Wioska tylko dla ludzi z demencją. "Nie rozumieją świata"
12 grudnia 2013Holandia znana jest z pragmatyzmu w podejściu do problemów, co pokazała już wielokrotnie na wielu polach: przy osuszaniu terenów, w rolnictwie, w liberalnym podejściu do narkotyków. Innowatywne jest także rozwiązanie problemu opieki nad ludźmi cierpiącymi na demencję. Yvonne van Ammerongen jest pomysłodawczynią modelu zbiorowej opieki nad chorymi w otoczeniu osób dotkniętych tą samą chorobą. Tak powstała i działa wioska De Hogeweyk, położona 20 km od Amsterdamu, która znalazła naśladowców także w innych krajach. O modelu tym rozmawia z nią Sandra Stallinski z portalu tagesschau.de.
Jest pani menedżerką wioski dla chorych na demencję. Czym szczególnym wyróżnia się ta wioska?
Yvonne van Ammerongen: Szczególne jest to, że nie ma w tym nic szczególnego. Jest to zupełnie normalna wioska, tzn. ośrodek opieki, który jest zorganizowany jak wioska. Kiedy wyglądam przez okno mojego biura, widzę mieszkańców, którzy akurat wracają z centrum handlowego, gdzie jest kawiarnia, sklepy, restauracja i klub. W wiosce mamy zupełnie zwyczajne domy, teatr, fontannę, fryzjera i kasę biletową, gdzie można kupić bilety na imprezy w naszym teatrze. Chcemy umożliwić ludziom jak najbardziej normalne życie, jakie znają jeszcze z dawniejszych czasów.
Na czym to polega?
Ludzie, którzy tu mieszkają mają demencję w zaawansowanym stopniu. Nie rozumieją świata, który ich otacza. Kiedy poza ośrodkiem idą do supermarketu, kupią może butelkę wina albo tabliczkę czekolady. Ale nie rozumieją, że muszą za nią zapłacić. Wtedy dochodzi do przykrych sytuacji, bo wzywa się policję itd.
Kiedy w naszym supermarkecie ktoś coś weźmie nie płacąc, nie jest to żadnym problemem. Sprzedawca kontaktuje się z opiekunem tej osoby i mówi mu, co pacjent "kupił". Wtedy albo butelka wina trafia z powrotem do sklepu, albo, jeżeli klient ją chce zatrzymać, wpisywana jest na rachunek, który reguluje potem rodzina. Pracownicy ośrodka znają wszystkich 152 mieszkańców i wiedzą, jak się z nimi obchodzić.
Czy mieszkańcy mogą zawsze kupić alkohol?
Oczywiście! Próbujemy zostawić im tyle swobód, ile jest tylko możliwe. I traktujemy ich tak, jak w normalnym życiu. Jeżeli ktoś nadużywałby alkoholu, reagowałoby także jego otoczenie, partner albo rodzina. Próbowaliby z nim rozmawiać czy skontaktować się z właścicielem baru, do którego ten ktoś chodzi. My postępujemy podobnie. Jeżeli wiemy, że ktoś z pacjentów ma problemy z alkoholem, to opiekunowie o tym wiedzą i odpowiednio reagują. Rozwiązujemy problemy, kiedy naprawdę stają się one problemami, a nie profilaktycznie, żeby przypadkiem nie powstały.
Czy mieszkańcy wioski nigdy się nie gubią?
Nie jest to właściwie możliwe. Nie ma co prawda murów, ale domy rozmieszczone są tak, że stanowią swego rodzaju odgrodzenie od zewnętrznego świata. W centrum wioski są sklepy, teatr, skwery. Kiedy ludzie wychodzą z domu, zawsze wracają w miejsce, skąd wyszli.
Mamy bardzo wiele terenu, po którym można spacerować, na promenadzie albo w parku. Ruch i światło dzienne są bardzo ważne dla chorych na demencję. Poza tym wciąż mają socjalne kontakty. Ponieważ tak dużo ludzi jest na dworze, wciąż się spotykają.
To znaczy nie mogą oni opuścić wioski?
