Zmarł Karl Dedecius. "Mosty budowane piórem"
28 lutego 2016„Gdyby Karl Dedecius nie istniał, trzeba by go było wymyślić” – mówił o nim Władysław Bartoszewski wskazując, że był on „zjawiskiem niezwykłym w naturze”.
To nie jedyne określenie, które nasuwa się wszystkim znającym Karla Dedeciusa. Nazywano go "Karolem Wielkim", "czarodziejem z Darmstadt", "ambasadorem literatury polskiej w Niemczech", "architektem pojednania", "Europejczykiem z Łodzi" – taki tytuł noszą wydane w 2008 roku wspomnienia nestora tłumaczy literatury polskiej w Niemczech. Dla Joachima Rogalla, szefa Fundacji im. Roberta Boscha, Karl Dedecius był przede wszystkim „genialnym budowniczym mostów” między Polakami a Niemcami. - Dedecius znał obie strony. Były to mosty budowane piórem. To metafora, która najlepiej się do niego odnosi - mówi Rogall.
Wielokulturowość to dla mnie codzienność
Karl Dedecius zmarł w wieku 95 lat. Urodził się w Łodzi, tyglu wielu kultur, przede wszystkim polskiej, niemieckiej i żydowskiej. Pochodził z niemieckiego domu. Ojciec jego miał niemiecko-rosyjsko-czeskie korzenie, matka pochodziła ze Szwabii. Karl Dedecius całe życie podkreślał, że wielokulturowość to dla niego codzienność. Szczycił się nią.
Ojciec Dedeciusa posłał go nie do niemieckiej, lecz do polskiej szkoły, do gimnazjum im. Stefana Żeromskiego, ze względu na to, że „reprezentowało wyższy poziom”. Karl Dedecius mówił później, że to właśnie ta polska szkoła nauczyła go właściwego wyboru tego, czym mógł „w życiu najlepiej się przysłużyć dobru ogólnemu”. Nauczyła go też „samokrytyki, pracowitości i odpowiedzialności”. W polskiej szkole, gdzie, jak wspomina, była „mieszanina kultur”, do jego klasy chodziło 6 Żydów, 7 Niemców, 15 Polaków, 2 Francuzów i Rosjanin. W rozmowie z DW mówił: „Z tej mieszaniny powstała u mnie bardzo wcześnie w zarodku Europa”.
Urzędnik i genialny tłumacz
Po maturze Dedecius trafia jako żołnierz Wehrmachtu do piekła pod Stalingradem, a potem do niewoli. Tam nauczył się rosyjskiego i tłumaczył wiersze rosyjskich poetów. Tam też sam pisał wiersze. W 1950 roku powrócił z rosyjskiego łagru do Weimaru, gdzie czekała na niego jego młodzieńcza miłość z Łodzi, którą później poślubił.
W poczuciu odpowiedzialności za rodzinę Karl Dedecius pracował w biurze jako urzędnik w towarzystwie ubezpieczeniowym Allianz. Noce spędza przy maszynie do pisania i tłumaczy najpierw polską poezję. – Pracował jak mrówka. To, że pracując w biurze przetłumaczył gros polskiej twórczości literackiej, już wtedy było legendą – mówi Joachim Rogall.
- Prowadziłem żywot pustelnika - opowiadał później Dedecius. Bez tego nie powstałaby żadna książka, tłumaczył. Dopiero, kiedy przeszedł na emeryturę założył Deutsches Polen-Institut – Niemiecki Instytut Spraw Polskich, który nazywano później „ambasadą polskiej literatury”
Powstanie instytutu wspierała Fundacja im. Roberta Boscha. – Fundacja uznała wtedy, że Dedecius angażuje się w obszarze kultury odpornym na kryzysy, a nie w polityce, co nie znaczy, że jest apolityczny. Tym niepozornym tłumaczeniem literatury umocnił pozycję polskiej kultury i literatury. Karl Dedecius działał bezgłośnie, tak jak nasza fundacja i osiągnął wiele. Zarzucał mosty ponad barierą językową między Polakami i Niemcami – wspomina Joachim Rogall. Dzięki Dedeciusowi Niemcy mogli czytać i odkrywać polską literaturę w swym ojczystym języku i „nie mogli się wykręcać, że nie znają polskiego”. Dzięki wsparciu Fundacji im. Roberta Boscha powstały tak wielkie przedsięwzięcia translatorskie jak „Polska Biblioteka” i antologie poezji polskiej. Jego wieloletnie zaangażowanie w popularyzację literatury polskiej przyczyniło się do zniesienia granic na wschodzie Europy, zaś rozziew między Polską a Niemcami wypełnił „różami”, jak nazywał poezję. A było to możliwe, bo był „obdarzony równocześnie polską i niemiecką duszą”, jak o genialnym tłumaczu polskiej literatury w Niemczech mówił dawny kanclerz Helmut Schmidt.
Suwerenny i ludzki
- Poznałem go, jako niezwykle charyzmatycznego, człowieka. Jak tylko Dedecius zaczynał mówić, fascynował wszystkich bez wyjątku – wspomina Joachim Rogall. Szef Fundacji im. Roberta Boscha, mówi o „niebywałej suwerenności, z jaką Karl Dedecius poruszał się w obu kulturach: polskiej i niemieckiej". – To było fenomenalne – podsumowuje.
Manfred Mack, historyk, pracownik Deutsches Polen Institut opowiada, że był zafascynowany Karlem Dedeciusem już na studiach, gdzie poznał go jako wykładowcę. – Kiedy zostałem pracownikiem utworzonego przez Dedeciusa instytutu, zmieniło to moje życie. Karl Dedecius fascynował nas wszystkich jako tłumacz i jako szef – wspomina Manfred Mack. – Miał wiele talentów. A ten najznakomitszy, to na pewno to, że sam był nie tylko genialnym tłumaczem i pośrednikiem w procesie porozumienia polsko-niemieckiego, ale miał niezwykły dar pozyskiwania ludzi dla swoich pomysłów. A, co najważniejsze, był genialnym organizatorem. Potrafił swoje pomysły wcielić w życie, pozyskując ludzi swoim niezwykłym czarem osobistym – opowiada Manfred Mack.
Bez Dedeciusa nie byłoby polskich literackich Nobli, a na pewno nie byłoby literackiej Nagrody Nobla dla Wisławy Szymborskiej i Czesława Miłosza. Pod koniec życia Karl Dedecius pracował nad albumem ze zdjęciami – swoimi i ludzi, którzy przewinęli się przez jego życie. Rozpoczął też pracę nad swoimi pisanymi w młodości w czasie niewoli wierszami, o czym nigdy nie chciał mówić.
Pamięć o wielkim dziele popularyzacji polskiej literatury w Niemczech i nieocenionej roli tłumaczy w zbliżeniu Polaków i Niemców przypominać będzie po śmierci Karla Dedeciusa też niezwykła nagroda jego imienia przyznawana co dwa lata dla polskich tłumaczy literatury Niemieckiej i niemieckich tłumaczy polskiej literatury.
Barbara Cöllen