Berlinale: Przynajmniej handel dobry
18 lutego 2010W pierwszych dniach targi filmowe European Film Market (EPM) odwiedziło rekordowe 40 tysięcy osób. Byli wśród nich wystawcy z 48 krajów, głównie z USA i zachodniej Europy. Przyjechało także kilkunastu polskich producentów. (EFM) uchodzi za barometr popularności filmów za granicą oraz świetną okazją do dystrybucji.
Siedem polskich filmów
Na EFM zaprezentowało się w ramach profesjonalnych pokazów dla fachowej publiczności siedem polskich filmów : "Wszystko, co kocham", "Mała, wielka miłość", "Balladyna" i "Rewers" oraz "Trick", "Świnki" i "Moja krew".
Większość z nich to produkcje wspierane przez Telewizję Polską, Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF) oraz Stowarzyszenie Filmowców. Te instytucje występują na targach wspólnie na jednym stoisku w Martin Gropius Bau. Szef PISF Maciej Karpiński podkreśla, że filmy z Polski cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem dystrybutorów z całego świata, co jak uważa "wynika z coraz lepszej kondycji polskiej kinematografii po zmianie ustawy przed trzema laty".
Berlin się opłaca
Polacy dzielą około 100-metrowe stanowisko z Czechami, Słowenią i Słowacją. Organizatorzy podkreślają, że mała powierzchnia wystarcza, bo większość spotkań odbywa się w innych miejscach. Niektórzy producenci są jednak innego zdania. "Dobrze byłoby, gdyby polskie stoisko było bardziej reprezentacyjne i trochę większe", przyznał Eric Stępniewski, producent filmu "Trick". Dodał, że jest na targach EFM po raz pierwszy, jednak "były one bardzo owocne".
Stępniewskiemu udało się sprzedać wyprodukowany film do Japonii oraz Chin (tam jednak o sprzedaży ostatecznie zdecyduje cenzura, która musi film zatwierdzić). Producent "Tricka" prowadził też rozmowy z dystrybutowami innych krajów i będzie je kontynuował. Także inni polscy producenci są zadowoleni, pomimo, że rodzime produkcje nie znalazły się w festiwalowych kategoriach Berlinale. Większość twierdziła otwarcie, że niezależnie od festiwalu "na targach w Berlinie opłaca się być".
Szansa dla młodych
Także Jan Dworak, producent filmu "Wszystko, co kocham" uważa, że Berlin stał się dla polskiej branży filmowej ważnym miejscem. Według niego "Te targi są atrakcyjne, bo Berlin jest tak blisko". "Dla artystów i autorów nie jest bez znaczenia, że z Warszawy do Berlina można przyjechać pociągiem w pięć godzin i za pieniądze, na które stać również młodych filmowców", dodał Dworak.
Polscy goście targów EFM podkreślają, że fachowe pokazy chętnie wykorzystują też do "obserwowania profesjonalnej publiczności oraz do zdobywania doświadczeń w festiwalowej machinie". "Wprawdzie mamy dziś już młode pokolenie filmowców, którzy są pozbawieni wszelkich kompleksów, ale poruszania się po międzynarodowych targach i festiwalach trzeba się jeszcze uczyć. W Berlinie ma się ku temu świetną okazję", powiedział Dworak.
Zagraniczna ofensywa
W ramach targów filmowych (EFM) od kilku lat odbywają się również tzw. filmowe targi kooperacyjne (CoProMarket). Także tam Polacy nawiązują kontakty, które służą międzynarodowym koprodukcjom.
Polscy filmowcy uwypuklają pozytywny wpływ zmiany ustawy o kinematografii, przez co poprawiły się szanse współpracy z zagranicznymi filmowcami. "Ta międzynarodowa wymiana jest ważna, bo polskie filmy wprawdzie świetnie się dziś sprzedają w kraju, ale mam wrażenie, że czasem brak im przełożenia na zagranicę i proces docierania do obcego widza jeszcze wymaga czasu", zauważył Maciej Karpiński, szef PISF.
Kryzys nie straszny
Organizatorzy filmowych targów na Berlinale przyznali, że kino kryzysu nie odczuło. Niemieckie kina sprzedały 146 milionów biletów i odwiedziło je w ubiegłym roku o 13 procent więcej widzów, niż w 2008. Natomiast zyski były jeszcze większe, bo sięgając prawie miliarda euro wzrosły o 23 procent.
Mimo dobrej passy dla branży filmowej, w ubiegłym roku 170 kin zakończyło w Niemczech działalność. Otwarto natomiast tylko 94 nowe, gdzie można oglądać filmy. Tym samym w Niemczech jest obecnie 976 kin. Trend do ich zamykania utrzymuje się w Niemczech od 2006 roku.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp. Iwona Metzner