"Wrocław ucieleśnia wszystko, co się wydarzyło"
17 stycznia 2016Rok Europejskiej Stolicy Kultury 2016 we Wrocławiu rozpoczął się czterema pochodami i ogromnym muzyczno-świetlnym show w sercu miasta. Jednym z kuratorów tego projektu jest brytyjski reżyser Chris Baldwin, cieszący się wielkim uznaniem specjalista od ogromnych publicznych widowisk. Był on współtwórcą m.in. uroczystości otwarcia igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku.
Deutsche Welle: Jaki w pana przekonaniu jest duch Wrocławia?
Chris Baldwin: Duch Wrocławia to dla mnie Europa. To miasto odzwierciedla w różnoraki sposób XX wiek. Było to niemieckie miasto, protestanckie, jego język wtopił się w kulturę, w budowle i sposób myślenia. Rok 1945 przyniósł wielki zwrot. Miasto stało się polskie i trzeba je było odbudować. Wrocław ucieleśnia wszystko, co się wydarzyło.
Moja matka ma 89 lat. Kiedy jej powiedziałem, że będę pracował we Wrocławiu zapytała mnie: gdzie leży Wrocław? Powiedziałem jej: mamo, przecież na pewno pamiętasz Breslau. Odpowiedziała: owszem, ale przecież tego miasta już nie ma. Oczywiście że Breslau jeszcze istnieje! Jest to wielkie i piękne miasto, ambitne i innowatywne. To, co pamięta moja mama, to obraz, który nosi w sobie wielu ludzi XX wieku w Europie.
To miasto uosabia wszystko, co się wydarzyło. Sądzę, że nie ma drugiego takiego miasta, które przeżyłoby kompletną etniczną czystkę po 1945 i które zaczęłoby wszystko od nowa.
Czyli można się tu wiele nauczyć, bo nie wolno nam popełniać jeszcze raz tych błędów w XXI wieku. Wrocław jest metaforą tego, co to znaczy być Europejczykiem.
Pokazuje Pan przebudzenie miasta, tak brzmi motto. Jak to wyglądało?
Chodzi o przebudzenie się duchów Wrocławia. Cztery duchy budzą się i zaczynają poruszać się w kierunku centrum. Jest duch odbudowy, duch wielu religii, duch innowacji i duch powodzi. Trzy pierwsze są właściwie zrozumiałe, ale naprawdę ciekawy jest duch powodzi.
W roku 1997 Wrocław został zalany przez Odrę. Wtedy po raz pierwszy jego mieszkańcy faktycznie, w impulsywny, spontaniczny i nieplanowany sposób działali na rzecz swojego miasta. Przychodzili do centrum z pomocą. Ratowali książki z biblioteki uniwersyteckiej, przenosząc je w bezpieczniejsze miejsce. Był to pierwszy publiczny wyraz tego, że wrocławianie chcą chronić to, co stało się ich własnością. To był rok 1997, 7 lat po upadku komunizmu. Właśnie od tamtej chwili można mówić, że obywatele naprawdę wzięli w posiadanie swoje polskie miasto i tak do niego podchodzą. Tutaj, na rynku spotkały się cztery duchy i powstało coś nowego, co może powstać tylko tu.
Był pan pomysłodawcą i szefem wielu artystycznych wielkich wydarzeń w różnych częściach Europy, między innymi otwarcia igrzysk olimpijskich w Londynie. Co szczególnego jest we Wrocławiu? Gdzie leżą wyzwania, pominąwszy pieniądze i pogodę?
(Baldwin ze śmiechem, bo na dworze prószy śnieg i jest 2° poniżej zera)
Pogoda jest bardzo skomplikowana i zawsze nas absorbuje. Można było przewidzieć, jaka będzie pogoda i dlatego wzięto ją pod uwagę. Kluczowym przeżyciem była dla mnie możliwość przygotowania całej serii projektów. Ten jest tylko jednym z czterech eventów, którymi będę dyrygował. Wszystkie zamyka klamra „płynięcia”. Ten płynny kwartet ułatwia opowiedzenie historii Wrocławia wszystkim mieszkańcom także mniejszościom, Niemcom i Żydom, ukraińskim Polakom, Czechom.
Jest to historia dla miasta i dla świata. To nie ja opowiadam historię, tylko samo miasto. Jestem dramaturgiem i reżyserem, ale pozwalam, żeby na wierzch wypłynęło wiele wątków historycznych poprzez proces kooperacji, by w ten sposób dotrzeć do dramaturgii. To miasto opowiada historię, nie robię tego ja.
Jak reagują mieszkańcy Wrocławia?
Jestem pewien, że są zachwyceni. W samym otwarciu uczestniczyło 1700 osób w czterech pochodach. Wzdłuż ich tras było 27 miejsc, na których duchy się zatrzymały i nawiązywały relacje z ludźmi. Było co prawda 400 zawodowych artystów ale także 1300 amatorów. Ci ludzie dali się naprawdę porwać i poświęcili miesiące swojego czasu, by powstało to widowisko.
Czy na pana pracę we Wrocławiu mają wpływ nowe warunki polityczne czyli zmiana rządów w październiku? Czy ktoś do pana dzwonił i mówił że coś trzeba zmienić?
Nie, nic takiego nie miało miejsca.Te projekty zaczęły się już dwa lata temu. Powstawały na drodze długiego procesu i rozmów ze wszystkimi stronami. Włączone było w nie także ministerstwo kultury, które wszystko obserwowało i jego uwagi były bardzo cenne. Jednak nigdy nie były one wycelowane w to, żeby politycznie wpływać na artystyczne decyzje. Chodziło raczej o finanse, co jest obowiązkiem i zadaniem ministerstwa. Ani ze strony starego ani nowego rządu nie było i nie ma żadnych prób wywierania wpływu. Wszystko to, co tu się odbywa jest opowieścią głęboko zakorzenioną w historii miasta przez artystów i mieszkańców, ukazaną z różnych perspektyw.
Rozmawiał Berndt Riegert (DW Wrocław) / tł. Małgorzata Matzke