Byrt: wszystkim powinno zależeć na rozwiązaniu pata
22 listopada 2017DW: Niemcy przechodzą polityczny kryzys, w Berlinie wciąż nie ma nowego rządu i nie wiadomo, kiedy powstanie. Czy Niemcy przestały być kotwicą stabilności?
Andrzej Byrt: Nie, to byłoby przedwczesne i nieuzasadnione domniemanie. Powstała trudna sytuacja w momencie prowadzenia rozmów koalicyjnych, ale jestem daleki od twierdzenia, że to tworzy zagrożenie dla stabilności Europy, jeszcze nie. Przedwczesnym byłoby też sugerowanie, że mamy do czynienia z sytuacją grożącą reperkusjami w relacjach między Niemcami a sąsiadami.
DW: Angela Merkel nie wszędzie w Europie budzi pozytywne odczucia. Niektórzy mogą się cieszyć z jej problemów…
Jak zwykle w tego typu sytuacjach, nazwijmy je delikatnie - krytycznych, opinie zewnętrznych obserwatorów uzależnione są od ich pryncypialnego stosunku do państwa, na którego sytuację spoglądają. Ci, którzy są życzliwie nastawieni i rozumieją znaczenie wzajemnych relacji, zapewne trzymają kciuki, aby ten impas, który powstał, został przełamany. Ci zaś, którzy nie lubią jakiegoś państwa czy polityka, być może odczuwają z takiej sytuacji, jak to się mówi po niemiecku, Schadenfreude, czyli radość z cudzych kłopotów. O takich ludziach czy państwach nie chciałbym rozmawiać, bo to jest rodzaj pewnej aberracji. Porozmawiajmy raczej o tych, którzy spoglądając praktycznie na mapę Europy, maja świadomość politycznego i gospodarczego znaczenia Niemiec.
DW: A jakie konsekwencje dla polskiej polityki może mieć ta patowa sytuacja w Niemczech?
Ona jest patowa, ale nie zmienia zasad funkcjonowania rządów. Politycy, ministrowie wykonują swoje obowiązki. Oczywiście teraz trudno byłoby mówić o podejmowaniu jakichś przełomowych inicjatyw. Musimy czekać spokojne, aż negocjatorzy z poszczególnych niemieckich partii przemyślą sytuację i będą starali się znaleźć rozwiązanie pragmatyczne. Mnie się wydaje, że jest ono realne, aktualna konstytucja niemiecka pozwala takie rozwiązanie znaleźć. Twórcy konstytucji RFN wyciągnęli wnioski z historii Republiki Weimarskiej, gdzie następowały bardzo częste zmiany rządów albo były kłopoty z ich formowaniem i utrzymaniem. Dlatego przewidzieli kilka kroków, które są de facto przypisane prezydentowi.
DW: Ten niemiecki kryzys przychodzi w nienajlepszym momencie dla Unii Europejskiej…
Żaden kryzys dla nikogo nie jest pozytywny. W samych Niemczech ta sytuacja jest dużym kontrastem do tradycji dość sprawnego formułowania rządów, to, co dzieje się teraz, zdarza się po raz pierwszy. Z kolei Europa jest w sytuacji rodzących się w różnych państwach tendencji populistycznych, wobec tego wszyscy, a na pewno Polska, powinni życzyć sobie, aby prezydent RFN, w którego rękach spoczywają kolejne decyzje, zechciał je wykorzystać w sposób konstruktywny tak, aby przywołać partie polityczne do negocjacji.
DW: A jak w praktyce dyplomatycznej wygląda współpraca z krajem, który nie ma właściwego rządu?
Mam przed oczami sytuację, którą sam przeżyłem w Brukseli w 1991 roku, kiedy toczyły się negocjacje w sprawie stowarzyszenia Polski z UE. Umowę miał podpisywać pan premier Bielecki, ale ze względu na niestabilną sytuację polityczną w Polsce podał się do dymisji. Do podpisania umowy przyjechał jego zastępca, ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz, który podpisał dokument razem z ministrem Krzysztofem Skubiszewskim. Taka kluczowa umowa, jak umowa stowarzyszeniowa, została podpisana. Więc zobowiązania, które zostały zaciągnięte, będą na pewno realizowane. Natomiast Niemcy nie mogą występować z jakąś nową ważną inicjatywą, bo rzeczywisty rząd ma zarządzać sprawami, które są w toku, ale nie dokonywać przełomów.
Rozmawiał Wojciech Szymański
Andrzej Byrt – polski dyplomata, były ambasador RP w Niemczech i Francji.