com/p/3hk3f
Klaus Meine i Rudolf Schenker z zespołu Scorpions: „Wind of Change" to hymn pokoju
Klaus Meine i Rudolf Schenker z zespołu Scorpions: „Wind of Change" to hymn pokojuZdjęcie: DW/M. Martinović

„Wind of Change“. Ballada o pokoju

DW: Przenieśmy się myślami do lat 80. Grupa Scorpions istniała już od kilkunastu lat. Jak wspominacie tamte czasy?

Klaus Meine: Wtedy, 40 lat temu, mieliśmy już za sobą koncerty w Europie Zachodniej i Tokio, zaczynaliśmy koncertować w USA. I staliśmy się częścią międzynarodowej sceny rockowej. Ale to, czego nam brakowało, to koncerty na Wschodzie, w NRD. Próbowaliśmy, ale bez skutku. Udało się dopiero w 1988 roku. Zagraliśmy aż dziesięć koncertów w Leningradzie. To były dla nas bardzo ekscytujące czasy. 

Przy waszym wielkim przeboju „Wind of Change" myśli się o upadku muru berlińskiego, ale utwór powstał już wcześniej...

Klaus Meine: Po sukcesach w Ameryce byliśmy światową grupą. Jednak w Leningradzie w 1988 roku poczuliśmy się Niemcami, muzycznymi ambasadorami pokoju. To była misja pokojowa. Rosjanie przyjęli nas z otwartymi ramionami. Także rok później na Moscow Music Peace Festival. Wszystkie nasze doświadczenia i przeżycia były inspiracją do utworu „Wind of Change", który powstał krótko przed upadkiem muru berlińskiego, we wrześniu 1989.

Sierpień 1989: Scorpions w Moskwie na stadionie Łużniki
Sierpień 1989: Scorpions w Moskwie na stadionie Łużniki Zdjęcie: picture-alliance/I. Mikhalev/RIA Novosti

Co takiego fascynowało was w Rosji?

Rudolf Schenker: Muzyka buduje pomosty. Wykorzystaliśmy ten pomost, by pokazać, że w Niemczech jest nowe pokolenie, które nie przyjeżdża czołgami na wojnę, lecz z gitarami, gra muzykę i przynosi miłość. Dla nas, pośredników muzyki i przemiany Niemiec w demokratyczny kraj, było to nie lada wyzwanie.

Do Związku Radzieckiego chcieliśmy pojechać już w 1982 roku, ale było jeszcze za wcześnie. „Co wy chcecie w Rosji robić?" – pytano nas. „Przecież tam nie ma fanów ani płyt...”. Ale jeśli w coś się wierzy i nad tym pracuje, to się udaje. Te koncerty w Leningradzie były niesamowite! Zjechali się fani z całej Rosji i NRD. Czuliśmy się jak Beatlesi. Panowała cudowna atmosfera.

Przed nami miała występować grupa Gorki Park. Nie mieli sprzętu, bo menedżer wystawił ich do wiatru. Przyszli do nas, a my powiedzieliśmy: „Weźcie co trzeba i doprowadzimy rzecz do końca”. Byli przeszczęśliwi. Między nami narodziła się przyjaźń, a my zauważyliśmy, że rosyjska mentalność jest nam właściwie bliższa od amerykańskiej.

Rudolf Schenker: Muzyka buduje pomosty
Rudolf Schenker: Muzyka buduje pomostyZdjęcie: DW/M. Martinović

Słynna rosyjska dusza…

Klaus Meine: W Leningradzie było wiele szczególnych momentów, wiele ciekawych spotkań, przeżyć muzycznych. I w powietrzu czuło się niewiarygodne napięcie. Byliśmy jednym z pierwszych zachodnich zespołów, które tam zagrały. Wielkie show z efektami świetlnymi. Setki osób oblegały wejścia do hal koncertowych i hoteli, czekając na autogramy, t-shirty...

