Bułgarskich Romów niezmiennie ciągnie do Niemiec
4 czerwca 201530-letni Borys* mieszka jeszcze w Bułgarii, za to prawie wszyscy jego krewni już od dawna w Koblencji. Większość Romów emigrujących z Widynia, miasta w północno-zachodniej Bułgarii, wybiera właśnie Koblencję nad Renem. Pierwsze rodziny wyjechały do Niemiec już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku.
Dziś między osadą romską w Bułgarii a Koblencją kursują dwa minibusy, trzy razy w tygodniu. Nie obowiązuje ich stały rozkład jazdy, nie mają żadnego oficjalnego przystanku. Pasażerowie zbierają się w kawiarni Georgi*. Za przejazd płacą 80 euro. Dodatkowa usługa polega na tym, że wieczorem odbiera się bagaż a rano pasażera spod domu.
Bez znajomości nie ma biletu
Kierowcy nie zabierają żadnych nieznajomych ani pasażerów, których nikt w Koblencji nie odbierze, "ponieważ niemieckie władze bardzo nieufnie podchodzą do naszych minibusów i drobiazgowo je kontrolują", mówi jeden z kierowców. Dlatego w żadnym wypadku nie dopuści, aby do jego pojazdu wsiedli handlarze narkotyków albo sutenerzy.
Za każdego pasażera musi poręczyć ktoś, kto już mieszka w Koblencji. – Jest to też niezwykle ważne dla pasażerów - uważa Borys - bo w Niemczech nasi ludzie są i tak bezradni. Potrzebują kogoś, kto zapoznałby ich z obowiązującymi tu przepisami.
Słowo ‘Gesetz’ (niem. przepis, ustawa) raz po raz pada w rozmowie na temat Niemiec. Romowie rozumieją pod tym pojęciem coś w rodzaju „way of life”. Znajomość niemieckich przepisów pomaga im w ułożeniu sobie spokojnego życia. Wiadomo na przykład, że w ich dzielnicy śmieci odbiera się we czwartki, że żona jest czymś więcej niż tylko pomocą domową a nowe życie zaczyna się dopiero po uzyskaniu meldunku.
- Zanim się wszystkiego nie wyjaśni, nie ma mowy o wpuszczeniu pasażerów do minibusa – zapewnia kierowca. - A, gdy już wszystko jest jasne, podwożę ich pod wskazany adres w Koblencji.
Ponad 60 procent Romów już wyjechało
Nie ma oficjalnych statystyk na temat Romów, którzy wyjechali do Niemiec. Taką prowizoryczną listę prowadzi właściciel kawiarni Georgi. – Trzystu mieszkańców osady już mieszka w Koblencji – mówi - a 200 w Kolonii. Przedsiębiorstwo energetyczne w Widyniu ma w osadzie 900 klientów.
Borys wylicza: wyemigrowało 60-70 procent Romów. Ale nie wszyscy do Niemiec. - Kobiety opiekują się seniorami we Włoszech. Wielu Romów mieszka teraz w Anglii i Finlandii. Inni pracują na plantacjach w Hiszpanii i Grecji. - Jak przez miesiąc będziesz zrywać pomarańcze, przeżyjesz zimę – zapewnia Borys.
On sam znalazł się jakby na rozdrożu: nie wie, czy zostać, czy też przenieść się do Koblencji. – Tam przynajmniej znajdę jakąś godziwą pracę – mruczy pod nosem. Taka decyzja nie przychodzi mu łatwo. Za Widyniem przemawia już choćby to, że nie czuje się tu obco, że ma pracę i dwupiętrowy, nieźle wyposażony dom: z lodówką, zamrażarką, pralką, telewizorem plazmowym i parkietem. Ale niepokoi go wzrost bezrobocia w Widyniu. W ubiegłym roku wyniosło ono 23 procent. Tylko w marcu tego roku pracę straciło 600 osób: sprzątaczki, szwaczki i robotnicy w fabryce chemicznej.
W osadzie Romów jakość życia jest kiepska. Od miasta dzieli ich mur. Córka Borysa musi nadrabiać drogi, żeby dotrzeć do szkoły.
Z Koblencji przez Kolonię do Frankfurtu nad Menem
Romowie z Koblencji wiedzą, jak poprawić sobie byt. Ten, kto się sprawdził jako robotnik, opowiadają ludzie z Widynia, przenosi się do Kolonii, gdzie posyła dzieci do szkoły. - One i tak mówią już tylko po niemiecku. Nie znają ani bułgarskiego, ani też romani. A ci, którym się powiodło w życiu, udają się w dalszą drogę do Frankfurtu nad Menem.
Jedną nogą za granicą
W małym markecie przy rynku wyłożono zeszyt dla tych, którzy żywność kupują "na krechę". – Jeszcze nie minęła połowa miesiąca a zeszyt jest już pełny. Na kredyt mogą kupować tylko ci, którzy mają krewnych za granicą – wyjaśnia sprzedawczyni.
- Żeby dostać w Niemczech dobrą pracę, trzeba mieć prawo jazdy albo być budowlańcem – opowiadają starzy Romowie. Wtedy starczy na budową domu w Widyniu. – Tak to wygląda: w Niemczech się zarabia a pieniądze wydaje w Bułgarii. Domy w osadzie? Wszystkie zbudowano za pieniądze z Niemiec”
*Imiona rozmówców zmienione przez redakcję.
Tatjana Vachsberg / Iwona D. Metzner