Zgermanizowane dzieci. Najwięcej było z Polski
30 listopada 2014Były „materiałem” do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli rasy nordyckiej”. Miały co najwyżej 14 lat, jasne włosy i niebieskie oczy. Szef SS Heinrich Himmler nakazał szukania dzieci, chłopców i dziewczynek „dobrej rasy” na terenach okupowanych, w Polsce, Słowenii, Czechach, Rosji i Norwegii. Dzieci zabierano z sierocińców lub przemocą odbierano rodzicom. Następnie umieszczano je w nazistowskich ośrodkach wychowawczych lub działającej w strukturach SS instytucji „Lebensborn”. Tam niszczono nie tylko ich metryki zastępując nowymi. Przemocą dokonywano germanizacji porwanych dzieci, „bito za każde polskie słowo”, po pewnym czasie oddawano do adopcji rodzinom sympatyzującym z nazizmem. Pochodzenie dziewczynek i chłopców oczywiście zatajano. Wmawiano, że są niemieckimi sierotami. Dzieci, które opierały się germanizacji lub nie całkiem odpowiadały kryteriom rasowym zabijano lub wysyłano do obozów zagłady.
Kryteria wyboru dziewczynek i chłopców przeznaczonych do udoskonalania rasy nordyckiej zmieniały się. Najpierw faworyzowano dzieci, których matki miały pochodzenie niemieckie. Lecz SS rozszerzyło z czasem kryteria selekcji i germanizacji poddawano nawet sieroty po poległych partyzantach.
Liczbę ofiar nazistowskiej polityki germanizacyjnej niemieccy historycy oceniają na 50 tys. do 200 tys. Po zakończeniu wojny udało się odnaleźć ok. 30 tys. porwanych polskich dzieci.
Przemilczane ofiary germanizacji
Nauczyciel historii z Fryburga w Badenii-Wirtembergii Christoph Schwarz przez 10 lat spisywał losy przemilczanych ofiar nazistowskiej polityki rasowej. O niemieckich obywatelach porwanych w dzieciństwie w krajach Europy Wschodniej i Środkowej i poddawanych germanizacji, 39-latek dowiedział się w latach 90-tych od pewnego polskiego arystokraty. Na południu Niemiec, gdzie Schwarz mieszka, znajdowały się dwa nazistowskie ośrodki wychowawcze. W Achern nieopodal Karlsruhe umieszczano dzieci z Zamościa i innych regionów okupowanej Polski.
Zebrany przez niemieckiego nauczyciela materiał biograficzny stał się kanwą przygotowanej przez niego wystawy, która będzie pokazywana w całych Niemczech i może być wypożyczana. Wystawa ma na celu upamiętnienie przemilczanych ofiar przymusowej germanizacji; ma też wesprzeć starania o wypłacenie im jednorazowych rekompensat w wysokości co najmniej 20 tys. euro za doznane krzywdy.
Upomina się o nie stowarzyszenie „Geraubte Kinder – vergessene Opfer” (Porwane dzieci – zapomniane ofiary, www.geraubte.de), które Christoph Schwarz założył wraz z osobami poszkodowanymi w 2012 roku.
Niemiecki rząd odmawia wypłaty odszkodowań, ubolewa Christoph Schwarz. Także porwane i germanizowane dzieci, które wróciły po wojnie do Polski nie znalazły się na liście odbiorców odszkodowań płaconych w Polsce ofiarom nazizmu z sumy ponad 5 mld euro otrzymanej z RFN. Dlatego stowarzyszenie „Geraubte Kinder – vergessene Opfer” zabiega o poparcie polityczne dla swych działań wśród posłów klubów parlamentarnych w Bundestagu. (petycja z 2013 i 2014 )
W dniu 22 maja 2014 Bundestag podjął decyzję, że zajmie się znalezieniem rozwiązania tej kwestii. To znaczy „zadeklarowano szukanie rozwiązania na szczeblu politycznym”, odpisał stowarzyszeniu Bundestag w piśmie z 17 października 2014, po kolejnym ponagleniu. W liście zaznaczono też, że to wszystko wymaga czasu.
Lecz czas nagli, mówi Christoph Schwarz, bo poszkodowani są w podeszłym wieku. Dlatego 11 listopada 2014 stowarzyszenie skierowało kolejną, już trzecią petycję do Bundestagu. Tym razem poinformowano parlament, że jeżeli w ciągu trzech miesięcy nie podjęte zostaną żadne konkretne działania, stowarzyszenie zwróci się z prośbą o interwencję ws. rekompensat do amerykańskich kongresmenów.
- Berlin podejmie działania tylko pod presją społeczną i naciskami z zewnątrz - mówi niemiecki nauczyciel w rozmowie z Deutsche Welle wskazując, że „tak było też z przyznaniem odszkodowań robotnikom przymusowych”.
