Ceny energii: Niemcy w obliczu niepokojów społecznych
11 sierpnia 2022Niemieccy politycy na szczeblu federalnym i landowym są silnie zaniepokojeni ograniczeniem dostaw rosyjskiego gazu. Rozważają daleko idące posunięcia, mające na celu oszczędzanie energii: od wyłączania oświetlenia ulic po obniżenie temperatury w budynkach. I coraz bardziej natarczywie apelują do obywateli o zmniejszenie prywatnego zużycia energii.
„Społeczny materiał wybuchowy”
Rząd w Berlinie obawia się, że zimą może dojść do gwałtownych protestów, prawdopodobnie wskutek podżegań ze strony różnych ugrupowań ekstremistycznych, które chcą wykorzystać napiętą sytuację do własnych celów.
Kanclerz Olaf Scholz zaskakująco otwarcie mówił o wybuchowej sytuacji w kraju. W wywiadzie dla pierwszego programu niemieckiej telewizji publicznej ARD mówił dosłownie o „społecznym materiale wybuchowym” w postaci wyższych o kilkaset euro rachunków za energię, które najpóźniej na jesieni otrzyma wielu mieszkańców Niemiec. – Jestem tym bardzo zaniepokojony – przyznał kanclerz.
Poprzez nazwanie po imieniu tej „społecznej beczki prochu” Olaf Scholz i jego rząd najwyraźniej starają się zdusić niepokoje społeczne w zarodku.
– Uciekając się do narracji o społecznym materiale wybuchowym, kanclerz próbuje przygotować społeczeństwo na drastyczne decyzje – powiedział w rozmowie z DW Ricardo Kaufer, profesor socjologii politycznej na Uniwersytecie w Greifswaldzie. – Jego celem jest skłonienie do kompromisu wszystkich podmiotów, które potencjalnie mogłyby zawetować daleko idące posunięcia w zakresie polityki społecznej – dodał.
Nauka wyciągnięta z pandemii
Innymi słowy, Olaf Scholz sygnalizuje swoim partnerom rządowym, opozycji politycznej, liderom biznesu i społeczeństwu obywatelskiemu, że spierając się o działania polityczne, podejmowane w odpowiedzi na kryzys energetyczny, narażają bezpieczeństwo wewnętrzne kraju.
– To nauka wyciągnięta z pandemii koronawirusa – mówi prof. Kaufer. W czasie pandemii ustawodawcy często okazywali się nieprzygotowani na bieżące wydarzenia, mimo naukowych prognoz na temat rozprzestrzeniania się wirusa, a ich komunikacja była częściej reaktywna niż proaktywna.
W obecnym kryzysie energetycznym Bundestag już przyjął ustawy mające złagodzić obciążenia wynikające z rosnących cen energii, zwłaszcza dla przedstawicieli najsłabszych grup społecznych. Jednocześnie jednak niemieccy dostawcy energii mają prawo do przerzucenia części zwiększonych kosztów własnych na konsumentów.
Ustalając obecne i przyszłe działania, niemieccy urzędnicy ministerialni stąpają po kruchym lodzie. Z jednej strony ich zadaniem jest chronić osoby o niskich dochodach przed trudnościami finansowymi, z drugiej jednak nie powinny osłabiać zachęt do oszczędzania energii. Kolejne ulgi mogą nastąpić po przerwie wakacyjnej. Jednak dojście do porozumienia w sprawie konkretnej formy i kosztów takich posunięć potrwa zapewne kilka tygodni.
Najmniejsza partia w koalicji rządzącej, liberalna FDP, kontroluje Ministerstwo Finansów, co daje jej znaczną władzę nad państwową kasą. Szef tego resortu Christian Lindner dał jasno do zrozumienia, że zamierza wykorzystać tę władzę do ograniczenia wydatków państwa, ponieważ opowiada się za wartościami swojej partii – niskimi podatkami, małymi wydatkami i jak najmniejszą liczbą najrozmaitszych uregulowań.
Więksi od FDP partnerzy w koalicji rządowej, SPD i Zieloni, naciskają natomiast na hojniejszą pomoc dla obywateli.
Wszystko jest kwestią komunikacji
Nawet jeśli rządowi federalnemu uda się uzgodnić dalsze działania, jego przesłanie może zostać niewłaściwie zrozumiane, a nastroje społeczne wcale nie muszą się uspokoić. Jak pokazała pandemia, same pieniądze i najrozmaitsze zasoby nie wystarczą do skutecznego zarządzania kryzysami. Co najmniej równie ważna jest jasna i spójna komunikacja.
– Kluczowe jest postrzeganie rzeczywistości – powiedziała w rozmowie z DW Evelyn Bytzek, wykładająca komunikację polityczną na Uniwersytecie w Koblencji-Landau. – W końcu wszyscy działamy zgodnie z tym, co postrzegamy, a nie tym, co jest prawdziwe. Dlatego symbolika jest potężnym narzędziem do utrzymania poparcia społecznego – stwierdziła.
Evelyn Bytzek nawiązała w ten sposób do wizyty ówczesnego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera na dotkniętych powodzią terenach wschodniej części Niemiec w 2002 roku, która bardzo mu pomogła w kampanii o reelekcję. Kilka tygodni później Schroeder został ponownie wybrany na kanclerza.
