"Akurat Niemcy i Polacy nie powinni być naiwni wobec Rosji"
25 kwietnia 2015Z okazji 75. rocznicy wybuchu II wojny światowej "Sueddeutsche Zeitung" (SZ) opublikował szereg portretów ludzi, którzy byli naocznymi świadkami historii, w tym także wywiad z Władysławem Bartoszewskim.
„To był dla mnie koniec świata”
Dwaj dziennikarze SZ Klaus Brill i Detlef Esslinger pytali 92-letniego nestora polskiej polityki o wspomnienia chwili wybuchu wojny. Bartoszewski dokładnie opisuje swoje przeżycia w Warszawie, bombardowanej przez hitlerowców. O swoich uczuciach po wkroczeniu Niemców do Warszawy mówi: "Dla 17-letniego chłopaka było to straszne. Po raz pierwszy, jako młody chłopak płakałem. To był dla mnie koniec świata".
Lecz młody warszawiak był potem w ruchu oporu, został uwięziony w Auschwitz. Na pytanie, dlaczego potem interesowało go pojednanie z Niemcami wyjaśnia, że interesował się niemiecką kulturą. Widział Niemców z podwójnej perspektywy: ogłupienia normalnych Niemców i niemieckiej kultury.
Dyskusje, jakie toczyły się po wojnie na temat czasów hitleryzmu, Bartoszewski widzi w szerszym kontekście: "Niemcy przyznali się do zbrodni, jakie zostały dokonane na Polakach. Każdy chrześcijanin wie: przyznanie się do winy i gotowość do pojednania są przesłankami normalności. Przyznanie się do winy nastąpiło kilkakrotnie. Można zamknąć ten rozdział, ale nie zapominać".
Nie można relacji opierać na kłamstwie
Mówiąc o pakcie Ribbentropp-Mołotow i wkroczeniu do Polski wojsk radzieckich polski polityk zaznacza, że "Niczego nie zapomnieliśmy. Półprawdy też są kłamstwem. Nikt nie jest w stanie stworzyć poprawnych relacji opierając je na kłamstwie. Niemcy nie wypierają się swoich zbrodni, Rosjanie w różny sposób robią uniki. To jest dialektyka Mefistofelesa. Tyle, że Rosjanie, jako cały naród nie ponoszą winy. Hitler został wybrany, Lenin nie był wybrany, ani Stalin".
Na pytanie, czy Polacy boją się Putina, profesor stwierdził, że Polacy przede wszystkim boją się imperialnego myślenia, obojętnie czyje by to myślenie nie było. "Szczególnie, kiedy mocarstwa te w historii przejawiały wielokrotnie agresywne tendencje. Nasz strach bierze się z dawnych doświadczeń, a nie z negatywnych uprzedzeń. Boimy się myślenia w kategoriach 'Mamy specjalne prawa tuż za granicą'. Krym jest dla Rosji 'tuż za granicą' , podobnie jak Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia. My, jako Polska jesteśmy w NATO, ale nie mamy żadnych złudzeń, liczymy na własne siły".
"Niemcy i Polacy nie powinni być tak naiwni"
Na pytanie, czy te złudzenia dotyczą ewentualnej pomocy, czy jej nieudzielenia przez Sojusz Bartoszewski odpowiada, że "nie chce mieć żadnych złudzeń co do tego, czy NATO obroni Polskę przed ewentualnymi, negatywnymi działaniami sąsiadów".
Dziennikarze SZ pytali także o stosunek Władysława Bartoszewskiego do niemieckich zastrzeżeń wobec żądania Polski, by rozlokowano tu następne bazy sojuszu z dwoma batalionami. Odpowiedź:
"Co to są dwa bataliony?! To symbol, a symbole są niepotrzebne. Jaką politykę uprawia Putin? Putin stwarza fakty nie tylko przez symbole, ale przez ruchy wojsk. (...) Putin jest o wiele mądrzejszy niż sądzi wielu polityków na Zachodzie. Putin jest graczem ze starej szkoły KGB. Nie jest stalinistą, ale właściwe jest mu myślenie w kategoriach korporacyjnych. Znakomicie wyznaje się w sprawach niemieckich i polskich. Dlatego właśnie Niemcy i Polacy nie powinni być tak naiwni".
„Kto nam przysporzył takiego honoru?”
Dla polityków niemieckich, przejawiających zrozumienie dla potrzeby Putina, by wokół Rosji istniał swego rodzaju kordon sanitarny,, polski polityk nie ma pardonu: "Czy dla takich szanownych panów do takiego kordonu ma należeć Polska, będąca członkiem NATO? Kto nam przysporzył takiego honoru? Jesteśmy członkiem NATO, Europejczykami myślącymi w zachodnich kategoriach, ostatnim katolickim narodem na Wschodzie Europy".
Od Niemców prof. Bartoszewski oczekuje w związku z tym, by uznali lojalność Polski po roku 1989, pomimo całej przeszłości.
"W 1989 po raz pierwszy od 1939 r. dostaliśmy prawo głosu. I w naszej polityce zagranicznej obraliśmy natychmiast proniemiecką linię, i z wyjątkiem 20 miesięcy nieszczęsnej polityki rządu Kaczyńskiego w latach 2005-2007 byliśmy bardzo proniemieckim państwem w UE, i to w praktyce, a nie tylko w słowach".
opr.: Małgorzata Matzke