Ekspertka: Wyborcza mobilizacja Polonii to wyraz niepokoju
12 października 2023Ponad 600 tys. Polaków mieszkających za granicą zarejestrowało się na wybory parlamentarne, w tym ponad 100 tys. w Niemczech. To rekordowa liczba. Powody tej mobilizacji analizuje w rozmowie z DW dr. Agnieszka Łada-Konefał, wicedyrektorka z Instytutu Spraw Polskich (DPI) w Darmstadt.
DW: W niedzielnych wyborach do Sejmu i Senatu weźmie udział rekordowa liczba Polaków, żyjących za granicą. W Niemczech zarejestrowało się około 100 tysięcy. Z czego wynika tak ogromna mobilizacja Polonii w tym roku?
Agnieszka Łada-Konefał: Ważne jest, żeby dostrzec, iż nie jest to tylko niemiecki fenomen, a dotyczy Polonii na całym świecie. Zainteresowanie wyborami jest duże, mimo że nie prowadzono wśród Polaków za granicą kampanii wyborczej czy profrekwencyjnej. Raczej nikt do nich nie przyjeżdżał i nie zabiegał o głosy i pójście do urn. Moim zdaniem mobilizacja ta wynika z sytuacji w Polsce i zaniepokojenia nią. Polacy, którzy mieszkają za granicą, nadal bardzo interesują się tym, co się dzieje w kraju. Chcą dać wyraz temu, że chcą dla Polski jak najlepiej, chociaż w tym momencie tam nie mieszkają. Sami też tkwią w polaryzacji polskiego społeczeństwa na dwa duże obozy.
Szacuje się, że w Niemczech mieszka ponad milion Polaków, którzy są uprawnieni go głosowania w polskich wyborach. Z tej perspektywy 100 tysięcy zarejestrowanych do głosowania nie wydaje się wcale wielką liczbą…
Moim zdaniem to dużo. Wyborcy za granicą muszą dojechać do lokalu wyborczego, czasem wiele kilometrów, a to jest wyzwanie. Ci, którzy głosują w Polsce mają najczęściej lokal wyborczy na sąsiedniej ulicy i dojście do niego nie jest wyczynem. Polonia musi jednak zainwestować czas oraz pieniądze: kupić bilet, benzynę. Poza tym, za granicą nie ma też takiej atmosfery, która sprzyja mobilizacji do głosowania: że znajomi i sąsiedzi idą głosować, że za rogiem jest lokal wyborczy, spotykam kogoś, kto był na wyborach. W przypadku Polonii udział w głosowaniu to bardziej osobista decyzja.
Polonia nie dała się zniechęcić
Pamiętajmy też, że nie ma możliwości głosowania korespondencyjnego, a rządzący, poprzez wymóg przeliczenia głosów oddanych za granicą w ciągu 24 godzin od zamknięcia lokali wyborczych, mogli w jakiś sposób zniechęcić Polonię. Nie ma ona pewności, że jej głos się będzie liczył. Mimo tego – a może właśnie dlatego – tyle osób się zarejestrowało.
Przy okazji każdych wyborów padają głosy, że Polacy, którzy mieszkają na stałe za granicą, tam płacą podatki, nie powinni jednak głosować. Czy biorąc pod uwagę obecną mobilizację Polonii do wyborów, taka dyskusja ma w ogóle sens?
W dzisiejszym świecie dostęp do informacji jest tak duży, że nie trzeba mieszkać w Polsce na co dzień, aby wiedzieć, co się tam dzieje i być zaangażowanym. Ale oczywiście racjonalne są niektóre argumenty, które kwestionują prawo głosu tych, którzy od pokoleń żyją za granicą i nie zamierzają wracać do Polski. Ale nie w każdym przypadku tak jest. Każdy obywatel Polski powinien mieć prawa wyborcze. Należy pamiętać, że wielu głosujących to osoby, które niedawno wyjechały z Polski i nie można wykluczyć, że nie wrócą. Oni, ich dzieci mają bardzo bliskie relacje z Polską i też kształtują polską rzeczywistość.
Czy za granicą bardziej zmobilizowani wydają się wyborcy opozycji czy obozu rządzącego?
Myślę, że większą motywacje mają wyborcy opozycji. Są to osoby, które chcą zmian, nie podoba im się to, jak Polska obecnie funkcjonuje i dotyczy to ich osobiście albo ich bliskich w kraju. Także w poprzednich wyborach wzrost frekwencji wynikał z mobilizacji zwolenników opozycji. Ale oczywiście do momentu zakończenia głosowania, jest to tylko spekulacja.
Szkodliwa antyniemiecka retoryka
Jakie tematy polskiej kampanii wyborczej najbardziej interesują Polaków za granicą?
Na pewno nie są to tematy, które najbardziej obchodzą i dotyczą wyborców w Polsce, jak inflacja, opieka zdrowotna i bezpieczeństwo. Myślę, że dla Polonii kluczowy jest temat praworządności oraz bycia w Unii Europejskiej. Wielu polskich obywateli za granicą korzysta właśnie na tym, że istnieje Unia Europejska. Podważanie zasad unijnych, faktu, że Polska korzysta na obecności w UE, że chcemy być odpowiedzialnym członkiem Wspólnoty, a nie takim, który tylko wybiera sobie to, co mu się podoba – to ma centralne znaczenie dla Polonii.
