Zbliża się zima: Na północy Ukrainy trwa odbudowa
6 listopada 2022Wraz z październikiem nadeszły pierwsze chłody, a ludzie w pośpiechu odbudowują zniszczone przez wojnę domy. Serhij Miedwiediew jest burmistrzem Szestownicy, niedaleko Czernichowa na północy Ukrainy. Mówi, że w jego wsi jedenaście domów zostało całkowicie zniszczonych, a ponad sto uszkodzonych.
– Administracja regionalna pomogła niektórym mieszkańcom wsi, dostarczając im okna i materiały budowlane. Nie ma jednak wystarczających środków, by wszystko odbudować. Większość mieszkańców sama odbudowuje jak najlepiej potrafi. Ceny materiałów budowlanych oraz benzyny wzrosły dwukrotnie. Niektórzy zaciągają kredyty w bankach. Wszystko jest bardzo drogie. Ale co im pozostało? Inni znajdują schronienie u sąsiadów, znajomych lub krewnych. Są też tacy, którzy nie wiedzą, gdzie się podziać – mówi Miedwiediew.
Rosyjska amunicja między domami
Najbardziej zniszczona została wieś, w miejscu gdzie Rosjanie zaparkowali sprzęt wojskowy, cysterny i ciężarówki z amunicją, tuż obok domów mieszkalnych. Konwój ten został zaatakowany przez wojska ukraińskie 7 marca. Eksplodująca amunicja i pożary zniszczyły prawie wszystkie domy na tej ulicy.
– Rosjanie przyszli 28 lutego. Ale my zostaliśmy w domu – wspomina Tetjana Letjaha. Później rosyjskie wojsko wyrzuciło jej rodzinę z domu, w którym zamieszkali żołnierze.
– Chcieliśmy uciec, ale okupanci nie pozwolili nam opuścić wsi. Udaliśmy się do naszych przyjaciół tu w Szostowcach. Gdy nasza ulica zaczęła płonąć, nas już tam nie było – opowiada Tetjana.
31 marca okupanci wycofali się i Tatjana z mężem i czteroletnim synem wróciła do domu. Nie mogli tam jednak żyć, gdyż dach budynku był zniszczony i okna uszkodzone. Dodatkowo fale uderzeniowe po wybuchu wstrząsając mocno ścianami domu doprowadziły do uszkodzenia pieca, który służył do ogrzewania. Spłonął także garaż z samochodem oraz stodoła.
Pomoc od organizacji międzynarodowych
– Znajomy pozwolił nam mieszkać w swoim domu przez rok. Mieszkamy tam, a tu przyjeżdżamy jedynie, żeby pracować w ogrodzie i robić remonty. Latem rada sołecka pomogła w wykonaniu nowych okien. Przyjechali także przedstawiciele francuskiej organizacji pomocowej Acted. Podeszliśmy do nich i dostaliśmy 26 tys. hrywien (około 700 euro). Sami dołożyliśmy pieniądze i dzięki temu mogliśmy naprawić dach – opowiada Ukrainka.
W odbudowie wsi pomaga również holenderska organizacja charytatywna ZOA. – Wcześniej sami kupiliśmy kocioł na paliwo stałe. Rachunek przedłożyliśmy ZOA i zwrócili nam pieniądze. Ale teraz już nic nie da się załatwić. Ja pracuję jako pielęgniarka w Czernichowie, a mąż haruje w gospodarstwie rolnym, więc nie ma czasu na to, by zainstalować kocioł. Ale musimy to zrobić przed zimą. Poza tym zobowiązaliśmy się to zrobić w ciągu trzech miesięcy, bo taki był warunek – mówi zmartwiona kobieta.
50 metrów dalej swój dom remontuje Julia Brytan z Czernichowskiego Instytutu Pedagogicznego. Gdy płonęła cała ulica, ona była w domu z chorą matką. – Podmuch był tak silny, że żeliwne grzejniki rozerwało na kawałki. Wysoka temperatura zniszczyła wszystko: kocioł gazowy, piec na drewno podłogę i dach domu. Odłamki pocisków i min podziurawiły ściany – wspomina Julia.
Jej rodzina otrzymała pomoc nie tylko od władz lokalnych, lecz też od organizacji International Medical Corps, World Kitchen, International Relief and Development, International Committee of the Red Cross i ZOA.
– Pieniądze przychodziły w ratach, w zależności od wykonanych prac. Na przykład wymieniliśmy okna, sfotografowaliśmy rachunki i wysłaliśmy je. Widać było, że wykorzystaliśmy pieniądze zgodnie z deklaracją. Później znalazły się pieniądze na ogrzewanie i dach – wspomina Ukrainka.
Spalone do fundamentów
Nie wszyscy mieszkańcy mogli naprawić swoje domy. Niektóre zostały doszczętnie zniszczone. Tak było w przypadku rodziny Niny Radczenko. Ona i mąż są emerytami. Ich dom w Szestowcach znajdował się naprzeciwko domu Tetjany Letjahy. Swój dom budowali przez piętnaście lat właśnie z myślą o życiu na emeryturze. Jednak 7 marca wszystko, łącznie z warsztatem i garażem zostało całkowicie zniszczone. – W naszej wsi wszystko zostało zniszczone - mienie warte 3,5 mln hrywien (około 96 tys. euro). Rada sołecka obiecała nam do zimy kontener mieszkalny. Teraz mówi, że nie ma na to pieniędzy. Pracowaliśmy z mężem całe życie, a teraz zostaliśmy jak żebracy bez niczego – skarży się Nina.
Ale nie rozpaczają. Nina pracuje jako sprzedawczyni w Czernichowie, mąż jako elektryk w Szestowcach. Na czas zimy wprowadzą się do sąsiadów, do rodziny Letjah.
Garaż na zimę
Także Ałła Kyrylczenko straciła dom we wsi Sariczne na zachodnich obrzeżach Czernichowa. Wieś dwukrotnie stanęła w ogniu, po ostrzale rosyjskim.
– W naszym domu 4 marca spłonął teść, po tym jak zrzucono bomby zapalające. Tego dnia dzieci i mnie nie było w domu. Wcześniej staraliśmy się, by teść trafił do domu opieki, bo jego stan nie pozwalał mu już wstawać z łóżka – mówi Ałła przez łzy.
Według szacunków urzędu budowlanego w Czernichowie domostwo Kyrylczenków zostało zniszczone w 100 procentach. Przedstawiciele administracji wojewódzkiej zapewnili rodzinę, że na podstawie tej oceny otrzyma ona nowy dom.
– Na razie mieszkamy u znajomych, ale nie wiemy, jak długo będziemy mogli tam zostać. Chcemy przykryć nasz garaż i spędzać w nim zimę – mówi nam Ałła. Z desperacji namalowała swój numer telefonu na betonowym bloku na poboczu drogi. Czasami ludzie zgłaszali się i pomagali. Ałła jest za to bezgranicznie wdzięczna.