Zagrabioną w NRD sztukę sprzedawano za dewizy
27 lipca 2014W lutym 1978 roku w mieszkaniu berlińskiego lekarza Petera Garcke pojawili się funkcjonariusze różnych enerdowskich urzędów, przeprowadzili gruntowną rewizję i zabrali ze sobą prawie wszystko. To, co żona Garckego, Rita nazwała "wyposażeniem naszego mieszkania", władze NRD zakwalifikowały jako "handel na szeroką skalę antykami, złotem i monetami". Informuje o tym raport komisji śledczej ws. sztuki zagrabionej w NRD z 1993 roku Kolekcjoner, Peter Garcke trafił za kratki. Fiskus nakazał mu zapłacenie ok. 2 mln marek zaległych podatków od dochodów.
Dla socjalistycznego państwa handel zawłaszczoną sztuką był lukratywnym biznesem. Prawdopodobnie szantażowano w nim do 200 osób i przeważnie aresztowano, aby móc sprzedać ich zbiory za marki zachodnioniemieckie. Do budżetu NRD wpływało z takiego handlu sztuką 25 mln marek zachodnich rocznie.
Do tej pory prawie żaden z dawnych enerdowskich kolekcjonerów sztuki nie odzyskał zagrabionej własności. Ale teraz pojawił się promyk nadziei dla ich spadkobierców: jak informuje tygodnik Spiegel, muzeum w Erfurcie oddało synowi kolekcjonera Heinza Dietela 23 dzieł sztuki odebranych przez władze NRD.
Śmieci, broń i sztuka
Heinz Dietel musiał w wyniku budzącej wątpliwości procedury podatkowej przekazać wiele dzieł sztuki enerdowskiej firmie o nazwie "Sztuka i antyki”. Firma ta została założona w 1973 roku i znajdowała się pod nadzorem enerdowskiego Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Tzw. komercyjną koordynacją tej spółki zajmował się Aleksander Schalck-Golodkowski, bliski powiernik przywódcy NRD Ericha Honeckera.
Od 1970 roku rosło z roku na rok zadłużenie państwa, a w 1989 roku NRD znajdowała się na krawędzi bankructwa. Aby zasilić budżet Schalck–Golodkowsky oferował za dewizy składowanie w NRD zachodnioniemieckich śmieci, prowadził handel bronią i pośredniczył w wykupywaniu przez Zachód więźniów politycznych z NRD. Poza tym sprzedawał sztukę. Jak informuje Spiegel, Schalck–Golodkowski wykorzystywał do konfiskowania nadających się na handel za dewizy dzieł sztuki swoich kolegów z Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD (Stasi). Grupa robocza, która była zwana w strukturach Stasi "grupą dochodzeniową ws. dzieł sztuki“ przeczesywała całe DDR w poszukiwaniu co ciekawszych dóbr kultury.
To, że w ich pozyskaniu działali zgodnie funkcjonariusze NRD-owskiej bezpieki, skarbówki i milicji podatkowej dowodzi, że handel zawłaszczonymi dziełami sztuki był wyjątkowo opłacalny, tłumaczy Detlev Gudat. Ten niemiecki adwokat zajął się w 1987 roku jedną z pierwszych skarg restytucyjnych, zgłoszoną przez restauratora mebli Wernera Schwarza. Garner opowiada w rozmowie z Deutsche Welle, że Eberhard Diepgen, dawny burmistrz zachodniego Berlina powiedział mu wtedy: „niewątpliwie otwiera pan puszkę Pandory".
Enerdowska SED znalazła nawet oficjalne uzasadnienie plądrowania mieszkań właścicieli dzieł sztuki. - W NRD państwo i tak było właścicielem wszystkiego. Była też naturalnie własność prywatna, ale własność państwowa miała priorytet – tłumaczy Gudat. - Każda osoba działająca na własny rachunek – o ile partia uznała to za niekorzystne – uchodziła za wroga ludu.
Wycieczka do magazynów ze sztuką
W dużych magazynach, takich jak w Mühlenbeck blisko Berlina, trzymano przeznaczone na sprzedaż dzieła sztuki, porcelanę, monety, zbiory książek, biżuterię i dywany z prywatnych kolekcji. Na "masowy charakter zgromadzonych tu towarów" uskarżał się enerdowski minister kultury, wskazując na problemy z ich inwentaryzacją.
Zachodni turyści, dyplomaci i handlarze sztuką mogli odwiedzać te magazyny w ramach specjalnych wycieczek autokarowych. Większość kupujących stanowiły osoby prywatne.
Wielu klientów kupowało w NRD zagrabione przez państwo dzieła sztuki "na kontenery", mówi Nicolas Kemle, dyrektor Instytutu Sztuki i Prawa w Heidelbergu. Ten były handlarz sztuką i antykwariusz, a obecnie adwokat opowiada, że dla kupujących było to wspaniałe. – Skąd to wszystko pochodziło, trudno było stwierdzić - zaznacza.
Nowy trend – restytucja
Pytanie o pochodzenie dzieła sztuki, jest nowe i pojawiło się dopiero w ostatnich latach, wyjaśnia Nicolas Kemle, ekspert ds. antyków.
Zmiana toku myślenia nastąpiła przede wszystkim w wyniku publicznej dyskusji nt. sztuki zrabowanej przez nazistów, która nabrała szczególnego rozgłosu w ostatnich miesiącach w związku ze sprawą kolekcji sztuki Corneliusa Gurlitta. - Zwrot dzieł sztuki, które zostały zagrabione przez nazistów, jest tematem dominującym w problematyce restytucji - mówi Kemle.
Niemieckie placówki muzealne i archiwa zajmują się od tamtego czasu coraz bardziej wnikliwe badaniami proweniencji ich zbiorów. Spadkobiercy takich kolekcjonerów z NRD jak Heinz Dietel, mieliby szansę na odzyskanie rodzinnej własności, jeśli trafiła ona do muzeów, a nie w ręce prywatnych kolekcjonerów, mówi Gilbert Lupfer z wydziału badań i współpracy naukowej przy państwowych zbiorach sztuki w Dreźnie. Jego zdaniem zainteresowanie, jakie wzbudził przypadek Gurlitta, przeniesie się na sztukę zrabowaną w NRD. Nawet w umowie koalicyjnej z 2013 roku zawarty jest zapis o tym, że oprócz przypadków sztuki zrabowanej przez nazistów, „nie została sfinalizowana sprawa” zwrotu zawłaszczonych w NRD dzieł sztuki.
Gilbert Lupfer i Nicolas Kemle są pewni, że badania proweniencji obejmą w przyszłości nie tylko dobra kultury zagrabione przez nazistów, lecz skupią się także na sztuce zrabowanej w DDR. Jak informuje Lupfer, urząd koordynacji bazy danych „Lost Art” (utraconych dzieł sztuki) w Magdeburgu już wkrótce rozpocznie takie badania. – Ta fala narasta i przybiera na sile – mówi Nicolas Kemle. "Robi się coraz ciekawiej" - dodaje.
Emily Sherwin / Barbara Cöllen