A czy antyniemiecka retoryka w kampanii odgrywa jakąś rolę jeżeli chodzi o wyborczą mobilizację Polaków w Niemczech?
Na pewno tu świadomość tej kampanii jest większa, niż wśród Polonii w innych krajach, a nawet wśród wyborców w samej Polsce. Oczywiście słyszą oni tę retorykę, ale nie są tak bardzo świadomi jej szkodliwości, jak Polacy w Niemczech. Na pewno jest to zatem mobilizujące.
A jak niemiecka opinia publiczna patrzy na wybory w Polsce? Czy w tym roku zainteresowanie jest większe niż zazwyczaj?
Absolutnie. Mogę to potwierdzić na przykładzie własnym i Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich. Dostajemy bardzo dużo zapytań od niemieckich mediów – nie tylko od dużych redakcji, ale także mniejszych, regionalnych. Wiele mediów, które mają już stałych korespondentów w Polsce, wysłały dodatkowych dziennikarzy na czas wyborów i po wyborach. Także politycy niemieccy uważnie śledzą sytuację, chcą wiedzieć przede wszystkim, co wynik polskich wyborów może oznaczać dla Europy i stosunków polsko-niemieckich. Fundacje, instytucje naukowe organizują bardzo dużo wydarzeń, poświęconych wyborom w Polsce.
Niemieccy komentatorzy często opisują polskie wybory słowem Schicksalswahl, które nie ma odpowiednika w języku polskim, a oznacza o wybór, który przesądzi o losach kraju. Jak to interpretować?
Chodzi o wybór kierunku, w jakim pójdzie Polska: czy będzie krajem proeuropejskim czy bardzo euroscepytcznym, otwartym czy zamkniętym, konstruktywnym członkiem UE czy skoncentrowanym tylko na własny interesie. Tak mówią o tym zresztą politycy głównych partii politycznych w Polsce i eksperci, a w Niemczech się to podchwytuje. Wydaje się to bardzo górnolotne, ale nie ma w przesady w tym, że to będą bardzo ważne wybory.
W Polsce PiS oskarża Niemcy o próby ingerowania w kampanię i wybory, tymczasem niemieccy politycy niemal nie reagują na te szarże. Skąd ten paradoks?
Niemieccy politycy nie chcą się wypowiadać i bardzo uważają, by nie mieszać się w polskie sprawy wewnętrzne i kampanię wyborczą. Jest jednak nastrój wyczekiwania: co się wydarzy, jakie będzie to miało skutki dla relacji polsko-niemieckich i dla Europy. Dlatego też w stosunkach polsko-niemieckich jest teraz zastój. Nie chce się dawać argumentów żadnej ze stron czy też ryzykować wykorzystania w kampanii.
Berlin czeka na koniec kampanii
Jednocześnie Berlin ma cichą nadzieję, że władze przejmą osoby bardziej konstruktywne i nastawione na współpracę, a Polska opowie się po stronie europejskiej. Ale nawet jeżeli nadal będzie rządzić Prawo i Sprawiedliwość, być może w koalicji z Konfederacją, to wreszcie kampania się skończy, będzie z kim rozmawiać, a wypowiedzi czy działania Niemiec nie wywołają oskarżeń o ingerencje w wewnętrzne sprawy polskie.
Są obawy, że będzie „polexit”?
W programach wyborczych PiS tego nie znajdziemy, jest nawet napisane, że czujemy się częścią Europy. Nie znajdziemy też tego w oficjalnych wypowiedziach. Są raczej zapewnienia, że nie wyprowadzimy Polski z UE. Ale trzeba brać pod uwagę dwie kwestie. Po pierwsze, już jesteśmy poza zasadami UE, skoro nie przestrzegamy pewnych reguł, jak na przykład dotyczących praworządności. Pogłębianie tego stanu powoduje faktyczną, stopniową samoizolację Polski. Po drugie, ważne jest, co mówią bliscy PiS publicyści. Jeżeli sprzyjający władzy tygodnik „Do Rzeczy” publikuje tuż przed wyborami numer z okładką, która mówi wprost, że trzeba wyjść z UE, to jest to bardzo mocny przekaz. Nasuwają się pytania, kto i co chciał przez to osiągnąć? Na ile jest to pogląd władzy, którego nie wypada jej wyrazić, a na ile to presja na władze? Ale generalnie to, że takie głosy już padają, pokazuje, iż nie wolno tego bagatelizować. Pamiętajmy, że Wielkiej Brytanii celem ogłaszania referendum nie było wyjście z UE. Raczej chodziło o uspokojenie nastrojów. Ale wszystko wymknęło się spod kontroli. Przez to, że przez lata sączony był sceptycyzm wobec UE, przygotowany został grunt pod kampanię populistów. W Polsce dzieje się podobnie: grunt jest już całkiem dobrze ubijany.
Rozmawiała Anna Widzyk