Świat po Auschwitz
16 sierpnia 2007Nowy film Roberta Thalheima trzeba nie tylko zobaczyć. Jest to film także wart obejrzenia. Jego akcja rozgrywa się w Oświęcimiu-Auschwitz, co nikogo odstraszać nie powinno. Film jest odważny, cichy i dowcipny w lapidarnych dialogach. Jego leitmotywem jest piosenka Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. A świat w Oświęcimiu-Auschwitz – co dobitnie pokazuje obraz Roberta Thalheima, jest zaiste dziwny.
Reżyser opowiada w nim historię opartą na własnych obserwacjach poczynionych pod koniec lat 90tych, kiedy jako wolontariusz z Akcji Znaków Pokuty/Służb dla Pokoju pojechał tam, bo nie chciał być w wojsku. Bohater filmu, Sven, trafia do Auschwitz tylko dla tego, bo nie wypaliła mu służba cywilna w Amsterdamie. Robert Thalheim wybrał Oświęcim świadomie. – Ja pojechałem tam z własnej woli. Kierowałem się idealizmem. Chciałem ratować świat. Nie byłem tak cichy jak Sven. Ale potem ucichłem pod nawałem pytań, na które poszukiwałem odpowiedzi. Mój bohater od samego początku tchnie spokojem, powoli odnajduje się w nowym miejscu, słucha z uwagą, obserwuje. Dzięki temu osoby, które spotyka w Oświęcimiu, jak były więzień Stanisław Krzemiński, którym się opiekuje, nabierają szczególnej wyrazistości. On dodaje im blasku.-
Film Roberta Thalheima opowiada o tym, jak trudno jest sobie radzić Polakom i Niemcom z przeszłością. Straszliwe zbrodnie Auswitz nie są wprawdzie bezpośrednio pokazane, ale film je bardzo głęboko dotyka. – Nie chciałem pokazywać historii. Znamy ją z wielu bardzo dobrych filmów dokumentalnych. Kto raz zobaczył zdjęcia nakręcone po wyzwoleniu Ausschwitz, nigdy ich nie zapomni. Mnie chodziło o to, aby pokazać, jak historia oddziałuje na życie codzienne w tamtym miejscu, czym jest dla młodych Niemców i Polaków, którzy są w Oświęcimiu? Co znaczy dla młodego Niemca, który pracuje na terenie obozu zagłady, spotkanie z polską rówieśniczką, w której się zakochuje? I co oni oboje przeżywają i jakie to ich spotkanie ma przyszłość?-
Ryszard Ronczewski, znakomity odtwórca roli gburowatego Stanisława Krzemińskiego, którym opiekuje się Sven, wielki walor filmu Thalheima dostrzega w tym, że reżyser niczego nie komentuje.- Mnie się wydaje, że to jest wielka zaleta tego filmu, że refleksja jest pozostawiona widzom. To wszystko jest to, co ja nazywam „Czas świata po Oświęcimiu”. Na przykład ta ignorancja tych młodych, którzy pytają, a co wyście jedli? Ja mówię, wszystko, trawa między barakami była wyżarta. A co z numerem? Taki wyblakły? No, nie miałem okazji go odświeżyć. Ale Krzemiński, postać, którą gram, nie komentuje tego.-
Reżyser filmu „A potem nadejdą turyści” spotykał się ostatnio prawie codziennie po pokazach swego filmu z niemiecką publicznością. Jej reakcje na film są entuzjastyczne podobnie jak ocena niemieckich krytyków filmowych. - Moi rozmówcy chwalą, że podjąłem się tego tematu z dzisiejszej perspektywy. Inni zastanawiają się na głos, czy mój film sprostał wymaganiom tej strasznej niemieckiej historii? Czy w ogóle wolno jest w takim kontekście opowiadać o historii miłosnej? Czy film wyraźnie mówi o zagładzie Żydów? Ale i w tym temacie nie ma dosłowności. O szczegółach informują inne filmy. To nie znaczy, że mnie to nie obchodzi. Ja mam nadzieję, że uda mi się moim filmem zachęcić do głębszego zainteresowania historią. To nie jest finalny film o Auschwitz. To jest film, który koncentruje się na Polakach i Niemcach w tym miejscu.-
Aby zrozumieć, dlaczego Robertowi Thalheimowi udało się z niezwykłą lekkością opowiedzieć o dniu codziennym Oświęcimia, trzeba przyjrzeć się doświadczeniom, jakie tam poczynił w czasie swego wolontariatu w latach 90tych. Nie ograniczały się one tylko do – jak mówi-„straszliwej niemieckiej historii”. – Zacząłem odkrywać wtedy także Polskę. Dzięki filmom Andrzeja Wajdy, Kieślowskiego, Zanussiego poznałem całe bogactwo polskiej kultury, w Niemczech nieznanej. To wywarło duży wpływ na moje życie. Wielu ludzi z Oświęcimia stało się moimi przyjaciółmi. Dla mnie poruszanie się w kulturze polskiej i niemieckiej jest czymś oczywistym. –
Robert Thalheim pragnie, aby jego film trafił do kin w Polsce.- Premiera filmu odbędzie się w Warszawie w październiku. Bardzo ciekaw jestem reakcji publiczności. Ogromnie chciałbym, żeby wyświetlany był w polskich kinach, bo wtedy będę mógł nawiązać dialog z polską publicznością.
Ryszard Ronczewski uważa, że film powinien wejść także na polskie ekrany.- W Polsce powinien być dlatego obejrzany, żeby pokazać, że jest jakieś duże spektrum ludzi, bo tam na przykład jest taki epizod malutki, kiedy my siedzimy z moimi jakimiś kolegami, i ja mówię do Svena : nie masz zegarka? Nie mam. Ja odzywam się po polsku: Patrzcie, Niemiec bez zegarka. I to wywołuje taki rechot zadowolenia wśród tych starszych Polaków. Ale również widzimy tych młodych Niemców, którzy wypytują mnie: dobra, co z tym numerem Pańskim, a co wyście jedli?. Oni trochę tego słuchają, oni po prostu chcą wiedzieć. Należy się wiedza o zwykłych ludziach, którzy przeszli Oświęcim i dziś potrafią spokojnie o tym mówić. Ta widza należy się także widzom w Polsce.-