Zamieszki w Waszyngtonie. Szok w Europie: "Odrażające sceny"
7 stycznia 2021Reakcje polityków europejskich na sceny rozgrywające się w Kapitolu nie pozostawiają wątpliwości: Wszyscy potępiają szokujące wydarzenia i mówią o zagrożeniu amerykańskiej demokracji. Ich nadzieje, że pełne turbulencji oraz kontrowersji lata rządów Donalda Trumpa zakończą się pokojowo, zostały rozwiane dwa tygodnie przed zmianą władzy w Białym Domu.
Koniec dyplomatycznej powściągliwości
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zareagował na Twitterze szybko i jak na niego zaskakująco ostro: "Szokujące sceny w Waszyngtonie. Wynik tych demokratycznych wyborów musi być respektowany". Dla Stoltenberga, choć wciąż w sposób dyplomatyczny, było to wyjątkowo wyraźne zajęcie stanowiska wobec największego partnera w NATO. Podczas czteroletniej prezydentury Trumpa wielokrotnie był konfrontowany z ryzykiem, że prezydent USA może rozsadzić Pakt i opuścić go. Sekretarz generalny NATO bez ustanku czuł się zobowiązany, by łagodzić sytuację, ale teraz wydaje się, że nawet on osiągnął granice politycznej powściągliwości.
Brytyjski premier Boris Johnson przez długi czas był postrzegany jako, w pewnym sensie, uczeń i bliski sprzymierzeniec Donalda Trumpa. Szukał u niego przede wszystkim poparcia dla brexitu, miał nadzieję na specjalną umowę handlową z USA i po objęciu przez niego urzędu demonstracyjnie starał się być blisko amerykańskiego prezydenta. Ten z kolei nazwał Johnsona po jego zwycięstwie wyborczym "brytyjskim Trumpem". Ale mimo to, ta szczególna przyjaźń między nimi nie przyniosła brytyjskiemu premierowi korzyści politycznych. Teraz zaś ocenia: "Odrażające sceny w amerykańsim Kongresie. Stany Zjednoczone wspierają demokrację na całym świecie i jest teraz kluczowe, by nastąpiło pokojowe i uporządkowane przekazanie władzy".
Dla premiera Irlandii Micheála Martina, wydarzenia w Waszyngtonie są w jakiś sposób historycznym pęknięciem w głębokich relacjach obywateli Irlandii z USA. "Wiem, że wiele osób, jak i ja, obserwuje wydarzenia w Waszyngtonie z troską i przerażeniem". Także irlandzki minister spraw zagranicznych Simon Coveney postrzega Donalda Trumpa zdecydowanie jako odpowiedzialnego za to, co się stało: "To był świadomy atak na demokrację, przypuszczony przez urzędującego prezydenta i jego popleczników, którzy chcieli obalić uczciwe i wolne wybory".
Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon zareagowała w podobnie jednoznaczny sposób: "Sceny na Kapitolu są absolutnie straszne". Zadeklarowała solidarność z siłami demokratycznymi w Stanach Zjednoczonych i dodała: "Niech się wstydzą ci, którzy podburzyli do tego ataku na demokrację".
Ponadpartyjny niepokój
Także inne rządy europejskie są zaniepokojone i wyrażają poparcie dla następcy Trumpa w Białym Domu. "Wierzę w siłę amerykańskiej demokracji. Nowy prezydent Joe Biden przetrwa ten pełen napięć czas i zjednoczy naród" - wyraził nadzieję socjaldemokratyczny premier Hiszpanii Pedro Sánchez.
Szef rządu Szwecji z kolei zajął jednoznaczne stanowisko w tej sprawie i uznał prezydenta USA za odpowiedzialnego: "Prezydent Trump i wielu członków Kongresu ponosi znaczną odpowiedzialność za te wydarzenia". Z Finlandii zaś przyszło ostrzeżenie: "To pokazuje, jak ważne jest to, by bronić demokracji z całą siłą i determinacją" - napisała premier Sanna Marin.
Nawet politycy ze spektrum prawicowo-populistycznego nie powstrzymali się od krytyki wydarzeń na Kapitolu. "Przemoc nie jest rozwiązaniem" - napisał Matteo Salvini, szef włoskiej Ligi Północnej.
Austriacki kanclerz Sebastian Kurz, który stoi na czele koalicji rządowej z prawicowymi populistami, zadeklarował: "Jestem zszokowany scenami w Waszyngtonie. To niemożliwy do przyjęcia atak na demokrację".
Reakcja Berlina
Minister spraw zagranicznych Heiko Maas przypomniał o porównywalnych wydarzeniach z historii Niemiec. "Z wywrotowych słów rodzą się pełne przemocy czyny - na schodach Reichstagu, a teraz na schodach Kapitolu. Pogarda dla demokratycznych instytucji ma przerażające skutki".
Kanclerz Angela Merkel od samego początku przejawiała sceptycyzm wobec Donalda Trumpa; ich nieliczne spotkania nie były łatwe. Jeszcze ostatniego lata odmówiła podróży na Florydę, gdzie odbywało się spotkanie grupy G7. Pandemia koronawirusa posłużyła za wymówkę, ale odmowa pani kanclerz i tak była powszechnie zinterpretowana jako odrzucenie Trumpa i jego polityki.
Europa wiąże nadzieje z Bidenem
Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej w Brukseli, podsumowuje: "Amerykański Kongres to świątynia demokracji. Widok scen w Waszyngtonie powoduje szok".
Niektórzy szefowie europejskich rządów, jak prezydent Francji Emmanuel Macron, bardziej niż inni próbowali stworzyć funkcjonujące stosunki robocze z Donaldem Trumpem. Te zamiary się nie powiodły.
Tylko nieliczne rządy wschodnioeuropejskie, ukierunkowane na prawicowy populizm, utrzymywały szczególnie relacje z prezydentem USA. Donald Trump wspierał Polskę i Węgry bardziej niż inne kraje i oba państwa zdawały się żałować jego porażki wyborczej.
Pozostała część Europy po zwycięstwie wyborczym demokraty Joe Bidena poczuła ulgę. Była z tym związana nadzieja, że kontrowersyjne decyzje Donalda Trumpa, jak na przykład wystąpienie z porozumienia klimatycznego lub jego polityka wobec Iranu, zostaną cofnięte. Podobnie, prezydent Francji Emmanuel Macron już w listopadzie, czyli po zwycięstwie Joe Bidena, opowiadał się za większą "autonomią strategiczną" Europy oraz absolutną koniecznością "Europy silniejszej i politycznej". Czy po chaosie w Waszyngtonie wizje francuskiego prezydenta znajdą oddźwięk wśród innych europejskich przywódców? Wielu może zacząć wątpić w odporność amerykańskiej demokracji. Ostrzegawczy ton wypowiedzi jest aż nadto wyraźny, demokratyczne instytucje mogą ucierpieć wskutek teorii spiskowych oraz demagogii. Czy i jakie konsekwencje wyciągnie z tego Europa, pokażą polityczne debaty w nadchodzących miesiącach.