Zofia Posmysz: Wciąż słyszę orkiestrę obozową
27 stycznia 2015DW: Powiedziala Pani, ze Auschwitz Pani nigdy nie opuści. Co to dla Pani dokładnie oznacza?
Zofia Posmysz: Przede wszystkim Auschwitz nie opuszcza mojej pamięci. Wiele zdarzeń przypomina mi się z tego okresu, ta cała rzeczywistość. Wystarczy jakaś muzyka i już jestem w obozie, już słucham orkiestry obozowej. I tak jest w wielu przypadkach. Albo jak się ktoś źle zachowa. Teraz mogę powiedzieć, ze od kilku lat nastąpiło jakieś bardzo intensywne zbliżenie do tej przeszłości, do tego tematu - poprzez moją współpracę z Międzynarodowym Domem Spotkań Młodzieży. To jest już inny rodzaj spotkań z tym tematem. Świadomość, że mogę przekazywać w ten sposób przeżycia - nie moje osobiste, ale również moich bliskich i tych rzesz, które ginęły bezimiennie, jest dla mnie satysfakcją. Swojego rodzaju smutną satysfakcją, ale jest.
A jak ważne jest dla Pani, aby tej rzeczywistości obozu, którą Pani przeżyła, opowiedzieć również młodzieży – aby ta wiedziała, co się tam zdarzyło?
Absolutnie nie jest to możliwe. Można opowiadać o tym, jak się przeżyło jeden dzień, ale nie tyle – to były trzy lata. Obóz był każdego dnia inny, a jednak taki sam. Ale zmieniał się w pewnych dziedzinach. Pierwsze miesiące były właściwie szkołą życia, wtedy zagrożenie było największe. Jak powiedział jeden z lagerführerów na powitanie: „tutaj księża mają prawo przeżyć miesiąc, inni dwa miesiące, a ci najsilniejsi pół roku”. Tak to wyglądało i to była prawda.
Co pani pomogło w tych latach, żeby mieć siłę, żeby powiedzieć „przeżyję”?
Niechętnie o tym mówię, bo mogłoby to zostać poczytane za moją agitację lub coś takiego. Ale ja byłam religijnie wychowana i to mi bardzo pomogło w przetrwaniu obozu. Modlitwa, wiara w to, że jednak Bóg mnie nie opuści.
A jak brzmi dzisiaj Pani przesłanie do młodych ludzi, z którymi Pani się spotyka?
Zofia Posmysz: Aby się nie poddawali ideologiom, żeby byli bardzo ostrożni wobec tych haseł wzywających do takiej czy innej opcji politycznej, żeby to sprawdzali, bo najpiękniejsza idea, najbardziej wzniosła może być wykorzystana do zbrodniczych celów, bo młodzież jest spontaniczna i chce wierzyć w wielkość.
Kiedy dziś spotyka się Pani z młodymi Niemcami, jak ich Pani postrzega?
Jak tutaj przyjeżdżam (do Międzynarodowego Centrum Młodzieży – przyp. red.), jest to znowu skok w przeszłość. Kiedyś byłam tutaj - to były moje pierwsze wizyty w tym domu – była tu grupa polsko-niemiecka i tak się świetnie bawili, zabawa i rozmowa. A ja sobie pomyślałam, no proszę bardzo, doczekałam takiego czasu. Ja przypominam sobie, kiedy Niemcy wkroczyli do Krakowa, to byli ładni chłopcy, ci żołnierze wehrmachtu, którzy śpiewali i maszerowali. Miałam wtedy 16 lat, to był 1939 rok i tak sobie wtedy dziecinnie pomyślałam: dlaczego oni tu przyszli jako wrogowie? Dlaczego ja muszę na nich patrzeć jak na wrogów, a oni mnie będą traktować jak „unternmenscha”. Tak sobie pomyślałam wtedy. I teraz, kiedy widzę duże rzesze młodzieży, rozmawiajacej ze sobą bardzo często - zresztą po angielsku - to myślę, że może o to właśnie chodzi. W każdym razie to na mnie działa optymistycznie.
Rozmawiała Alexandra von Nahmen
ZOFIA POSMYSZ – ur. 1923, spędziła w obozie koncentracyjnym Auschwitz trzy lata. Jest pisarką, mieszka w Warszawie.