Węgry: ekolodzy kontra wielka inwestycja Orbana
14 maja 2021Ulica Plażowa w węgierskiej miejscowości Fertorakos prowadzi prosto nad brzeg Jeziora Nezyderskiego. Porośnięte trzciną jezioro o charakterze stepowym to raj dla obserwatorów ptaków. Obszar wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ale obok tablic z napisem „Park Natury” przy ulicy Plażowej pojawiły się niedawno nowe, ostrzegające przed wzmożonym ruchem samochodów ciężarowych.
– Co pięć minut coś tu przejeżdża – mówi DW jedna z mieszkanek, która pamięta jeszcze czasy kontroli na przebiegającej nieopodal granicy z Austrią. – Kto wtedy miał dokumenty mógł podjechać na plażę. Dzisiaj to niemożliwe – skarży się wskazując w kierunku jeziora. Drogę dojazdową zabezpiecza firma ochroniarska. Dalej niż do budki strażników dojechać się nie da.
Wszystko przez wielki projekt turystyczny forsowany przez rząd Viktor Orbana. Za 75 milionów euro przy plaży w Fertorakos powstaje hotel na sto łóżek, marina na 800 łódek, boiska sportowe i restauracje. Projekt to oczko w głowie władz, nad wszystkim czuwa sama kancelaria premiera.
Ludzie w okolicy mówią, że za projektem stoi w rzeczywistości córka Orbana – Rahel, wykształcona w dziedzinie hotelarstwa i turystyki. Podobno zakochała się w okolicy żeglując po jeziorze.
Domy na palach muszą zniknąć
Franz Meisel pokazuje zdjęcia lotnicze, na których widać rzędy pokrytych trzciną domków na palach. – Mój jest szósty od lewej – mówi DW emerytowany nauczyciel geografii. Potem wskazuje na zwęgloną ruinę. – W czerwcu 2017 roku doszło do pożaru, spaliła się połowa z 21 domków – mówi pochodzący z Wiednia mężczyzna. Ogień zaprószono podczas prac remontowych, ale policja prowadziła dochodzenie w sprawie podpalenia.
– Od razu chciałem odbudować domek, dostałem też pozwolenie – opowiada. Zdążył już wbić w dno jeziora sześć pali. Ale rada gminy zmieniła przeznaczenie gruntów. Budowę trzeba było wstrzymać. W nowym planie zagospodarowania nie było już mowy o domkach na palach. – Było 14 dni na zaznajomienie się z dokumentami – mówi Meisel. – I akurat w tym czasie odpowiedni urząd przenosił się do nowej siedziby – dodaje.
Zagrożone dziedzictwo UNESCO
Na początku tego roku Franz Meisel i inni właściciele dostali urzędowe pisma. Do końca kwietnia mieli na własny koszt zlikwidować domki. Meisel zapłacił za to prawie 30 tys. euro. Prace zlecił austriackiej firmie. Jak mówi, była tańsza niż węgierska. Mężczyzna twierdzi, że wiele z okolicznych firm budowlanych to podwykonawcy pracujący dla Lorinca Meszarosa, przyjaciela Orbana. – Za całym projektem kryją się interesy budowlane klanu Orbana – snuje przypuszczenia emerytowany nauczyciel.
W wiedeńskiej dzielnicy Ottakring ma swoje biuro Christian Schuhboeck – sekretarz generalny organizacji pozarządowej „Alliance for Nature” walczącej z planami zabudowy obydwu brzegów Jeziora Nezyderskiego i o zachowanie tytułu obszaru dziedzictwa UNESCO. – To już naprawdę przesada – złości się. Jak mówi, za to co robi się na w tym regionie, na Węgry jak i na Austrię powinna spaść międzynarodowa krytyka.
Osiem tysięcy samochodów dziennie
W odpowiedzi na pytanie DW rzecznik węgierskiego rządu Zoltan Kovacs pisze w przesłanym nam e-mailu, że przedstawiciele biur UNESCO na Węgrzech ani w Austrii nie zgłaszali zastrzeżeń do projektu, który otrzymał zresztą wszystkie zgody środowiskowe. Obrońcy przyrody, jak Christian Schuhboeck zaprzeczają. – Trzcina zostanie zniszczona, co wpłynie na lęg ptaków – mówi. Dodatkowo między Fertorakos a Sopronem budowana jest droga ekspresowa. Zdaniem Schuhboecka w sezonie będzie nią jeździć do ośmiu tysięcy samochodów na dobę. Fertorakos stanie się turystycznym magnesem po obu stronach granicy – ostrzega.
Austriackie biuro UNESCO w Eisenstadt, odpowiedzialne za tę okolice, informuje z kolei, że planowany w Fertorakos hotel nie spełnia kryteriów UNESCO. Przeciwko jego budowie protestuje ponad 30 organizacji ekologicznych.
Byle budować
– Budowanie wydaje się tu być celem samym w sobie – mówi Gyula Major z węgierskiego stowarzyszenia „Przyjaciele Jeziora Nezyderskiego”. Już teraz hotele w nieodległym Sopronie nie są w pełni obłożone – dodaje. Aktywista zwraca uwagę na powstające na całych Węgrzech nowe stadiony, które święcą pustkami albo na wybudowane za unijne pieniadze połączenie wąskotorowe z wioską Felcsut, skąd pochodzi Viktor Orban. Problem w tym, że prawie nikt z niego nie korzysta. – Ale ten sam krąg inwestorów zawsze dostaje pieniędze – mówi.
Na przykład Lorinc Meszaros, przyjaciel Orbana z dzieciństwa. Kiedyś skromny monter instalacji gazowych, potem burmistrz w Felcsut, obecnie miliarder i najbogatszy biznesmen w kraju. – Kiedy państwo inwestuje, nieważne czy z własnych czy unijnych środków, to daje pieniądze głównemu wykonawcy – wyjaśnia dziennikarka śledcza Blanka Zoeldi. – Potem pieniądze wędrują dalej do podwykonawców.
Tych nie widać od razu w umowach. Dopiero po wieloletnim dziennikarskim śledztwie i przejrzeniu tysięcy akt Blanka Zoeldi i jej koledzy z portalu Direkt36.hu natrafili na ojca Viktora Orbana. Okazuje się, że należące do niego firmy Dolomit i Nehez Ko zaopatrują duże państwowe projekty w materiały budowlane. – Natknęliśmy się na nie przy budowie dróg, torów, kanałów oraz przy pracach rekultywacyjnych – mówi w rozmowie z DW.
Czy w projekt nad Jeziorem Nezyderskim także zaangażowana jest rodzina Orbana? Władze w Budapeszcie ani władze lokalne w powiecie Sopron nie chciały odpowiedzieć na to pytanie. Jedno jest już jednak jasne. Z dokumentów przetargowych wynika, że zlecenie na ten turystyczny projekt dostał nie kto inny jak przyjaciel Orbana – Lorinc Meszaros.