Koncertami w Leningradzie otworzyliśmy szeroko drzwi dla innych zespołów, które zagrały potem na Moscow Music Peace Festival w sierpniu 1989: Bon Jovi, Ozzy Osbourne, Mötley Crüe itd. Amerykańskie grupy, jadąc do domu, mówiły: „Yes, we rocked the Soviet Union", a dla nas miało to inne emocjonalne znaczenie. Te zmiany w 1988 roku w Leningradzie i rok później w Moskwie bardzo wyraźnie zauważyliśmy.

Kiedy dzisiaj gracie tam koncerty, jak się Rosja zmieniła?

Klaus Meine: Koniec lat 80. był początkiem naszej miłosnej przygody z Rosją i rosyjskimi fanami. Gramy już dla trzech pokoleń. Do najnowszego utworu „Sign of Hope", który wiąże się z pandemią koronawirusa i ma dać trochę nadziei, rosyjscy fani nagrali wideo, na którym każdy śpiewa mały fragment i podaje mikrofon, pałeczki perkusyjne lub szalik kolejnej osobie. Wideo trafiło na nasz fanpejdż, a Amerykanie komentowali: „Rosja, fantastycznie!”. I to jest takie małe porozumienie między narodami.

Klaus Meine: Koniec lat 80. był początkiem naszej miłosnej przygody z Rosją
Klaus Meine: Koniec lat 80. był początkiem naszej miłosnej przygody z RosjąZdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Kalaene

Obserwujemy też to, co się dzieje w polityce na całym świecie, ale jako grupa rockowa, która dostarcza rozrywki, przekonaliśmy się, że angażowanie się politycznie to cienka granica. Gramy na globalnej scenie i jeśli w każdym kraju chcielibyśmy zająć stanowisko, nie jest to takie proste, jak się może wydawać. Scorpions jest zespołem, który gra zarówno w Izraelu, jak i Libanie. Zawsze próbowaliśmy rozgraniczyć to, co dzieli, i szukać oraz wspierać to, co łączy. Dla nas ważne jest budowanie dzięki muzyce pomostów.

Utwór „Wind of Change" stał się symbolem pokoju i tak jest odbierany przez fanów, niezależnie od tego, gdzie go gramy.

Wasze relacje z Rosją są szczególne. Czy z Polską jest trochę podobnie?

Klaus Meine: Myślę, że tak, bo wielokrotnie graliśmy już w Polsce. Przypomniałem sobie koncert w Gdańsku, gdzie śpiewaliśmy „Wind of Change” dla Lecha Wałęsy. Powiedziałem wtedy: „On był tym, który otworzył drzwi do demokracji”. Wielu na Zachodzie sądzi, że wszystko zaczęło się od Berlina i upadku muru. Zapominają, że ta historia miała swój początek w Polsce w 1980 roku, kiedy powstała Solidarność, a dziewięć lat później był Okrągły Stół. Przed naszym koncertem Lech Wałęsa i inni przewracali symboliczne kostki domina: z Polski – ze Stoczni Gdańskiej, Solidarności, przez Węgry, aż do Niemiec. To historyczna kolejność, o której nie możemy zapomnieć.

W Polsce jesteśmy bardzo mile widziani. Trzy lata temu na koncercie w Oświęcimiu, kiedy otrzymaliśmy nagrodę Peacemaker za wkład w szerzenie idei pokoju, przeżywaliśmy bardzo szczególne momenty.

Klaus Meine o Wałęsie: On był tym, który otworzył drzwi do demokracji
Klaus Meine o Wałęsie: On był tym, który otworzył drzwi do demokracjiZdjęcie: picture-alliance/dpa//S. Kraszewski

Rudolf Schenker: Do tego mamy polskiego basistę Pawła Mąciwodę. Z Polski pochodzi też nasz menedżer Alex Malek.

To była pierwsza edycja nagrody Peacemaker, która przypadła właśnie wam. Co czuliście, odbierając to wyróżnienie niedaleko Auschwitz?

