Śnieżki w Davos
28 stycznia 2010Kogo tu nie będzie: prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, prezydent Brazylii, Luiz Inacio Lula da Silva i szef Deutsche Banku, Josef Ackermann, by wymienić tylko niektórych z gości. Główny temat jest jasny – skutki kryzysu finansowego i gospodarczego. Ale na pewno mówić się będzie też o tragicznym trzęsieniu ziemi w Haiti. Motto przedłużonego, 40. z kolei weekendu brzmi: "Poprawić losy świata: przemyśleć, zmienić, odnowić". Na sobotę antyglobaliści zapowiedzieli demonstrację, ale w Bazylei.
Ryzyko i boom
Na początku uczestnicy spotkania omawiać będą ryzyko, związane z nierównomiernym uzdrowieniem gospodarki światowej, napędzanej boomem w Chinach i wyhamowanym wysokim bezrobociem w licznych najbardziej rozwiniętych krajach świata. Mimo utrzymującego się bezrobocia rządy wielu potęg gospodarczych musiały stopniowo wycofywać się z zakrojonej na szeroką skalę pomocy dla banków i programów na rzecz wzrostu koniunktury.
Koniec starego świata
"Chiny nie mogą być same motorem globalnego wzrostu gospodarczego", ostrzega Nouriel Roubini, profesor z dziedziny finansów na Uniwersytecie New York Roubini zdobył markę jako ten, który przewidział aktualny kryzys. W pierwszym półroczu uważa, że będziemy odczuwać jeszcze skutki pomocy państwowej. "W drugiej będziemy świadkami upadku USA, Europy i Japonii", uważa naukowiec, który zyskał na skutek czarnowidztwa pseudonim «Dr. Doom» (dr Katastrofa).
Narodziny nowego?
A życie? 4 na 5 firm optymistycznie spoglądają na rok 2010, wynika z badań firmy konsultingowej PriceWaterhouseCoopers, przeprowadzonych wśród prawie 1200 szefów wielkich firm w 52 państwach. 31 procent z nich uważa, że sytuacja na ten rok jest "bardzo optymistyczna". Najbardziej optymistyczne są nowe rynki, jak Chiny, Indie i Brazylia, stwierdza PriceWaterhouseCoopers. Dotyczy to też rozwoju rynku pracy. Wprawdzie 40 procent szefów firm planuje wzrost zatrudnienia, ale sytuacja w 52 państwach, będących przedmiotem badań, jest bardzo różna.
Bradley Klapper /Jan Kowalski
red. odp.:Jan Nowak