Cierpienie przez całe życie
Wiele ofiar polityki rasowej III Rzeszy nie może od czasu ujawnienia ich podwójnej tożsamości odnaleźć się w życiu. Cierpią na bezsenność, depresje. Niektórzy przez całe życie szukają swoich biologicznych rodziców. Gros z nich ledwie wiąże na starość koniec z końcem. Nigdy nie otrzymali rekompensat za doznane krzywdy. A przecież w 2000 roku wypłaciła symboliczną sumę np. Austria i Norwegia.
RFN wypłaciła natomiast odszkodowania osobom, które w dzieciństwie zostały odebrane przeciwnikom enerdowskiego reżimu i przekazane do adopcji. Christoph Schwarz z żalem mówi o emeryturach kombatanckich, jakie otrzymują za odniesione na froncie rany byli żołnierze SS. „Symboliczna rekompensata dla ofiar rabunku i germanizacji byłaby ważnym sygnałem uznania doznanych krzywd”, mówi Schwarz i dodaje, że ”dla ofiar, które żyją obecnie w Polsce i jako emeryci ledwie wiążą koniec z końcem, byłaby to istotna pomoc humanitarna”.
Okradzeni z dzieciństwa
W Niemczech żyją jeszcze tysiące ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym, że ich rodzicami nie są Niemcy, zauważa Schwarz. Ci, którzy o tym wiedzą, często bezskutecznie szukają informacji o swoich biologicznych rodzicach. Do grona tych osób o podwójnych nazwiskach zalicza się porwany z Łodzi Hermann Lüdeking. „Nie wiem, kim jestem”, mówi. „To przytłaczające uczucie”. Lüdekind wie, że nazywał się Roman Roszatowski, i nwet nie jest pewien, czy naprawdę ma 79 lat. Kiedy rozpoczął poszukiwania biologicznych rodziców wyrzekła się go jego druga matka.
Dzieciństwo Alojzego Twardeckiego alias Alfreda Hartmanna jest najbardziej znaną historią rabunku i germanizowania polskich dzieci. Była wielokrotnie opisywana i filmowana (posłuchaj rozmowy DW). Twardecki dzielił los ze swym kuzynem Leonem (na zdjęciu). W wieku 4,5 lat zabrano go przemocą matce, poddano w domu dziecka wstępnej germanizacji. Adoptowała go rodzina Binderbergów. O tym, że jego biologiczni rodzice są Polakami, Twardecki dowiedział się, kiedy miał 11 lat. Odnalazła go jego matka. Od 1956 roku Alojzy Twardecki mieszka w Polsce. Musiał na nowo uczyć się polskiego. Jego dzieciństwo absorbuje go przez całe życie. Do dzisiaj, jak mówi, nie miał odwagi wejść do sierocińca i zakładu wychowawczego, gdzie umieszczono go po porwaniu.
Alojzy Twardecki żyje w dwóch światach. Ciepło opowiada o swoich dwóch mamach, Małgorzacie i Margarete. O sobie mówi, że ma dwie ojczyzny, Wielkopolskę, gdzie się urodził i Palatynat, gdzie wzrastał w ukochanej Koblencji. Wejście Polski do Unii było mu bardzo pomocne w rozwiązaniu problemu tożsamości. Nie musi się deklarować jako Polak lub Niemiec. Mówi o sobie, że jest Europejczykiem i nie znosi nacjonalistycznego myślenia. Osoby takie jak Alojzy Twardecki i Hermann Lüdekind postrzegane są nie przez wszystkich jako ofiary nazizmu. Niektórzy mówią o nich "wypieszczone dzieci nazistów”. „To są złamane życiorysy”, komentuje to oburzony Twardecki. Zadośćuczynienie za to, że posłużono się nim jako „materiałem” dla celów ideologicznych jest dla niego sprawą bezdyskusyjną.
Losy dzieci w XX wieku
Losy Alojzego Twardeckiego opisał Peter Hartl w książkę pt. „Okłamani, oszukani i wyedukowani”. Dziennikarz telewizji publicznej ZDF przedstawił na przykładzie siedmiu biografii historię dzieci, które stały się ofiarami ideologii w XX wieku. Ich życiem dysponowano w totalitarnych imperiach Hitlera, Stalina, powojennych reżimach w Europie środkowo-wschodniej, w Chinach Mao Tse-tunga. Z rozmów opublikowanych przez niemieckiego dziennikarza z osobami, których biografiami manipulowano, wynika, jak kluczową rolę odgrywa w życiu ludzi możliwość zdefiniowania swojej tożsamości.
Rozmówców Petera Hartla przez całe ich życie zajmują rysy w ich biografiach. Lecz to wszystko ma też dobre strony, zaznacza Hartl. Przeżywając rodzaj permanentnej schizofrenii osoby te mają szerokie spojrzenie na świat, cechuje je dojrzałość, tolerancja i mądrość – mówi o swoich rozmówcach, bohaterach książki.
Barbara Cöllen