Klaus Meine: Nie da się tego wyrazić słowami, bo cała ta historia, Holokaust to ciemny rozdział niemieckiej historii. I nie wolno nigdy zapomnieć, co się wydarzyło. Trzeba to przekazywać młodszemu pokoleniu. Być w pobliżu Auschwitz i grać tam koncert, to wielkie emocje i wzruszenie. Wtedy w Oświęcimiu publiczność wymyśliła choreografię z białymi i czerwonymi kartkami. Z góry wyglądało to jak polska flaga, a my śpiewaliśmy „Wind of Change”. To sceny, które zostają w pamięci na całe życie. Dostaliśmy wiele nagród, wiele złotych i platynowych płyt, ale ta nagroda jest dla nas wyjątkowa.

Bo muzyka łączy pokolenia, mentalności i może nieść przesłanie o pokoju?

Klaus Meine: Dokładnie tak. Czasem wystarczy jedna piosenka, na tyle mocna, że śpiewają ją wszyscy. Utwór, który niesie przesłanie braterstwa i nadziei na pokój, które możemy dzielić. I kiedy stoimy na scenie – obojętnie czy w Rio, Moskwie czy Los Angeles – czujemy, że w tym momencie muzyka łączy się z fanami w bardzo szczególny sposób. Wszyscy chcemy tego samego – żyć w pokoju i wolności.

W ubiegłym roku spotkaliście w Moskwie Michaiła Gorbaczowa i Lecha Wałęsę. Co to był za moment?

Klaus Meine: To było niesamowite. Doświadczyć jak te dwie historyczne osobistości polemizują ze sobą, z jaką energią mówią o tamtych czasach i bronią swoich stanowisk. Wykorzystałem ten moment, by powiedzieć „dziękuję”, że zjednoczenie Niemiec było w ogóle możliwe. I zawdzięczamy to nie tylko Gorbaczowowi, lecz także Lechowi Wałęsie, który zainicjował tę wolność. Z Polski przez Węgry do Niemiec, gdzie upadł mur berliński i doszło do zjednoczenia kraju. Dla mnie był to wielki moment, by podziękować, że było to możliwe, że czołgi zostały w koszarach. Gorbaczow powiedział wtedy, że Niemcy muszą znaleźć własną drogę. Nie zapomnimy tego.

Wizyta u Gorbaczowa (listopad 2019)
Wizyta u Michaiła Gorbaczowa (listopad 2019) Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Markov

Od zjednoczenia Niemiec i wydania „Wind of Change” minie w tym roku 30 lat. Czy nadzieje, o których mowa w utworze, spełniły się?

Klaus Meine: Nadzieja na świat, w którym panuje pokój, została zniszczona już 11 września, kiedy w Nowym Jorku runęły Twin Towers. Te straszne ataki, terror na całym świecie. Tęsknota za pokojem będzie nam zawsze towarzyszyć, a „Wind of Change" będzie przypominać, że pokój nie jest nam darowany raz na zawsze i może się szybko skończyć.

Zespół Scorpions istnieje od ponad 50 lat. Dawno już macie złote gody za sobą. Jak to robicie?

Rudolf Schenker: Myślę, że to ma coś wspólnego z tym, że bardzo wcześnie zająłem się jogą i medytacją. Starałem się znaleźć miejsce, gdzie można czerpać siłę, tworzyć w sobie równowagę i pozwolić narodzić się jakiejś wizji. Kiedy tworzy się zespół, ważne jest znaleźć dobrych muzyków, ale też ludzi, z którymi może połączyć cię przyjaźń. To podstawa, dzięki której ten zespół jeszcze dzisiaj istnieje.

Na początku to ja byłem wokalistą. W nazwie Scorpions wymieniłem „K“ na „C“, żeby było międzynarodowo. A potem spotkałem Klausa, który śpiewał w zespole Mushrooms. Zauważyłem, że to dobry gość. Kiedyś w końcu zapytałem, czy nie chce dołączyć do Scorpions, choć Mashrooms był bardzo dobry. Okazało się, że jego zespół rozwiązuje się, a Klaus sprzedał swój sprzęt, bo musiał iść do wojska. Musieliśmy poczekać. Gdybyśmy się nie spotkali, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.

