Zabawa w chowanego ze światem. Korea Północna i COVID-19
26 sierpnia 2020Kiedy Choi Jung Hun opiekował się swoimi pacjentami w Korei Północnej, sam musiał zadbać o konieczną higienę. – Zażądano ode mnie, abym sam kupił maseczki chirurgiczne i rękawiczki – mówi. W rozmowie z DW za pośrednictwem Skype'a zaznacza, że brakowało odzieży ochronnej dla lekarzy. Nie można zweryfikować jego wypowiedzi, ale pokrywają się one z innymi relacjami z odizolowanego kraju.
Neurolog Choi Jung Hun uciekł w 2012 roku do Korei Południowej. Wcześniej pracował w Centrum Zwalczania Epidemii w mieście portowym Chongjin w Korei Północnej. Jako młody lekarz, przeżył w 2002/2003 epidemię SARS. Nie dysponował wtedy niczym więcej, jak tylko termometrem do diagnozowania pacjentów.
Dziś, po tym jak przeszedł „na drugą stronę”, pracuje gościnnie na Uniwersytecie Sejong w Korei Południowej. Informacje płynące z mediów państwowych o tym, jakoby Koreę Północną koronawirus miał na razie oszczędzić, uważa za propagandę. Również dlatego, że granica z Chinami o długości 1400 kilometrów do końca stycznia pozostawała otwarta.
Dr Choi jest zdania, że wirus już wtedy przedostał się do kraju. – To oczywiste, że ludzie w Korei Północnej umierają z powodu koronawirusa – zaznacza. W przeszłości w jego kraju ludzie co jakiś czas umierali z powodu wirusów. Również takich, które w innych miejscach nie miały śmiertelnych skutków: „Korea Północna to muzeum wirusów”.
Nie jest zaskoczony tym, że reżim uporczywie twierdzi, że udało się powstrzymać COVID-19. – System zdrowia jest słaby, nikt nie chce tego pokazywać światu – mówi. Rolę odgrywa też inny aspekt: przesłanie do narodu: „Jeżeli stanie się jasne, że system opieki zdrowotnej nie jest w stanie zadbać o obywateli, stracą oni zaufanie do rządu. Oznaczałoby to, że system nie jest nieomylny”. Władza chce tego uniknąć i ukrywa lub manipuluje informacje.
Państwowe relacje
W rzeczywistości w mediach państwowych Korei Północnej sporo mówi się o COVID-19. Każdego dnia pojawiają się aktualizacje. Nagłówki sugerują, że reżim robi co w jego mocy, by uchronić obywateli. „Zabiegi przeciwdziałające epidemii są zaostrzane” lub „Olbrzymi wkład w przeciwdziałanie epidemii”.
Również internetowa gazeta „Daily NK”, która specjalizuje się w informacjach dotyczących Korei Północnej, intensywnie relacjonuje, ale w tym przypadku relacje mają inny wydźwięk. Redakcja „Daily NK” mieści się w Seulu, a autorzy w swoich tekstach powołują się na anonimowe źródła na Północy, których nie mogą ujawniać ze względów bezpieczeństwa.
W połowie czerwca „Daily NK” napisała: „Ponad pięć tysięcy osób, które zostały zwolnione z placówek, w których były objęte kwarantanną, mogły umrzeć, spekuluje jedno ze źródeł”. Weryfikacja tej spekulacji nie jest jednak możliwa.
Wiadomo tylko tyle: odizolowana Korea Północna zareagowała na koronakryzys szeroko zakrojonymi działaniami. I tak już szczelne granice, zostały jeszcze szczelniej zamknięte, w szkołach i na uniwersytetach miesiącami nie odbywały się zajęcia. A pod koniec lipca media państwowe ogłosiły, że pojawił się pierwszy i na razie jedyny przypadek osoby z podejrzeniem: miał nim być rzekomy przybysz, który skruszony wrócił przez granicę z Korei Południowej. Zamknięto przygraniczne miasto Kaesong. Potem sprawa ucichła. W amerykańskich statystykach Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa Korea Północna nie widnieje.
W sierpniu na zdjęciach z posiedzenia partii rządzącej pod przewodnictwem Kim Dzong Una widać pełne rzędy ludzi. Maski nie ma nikt.
Niewielu obcokrajowców w kraju
Jak należy odczytywać te mieszane sygnały? Od wybuchu pandemii sytuacja informacyjna jeszcze bardziej się pogorszyła. Większość obcokrajowców wyjechała z kraju. Pracownicy wielu ambasad, w tym krajów europejskich, opuścili kraj. Ambasada Niemiec jest zamknięta od 9 marca.
Niektóre ambasady pozostają wciąż otwarte. – Na razie nie rozważamy zamknięcia ambasady – powiedział DW rzecznik polskiej ambasady. Dodał, że polskie władze „bacznie obserwują rozwój sytuacji. Jak dowiedziała się DW, pracuje również ambasada Rumunii, przy czym „członkowie rodzin dyplomatów i niektórzy pracownicy wrócili 9 marca 2020 roku do Rumunii”. W Korei pozostali również reprezentanci Czech i Bułgarii. Nie wiadomo, ilu Niemców wciąż pozostaje w tym kraju.
Na stronach niemieckiego MSZ można znaleźć krótką informację: „Nie jest możliwe orzec, czy w Korei Północnej miały miejsce infekcje. Należy wyjść z założenia, że miejscowy system zdrowia nie dysponuje możliwościami diagnostycznymi i terapeutycznymi w przypadku ostrego przebiegu COVID-19”.
Potwierdza to również Choi Jung Hun. Zaznacza jednak, że powodem nie jest wykształcenie lekarzy i pielęgniarek. Personel medyczny, jego zdaniem, jest dobrze przygotowany. – Lekarze są w stanie rozpoznać COVID-19 na podstawie objawów. Ale nawet jak postawią diagnozę, nie mogą jej oficjalnie potwierdzić, bo brakuje im niezbędnego sprzętu”.
Nie tylko zestawy do testów są w Korei Północnej towarem deficytowym. – Nie ma żadnej infrastruktury. W szpitalach co jakiś czas brakuje prądu, częściowo nie ma również wody – mówi Choi.
Dylemat organizacji humanitarnych
Zamknięte granice utrudniają wwóz do kraju środków, które mogłyby pomóc. Do tego dochodzą szerokie sankcje nałożone przez ONZ wobec Korei Północnej. W marcu do północnokoreańskiego ministerstwa zdrowia dotarła dostawa materiałów przygotowanych przez organizację Lekarze bez Granic. Były wśród nich maski, rękawiczki, antybiotyki, produkty związane z higieną oraz odzież ochronna. Aby materiały mogły dotrzeć do adresatów, organizacja potrzebowała specjalne zezwolenie. W samej Korei Północnej niemal nie ma już przedstawicieli organizacji humanitarnych, a te które jeszcze tam pozostały, zawiesiły na razie swoją działalność. Jedyną organizacją mającą szeroki dostęp jest Północnokoreański Czerwony Krzyż. Jego pracownicy wraz z wolontariuszami tłumaczą ludziom na miejscu, jak mogą chronić się przed koronawirusem.