Olaf Scholz z kolei wygrał ubiegłoroczne wybory także dzięki swojemu pasywnemu stylowi przywództwa, przypominającemu styl Angeli Merkel. Teraz może on jednak stać się dla niego obciążeniem, jeśli społeczeństwo będzie miało wrażenie, że państwo zmierza w stronę góry lodowej bez kapitana przy sterze. Olaf Scholz ma jednak jeszcze czas, by odwrócić bieg spraw i zaprezentować się elektoratowi jako sprawny, polityczny organizator.
– Jeśli zarządzanie kryzysowe jest dobrze oceniane przez społeczeństwo, zaufanie ludzi do danego polityka jest wysokie. I dlatego kryzys jest nie tylko zagrożeniem, ale także szansą na stworzenie większego zaufania – tłumaczy Evelyn Bytzek.
Wicekanclerz Robert Habeck najwyraźniej dobrze to zrozumiał. Jako minister gospodarki i zmian klimatycznych ten polityk z partii Zielonych pełni rolę lidera w polityce energetycznej i był zmuszony do podejmowania trudnych decyzji, które często były sprzeczne z jego własną świadomością ekologiczną. Sondaże pokazują, że zyskał on znaczną aprobatę wśród obywateli, ponieważ w przejrzysty i zrozumiały sposób wyjaśnia im powody swoich decyzji.
Wpływ populistów i ekstremistów
W odpowiedzi na zapytanie DW, niemieckie ministerstwo spraw wewnętrznych stwierdziło, że należy spodziewać się protestów o podobnej skali jak te przeciwko ograniczeniom podjętym podczas pandemii, w zależności od tego, jak bardzo koszty energii i ewentualne ograniczenie jej dostaw obciążą niemieckie społeczeństwo.
– Możemy założyć, że populiści i ekstremiści znów będą próbowali wpłynąć na protesty zgodnie ze swoimi wyobrażeniami oraz ideami – powiedziała DW rzeczniczka resortu Britta Beylage-Haarmann.
– Konkretne potencjalne zagrożenie może wyłonić się z różnych ekstremistycznych podmiotów i ugrupowań w Niemczech, jeśli będą temu sprzyjać odpowiednie okoliczności społeczne w kryzysie – dodała. Podległa MSW Policja Federalna wyjaśnia, że nie posiada „żadnej własnej wiedzy” na temat konkretnych zagrożeń.
Koronasceptycy oraz inne ugrupowania, które w koronakryzysie wyszły na ulice, żeby demonstrować przeciwko posunięciom narzuconym przez państwo, są głośni, ale stanowią tylko znikomą mniejszość niemieckiej opinii publicznej. Mimo to są łatwo zauważalni i brani pod uwagę w mediach i polityce.
Niektórzy socjologowie, tacy jak prof. Ricardo Kaufer z Uniwersytetu w Greifswaldzie, uważają, że ruchy protestacyjne w takim kraju jak Niemcy, w którym oparta na zasadzie konsensusu kultura polityczna i federalny podział władzy ograniczają instrumentalizację społecznego niezadowolenia, są bardziej zauważalne niż w innych częściach Europy. Na przykład we Francji, gdzie istnieje prawdziwa „kultura protestu”.
Ricardo Kaufer wyjaśnia, że niestabilność w Niemczech ma często negatywne konotacje. Ma to związek między innymi z krwawymi walkami ulicznymi podczas hiperinflacji w Republice Weimarskiej i późniejszym przejęciem władzy w Niemczech przez narodowych socjalistów.
Pozytywne przykłady protestów
– Wśród sił postępowych mamy do czynienia z porażką uznania pozytywnych przykładów z historii Niemiec – dodał ekspert. – Utrzymuje się obawa przed protestami, przed podejmowaniem działań przez ludzi pozbawionych legitymizacji podczas procesów wyborczych – wyjaśnił.
Jako pozytywne przykłady przywołał protesty uliczne w byłej NRD z 1953 roku, pokojową rewolucję tamże z 1989 roku oraz zachodnioniemiecki ruch antynuklearny w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Jego zdaniem zasługują one na mocniejsze zakotwiczenie w zbiorowej pamięci Niemców.
Niemcy były kiedyś jednym z najbardziej egalitarnych krajów Europy, w którym pochodzenie klasowe i status społeczny miały mniejszy niż gdziekolwiek indziej wpływ na sukces życiowy. To się teraz zmienia, ponieważ Niemcy też podlegają ogólnemu trendowi wzrostu nierówności dochodowych.
– Obserwujemy, że ta nierówność społeczna nie może być już dłużej rekompensowana przez mobilność społeczną – powiedziała w rozmowie z DW Susanne Pickel, profesor polityki porównawczej na Uniwersytecie Duisburg-Essen.
Zgodnie z modelami ekonomicznymi, inflacja i ceny energii w nieproporcjonalnie wysoki sposób dotkną najsłabszych w kraju, ponieważ osoby o niskich dochodach mają mniej pieniędzy do dyspozycji, aby mogły dzięki nim zamortyzować wyższe koszty utrzymania. To sprawia, że stają się bardziej podatne na antyrządową retorykę niż inne grupy dochodowe.
– Pandemia, wojna oraz inflacja zagrażają niższej klasie średniej – twierdzi Susanne Pickel. Jeśli nie uda się tego opanować, a obawa przed długotrwałym spadkiem dochodów wzrośnie, może się okazać, że w Niemczech na ulice wyjdzie więcej ludzi.
– Jeszcze bardziej niebezpieczne jest to, że wzrośnie poparcie społeczne dla różnych pozornych rozwiązań proponowanych przez prawicowych populistów i wzrośnie poparcie dla AfD, które może zmienić zachowanie niemieckiego elektoratu – wyjaśnia Susanne Pickel.