Klaus Meine: Wtedy Mushrooms byłby znany na całym świecie… (śmiech)

Koncert w Rio de Janeiro (2019)
Koncert w Rio de Janeiro (2019) Zdjęcie: Imago Images/Fotoarena/Moreira

Rudolf Schenker: To chyba ma też coś wspólnego ze znakami zodiaku. Klaus to bliźnięta, a ja panna. Mamy tę samą planetę, ja jestem księżycem, a on słońcem. Dlatego dobrze, że jest wokalistą, a ja gitarzystą i kompozytorem. Kiedy spotykają się dwa słońca, to jest tylko cyrk, bo obaj chcą być w centrum.

Z powodu pandemii branża muzyczna przeżywa ciężkie czasy. I wam koronawirus pokrzyżował plany: Mikkey Dee zachorował na COVID-19, odwołano koncerty. Jak sobie radzicie z koronakryzysem?

Klaus Meine: Mieliśmy być w Los Angeles i  koncertować w Las Vegas, a w sierpniu  kończyć nasz album w USA. Teraz pracujemy nad nim w Hanowerze, a nasz amerykański producent włącza się przez wideokonferencje. Nie jest to optymalne rozwiązanie, bo chcielibyśmy być wszyscy razem. Przez kilka miesięcy nie mogli do nas przyjechać Paweł i Mikkey ze względu na ograniczenia w podróżowaniu. Byliśmy tu trochę jak na wyspie, ale to też przywilej, że możemy pracować nad nowymi utworami i sensownie wykorzystać ten czas.

Jednak obecna sytuacja dotyka boleśnie wielu muzyków i artystów, szczególnie młodych. Wsparcie ze strony państwa dla przemysłu jest duże, ale twórcy kultury – jak dotąd – niewiele na tym skorzystali.

Co oznacza teraz solidarność w branży muzycznej?

Klaus Meine:  Możemy ją wyrazić poprzez wspieranie konkretnych organizacji. Ja również poparłem działania na rzecz młodych muzyków – na jednej z platform internetowych, na których można ściągnąć odpłatnie utwory młodych artystów.

Basista Paweł Mąciwoda (l.) i Rudolf Schenker
Basista Paweł Mąciwoda (l.) i Rudolf SchenkerZdjęcie: picture-alliance/dpa/T. L. Presti

I teraz „Wind of Change" – wiatr zmian – jest aktualny. Jak zmieni się świat po pandemii?

Klaus Meine:  Chciałbym, abyśmy wyciągnęli kilka pozytywnych wniosków. Skądinąd mam wrażenie, że ludzie zbliżyli się do siebie, że pandemia uświadomiła nam, że tylko wspólnymi siłami możemy ją pokonać. Są jeszcze inne rzeczy, co do których mogliśmy się przekonać – wideokonferencje, praca zdalna. Tęsknimy jednak za koncertami, chcielibyśmy znowu stanąć przed publicznością. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku zagramy z nowego, mocnego albumu.

Macie już tytuł dla niego?

Klaus Meine: Jeszcze nie, ale teraz myślę nad tym, co powiedział Rudolf – słońce i księżyc. On to dobrze ujął!

Rozmawiały Katarzyna Domagała-Pereira i Alexandra Jarecka

*Scorpions – niemiecka grupa rockowa z Hanoweru. Początki zespołu sięgają 1965 roku. Jego założycielem jest Rudolf Schenker (gitara).  W obecnym składzie obok niego grają: Klaus Meine (śpiew), Matthias Jabs (gitara), Paweł Mąciwoda (gitara basowa) i Mikkey Dee (perkusja). W tym roku, w 30. rocznicę wydania „Wind of Change”, ukaże się limitowany box set „Wind of Change: The Iconic Song”.

Wywiad powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska. #CzasSolidarności

Więcej na: www.dw.com/czassolidarnosci