1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zwyczajny, wschodnioniemiecki rasizm

Volker Witting3 lipca 2008

Wielu cudzoziemców skarży się na dyskryminację we wschodnich Niemczech. Dowodem na istnienie tego problemu jest historia pewnego pastora i jego rodziny.

https://p.dw.com/p/EURN
Ratusz w Rudolstadt i transparent z napisem "Jesteśmy przyjaźni cudzoziemcom"
Ratusz w Rudolstadt i transparent z napisem "Jesteśmy przyjaźni cudzoziemcom"Zdjęcie: DW-TV

Państwo Neuschäfer mogą nareszcie odetchnąć. Od kilku miesięcy mieszkają w zachodnioniemieckim miasteczku Erkelenz. Wcześniej mieszkali w Rudolstadt w Turyngii. Z powodu koloru skóry Miriam Neuschäfer i jej pięcioro dzieci przeżyli tam wiele niemiłych chwil.

- Nie byliśmy akceptowani. Byliśmy tam jak trędowaci, jakby wszyscy ludzie bali się, że się od nas zarażą. Mieliśmy uczucie, że nie mamy prawa żyć - wspomina.

Zdarzało się, że przechodnie opluwali ciemnoskórą matkę z dziećmi. Wyzywano ich od "darmozjadów", "cudzoziemskich świń" czy "czarnuchów".

Matka Miriam Neuschäfer jest wprawdzie Hinduską, ale ona sama wychowała się w zachodnich Niemczech. Po siedmiu latach szykanowania na wschodzie wróciła w rodzinne strony. Przede wszystkim ze względu na dzieci.


Pastor walczy z rasizmem

Miriam Neuschäfer jest Niemką hinduskiego pochodzenia
Miriam Neuschäfer jest Niemką hinduskiego pochodzeniaZdjęcie: DW-TV

Przypadek Miriam Schäfer jest o tyle nietypowy, że jej mąż jest pastorem.

Pastor Neuschäfer, który również pochodzi z Niemiec zachodnich, postanowił stawić czoła dyskryminacji jego rodziny. Zwrócił się o pomoc do mediów. Szykanowanie jego rodziny wyjaśnia dziedzictwem NRD.

W NRD nie było prawie ludzi o innym kolorze skóry. A jeśli już, to przebywali oni w określonych gettach i w określonym celu - np. by pracować na budowie.

- Byli mile widziani tylko, jeśli spełniali ten cel. A poza tym nie byli uważani za pełnowartościowych ludzi - twierdzi pastor Andreas Neuschäfer.

Rudolstadt to urocze małe miasteczko we wschodniej Turyngii. Liczy 25 tys. mieszkańców. Pastor nadal tu pracuje. Tyle, że teraz do domu ma stąd 400 kilometrów. W Rudolstadt organizuje lekcje religii i kieruje biurem ewangelickiego duszpasterstwa szkolnego. Przypadek pastora wywołuje w miasteczku silne kontrowersje. Mało kto chce przyznać się, że panuje tu nieprzyjazna cudzoziemcom atmosfera.

- Zrobiłam właśnie zakupy u cudzoziemca. Nie mam nic przeciwko nim. A pastor przesadza, a właściwie to odbiło mu - mówi jedna z zapytanych na ulicy kobiet.

Inna zapytana skarży się jednak, że w Niemczech jest coraz więcej cudzoziemców i przez to kraj ten traci swoją tożsamość.

- Cudzoziemcom podaje się wszystko na tacy a my dostajemy jakieś ochłapy - kwituje napotkany przechodzień.

Ten „przyjazny obcym“ stosunek znają z doświadczenia handlarze na miejscowym rynku. Farid Ghirbi pochodzi z Tunezji i kursuje między wschodem a zachodem Niemiec.

- Na zachodzie wszystko jest normalne. Ludzie rozmawiają z cudzoziemcami. Gdy przychodzą, usiądziemy razem, wypijemy kawę czy herbatę, pogadamy. Tego tutaj na wschodzie nie ma. Zdarza się nawet, że opluwają nasze kobiety na ulicy! - twierdzi handlarz.


Problem z neofaszystami

Panorama Rudolstadt
Rudolstadt to niewielkie miastecznko w TuryngiiZdjęcie: DW-TV

Sondaże potwierdzają te relacje. Ponad połowa mieszkańców Turyngii uważa, że Niemcy przeżywają zalew cudzoziemców. Kolejnego dowodu dostarczają statystyki policyjne. W pierwszym kwartale tego roku w miasteczku zanotowano 24 przestępstwa o podłożu neofaszystowskim. Burmistrz Rudolstadt znajduje się pod presją i boi się o wizerunek swojego miasta. Twierdzi, że zarówno on jak i radni, urzędnicy ratusza są oburzeni i przerażeni tym, co spotkało rodzinę pastora.

- Zdecydowanie potępiamy wrogość wobec cudzoziemców i rasizm. Robimy wszystko, żeby w Rudolstadt stworzyć przyjazną cudzoziemcom atmosferę. Wiemy, że są z tym kłopoty - mówi Jörg Reichel, burmistrz Rudolstadt.

Ale wśród mieszkańców sprawy rodziny pastora nie traktuje się tak jednoznacznie. Krytykują go nawet kościelni przełożeni. Nie podoba im się, że rodzina duchownego wyjechała na zachód.

- Pastor ponosi szczególną odpowiedzialność. Pastor nie ucieka, lecz stawia czoła problemom, nazywa je po imieniu i wprawia coś w ruch. Gdybyśmy postępowali tak za czasów NRD, gdy obrzucano nas błotem i dyskryminowano - to moglibyśmy poddać się wtedy od razu - twierdzi superintendent ks. Peter Taeger.


Podjąłem decyzję, wyjeżdżam

Pastor Andreas Neuschäfer z rodziną
Pastor Andreas Neuschäfer z rodzinąZdjęcie: DW-TV

Pastor Neuschäfer jest rozczarowany zarówno postawą swoich przełożonych, jak im - jak twierdzi - niewystarczającym poparciem lokalnych polityków.

- Zyczyłbym sobie więcej wrażliwości, na przykład wyraźnego ubolewania, że takie rzeczy miały miejsce. A tego jak dotąd nie było - twierdzi.

Pastor Neuschäfer podjął już decyzję. Wkrótce chce sprzedać mieszkanie własnościowe, wyjechać z Rudolstadt i poszukać pracy gdzie indziej. Przede wszystkim ze względu na dzieci, które nie chcą nic słyszeć o wschodzie Niemiec i Rudolstadt.