Zaczarowane światy Marty Janik
5 marca 2018Polska projektantka i ilustratorka nie pasuje do introwertycznego, twardego Berlina, gdzie mieszka od 2011 roku. W jej kolażach jest lekkość, humor i bardzo dużo ciepła.
Jestem trochę retro - mówi Marta Janik, mając zapewne na myśli sięganie do elementów i skojarzeń, które nadają jej kolażom posmak z początku XX wieku, kiedy mężczyźni nosili sumiaste wąsy, a kobiety kapelusze o szerokich rondach. Jej prace powstają ręcznie, klejone z wyszperanych w starych gazetach obrazków, kupionych na pchlim targu pocztówek czy wyblakłych zdjęć. Z tych małych elementów, które przeoczyłby każdy z nas, polska ilustratorka komponuje całe obrazy, opowieści surrealistyczne, które nabierają zupełnie nieoczekiwanych kształtów i znaczeń.
- Każdy kolażysta zbiera ilustracje, które go jakoś zainteresowały. Czasami widzę na ulicy strzęp starej gazety, jakiś kawałek sreberka i to też trafia do mojej kolekcji, czekając na moment, kiedy wszystko zacznie się komponować w jakąś nową całość - mówi projektantka. - Najlepszym miejscem poszukiwań są oczywiście antykwariaty, to prawdziwa kopalnia wspaniałych ilustracji, gdzie można znaleźć zupełnie nieoczekiwane rzeczy.
Renesans kolażu
Marta Janik robi kolaże od dawna, ale akurat teraz jest czas, kiedy ta forma tworzenia obrazu staje się coraz popularniejsza. Metoda łączenia rożnych elementów pojawia się na plakatach przedstawień operowych, na okładkach płyt czy ostatnio na reklamach popularnej w Berlinie rozgłośni radiowej Radio Eins. Najczęściej inspiracją są tutaj wczesne doświadczenia modernizmu: Rodczenko, László Moholy-Nagy, Max Ernst. U polskiej ilustratorki jest trochę inaczej. W tle czujemy powiew surrealizmu, ten element rzeczywistości zapamiętanej ze snu, a jeszcze bardziej atmosferę i idee zaczerpnięte z łamiącego tradycje estetyczne, żartobliwego i ceniącego nade wszystko swobodę artystyczną dadaizmu. - Nie dzielę twarzy czy postaci jak to często robią kolażyści. Raczej układam nowe sensy i sceny z całych elementów, całych sylwetek. Moje obrazy mają być piękne - mówi ilustratorka.
"Przekrój"
Na prace Marty Janik uwagę zwróciła kultowa polska gazeta "Przekrój", wychodząca obecnie w wersji internetowej i jako drukowany kwartalnik. Pierwszy kolaż projektantki ozdobił okładkę lutowego numeru w wersji elektronicznej, kolejne pojawią się już w wersji papierowej pod koniec miesiąca. - Wiele osób mówi mi, że moje ilustracje świetnie pasują do kultowej gazety. "Przekrój" powstał w 1945 roku z inicjatywy Mariana Eilego, który był redaktorem naczelnym pisma przez 24 lata.
W założeniu czasopismo miało nieco odchodzić od siermiężnej estetyki narzuconej przez system komunistyczny, pojawiały się wiec nowinki ze świata, reportaże i artykuły niekoniecznie reprezentujące stanowisko partii i podkreślaną przez inne gazety walkę klasową pod przewodnictwem robotniczo-chłopskim. A wszystko to suwerenne, z krakowskim polotem, okraszone dowcipem i zabawnymi aforyzmami. O popularności tygodnika świadczy choćby fakt, że w 1970 roku osiągnął on nakłady przekraczające 700 tys. egzemplarzy. "Przekrój" czytali dosłownie wszyscy. Ciekawy był również okres lat 90. do 2009 roku, kiedy w piśmie pojawiało się sporo sztuki. Jeden z numerów przygotował na przykład Zbigniew Libera, a dowcipy rysowali w nim Wilhelm Sasnal i Marcin Maciejowski. Obecnie, jako kwartalnik o objętości 164 stron, "Przekrój" zdobywa kolejne pokolenie czytelników, osiągając nakład 130 tysięcy egzemplarzy.
Pochwała kiczu
- Uwielbiam kicz - mówi Marta Janik, która na polonistyce Uniwersytetu Jagielońskiego pisała nawet pracę magisterską na ten temat.
- Pojecie kiczu pochodzi z Niemiec. Powstało w XIX wieku w kręgach akademickich, szczególnie wokół Akademii Sztuk Pięknych w Monachium i oznaczało początkowo lichą podróbę - tłumaczy artystka. Kicz jest właściwie wszędzie: w literaturze, sztuce, filmie, życiu codziennym - dodaje.
Pojecie jest bardzo pojemne. W popkulturze modny stał się camp - rodzaj świadomego kiczu, gdzie artysta koncentruje się na pozornie ulotnych aspektach i przerysowanych, czasem wręcz patetycznych gestach. Z jednej strony mamy tu trywialną literaturę i filmy klasy B, z drugiej strony twórców świadomie operujących kiczem, jak Madonna czy David Lynch. Akurat w przypadku kolaży Marty Janik powiedziałbym, że jest tu być może nieco sentymentalnego kiczu, ale przede wszystkim jest to doskonały przykład dobrego smaku.
Krzysztof Visconti