Nie jest to takie proste. Mamy tylko jedno wejście i wyjście, i jest ono strzeżone. Dla mieszkańców wioski samodzielne wyjście z ośrodka byłoby niebezpieczne. Oni nie wiedzą, jak funkcjonuje świat na zewnątrz. Jeżeli faktycznie chcą gdzieś się udać, organizujemy kogoś, kto będzie im asystował. Ale zazwyczaj ktoś, kto idzie do wyjścia, wcale nie chce opuścić ośrodka. Zazwyczaj trafia tam przez przypadek. Kiedy mówi się mu, by poszedł po prostu dalej, idzie bez sprzeciwu.
Jak życie w tym ośrodku wpływa na podopiecznych?
Ludzie mają więcej wigoru, bo dużo się ruszają i dłużej utrzymują dobrą kondycję. W innych ośrodkach jest z tym trudniej, bo nie są one tak bezpieczne. Wtedy ludzie stają się agresywni i niezadowoleni. Tutaj większość jest na zupełnym luzie. Są też w miarę sprawni umysłowo, bo biorą udział w takich zajęciach jak śpiew czy robótki ręczne, pomagają w kuchni albo nakrywają do stołu.
Czy to oznacza, że mniej jest problemów z agresywnością, która jest jednym z objawów demencji?
Oczywiście, że także mieszkańcy naszej wioski przejawiają agresję czy mają depresje. Nie ma na to żadnego uniwersalnego środka. Psycholodzy i pracownicy socjalni rozpracowują każdy indywidualny przypadek. Ale nie mamy z tym zbyt wielu problemów, ponieważ nasi podopieczni narażeni są na mniej irytacji i nie ogranicza się ich swobód.
Czy to prawda, że stosuje się tu mniej środków uspokajających niż w innych ośrodkach?
Nie, tego nie można powiedzieć. Ludzie, którzy tu mieszkają, cierpią na ciężkie przypadki demencji i nie jesteśmy w stanie ich wyleczyć. Możemy zapewnić im tylko wysoką jakość życia. Pomimo tego potrzebują oni profesjonalnej opieki lekarskiej, zabiegów fizjoterapeutycznych i leków.
Krytycy twierdzą, że ta wioska jest jak getto, w którym izoluje się chorych z demencją...
Taką krytykę słyszę tylko ze strony Niemców. My chcemy po prostu dać naszym mieszkańcom jak najlepszą jakość życia. Mają ją tam, gdzie są bezpieczni, gdzie czują się dobrze traktowani. Poza ośrodkiem jest zupełnie inaczej. Świat nie rozumie ludzi z demencją i nie jest im zbyt przyjazny. Więc my postanowiliśmy stworzyć takie miejsce, gdzie się ich dobrze traktuje i zapraszamy do nas ludzi z zewnątrz, którzy tu chętnie przychodzą. Na przykład rodziny z małymi dziećmi, mieszkające w pobliżu, przychodzą, żeby dzieci mogły się tu bawić. Inni przychodzą do restauracji albo do teatru.
Mówi się, że starsi ludzie najlepiej czują się u siebie w domu, w znanym im otoczeniu. W waszym ośrodku żyją jednak w zupełnie nowym otoczeniu.
Zgadza się. To odpowiada w pełni zasadom holenderskiej polityki ochrony zdrowia, by ludzie tak długo, jak jest to możliwe, pozostawali w swoim domowym otoczeniu. Ale są przypadki chorych na demencję, którzy już tak żyć nie mogą, bo wymagają całodobowej opieki. Tacy chorzy trafiają właśnie do naszej wioski.
A żeby się dobrze czuli, nie mamy tu pokoi szpitalnych, tylko pokoje w zupełnie normalnych domach. 23 mieszkania urządzone są w różnych stylach. Zanim ktoś do nas trafia, najpierw dokładnie się bada, w jakich warunkach mieszkał wcześniej. Wtedy trafia on do mieszkania, gdzie pokoje zajmują ludzie o podobnych upodobaniach i przyzwyczajeniach. Nie mieszkają oni w swoim dawnym otoczeniu, ale podobnie się czują.
rozmawiała Sandra Stallinski (tagesschau.de) / tłum. Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek