Były nazista: Salafizm jest też atrakcyjny
20 września 2015Kiedy Karl (imię zmienione) zapowiedział, że chce się wycofać z paramilitarnego ugrupowania neonazistowskiego, wokół którego obracało się jego całe życie, otrzymał SMS z wiadomością: „Dopadniemy cię”. Ta groźba pod jego adresem za to, że powiedział, że mogą go pocałować... Teraz ma rodzinę. - Zacząłem zastanawiać się nad tym, co robię, kiedy moja żona zaszła w ciążę. Do tamtego czasu żyłem w zupełnie innym świecie - mówi.
W skrajnie prawicowej grupie „Kosmos Prawicowego Ekstremizmu” Karl należał do kadry kierowniczej. Był zajęty przez cały dzień. Prowadził szkolenia polityczne, uczył sztuki walki, czasami ćwiczył posługiwanie się bronią i materiałami wybuchowymi. Grupa żyła z różnego rodzaju "działalności gospodarczej" i handlu w środowisku skrajnie prawicowym: nadrukami na tekstyliach i płytami kompaktowymi i z przemytu broni. Życie Karla było naznaczone przemocą skierowaną przeciwko policji, mniejszościom i inaczej myślącym. A teraz ten SMS: „Dopadniemy cię”. Karl przyznaje, że nie doceniał swoich kumpli. A przecież powinien pamiętać, że w tym środowisku tak właśnie postępuje się wobec tych, którzy chcą zerwać z grupą. „Sam prześladowałem takich ludzi ja”, mówi.
„Próbowali mnie potem zastrzelić”
Karl nie tylko nie chce wyjawić, jak się nazywa. Nie chce też, żeby go fotografować. Spotykamy się w restauracji – ale daleko od miejsca, gdzie obecnie mieszka i daleko od miejsca, gdzie żył w przeszłości. Siadamy niedaleko drzwi. Karl zmienił krzesło. Nie lubi siedzieć plecami do drzwi. Opowiada, że już sześć lat temu próbował wyjść ze środowiska zmieniając miejsce zamieszkania. Ale koledzy czatowali na niego pewnego dnia, kiedy robił zakupy i próbowali zadźgać go nożem. Mężczyzna spędził dwa tygodnie w szpitalu. – Wtedy zrozumiałem, że wycofanie się z grupy nie jest takie proste - przyznaje.
Karl przeprowadził się ponownie. Któregoś dnia jego dawni kumple zapukali do drzwi. – Próbowali mnie zastrzelić – wspomina. Jeden celował w moją głowę. Ale stał plecami do schodów, więc Karl go zepchnął. Kula zamiast utkwić w jego głowie przestrzeliła drzwi wejściowe do mieszkania, opowiada i z trudem przełyka ślinę. – Muszę się czegoś napić – mówi po długiej chwili milczenia.
„Chcę być człowiekiem a nie neonazistą”
Karl mógł się wtedy bronić. – Miałem broń – przyznaje. Ale nie chciał znów ubiegać się do przemocy. Żeby chronić swoich bliskich, udał się zamiast tego na policję – dotychczas swego największego wroga. Natknął się na policjanta, który był właśnie przed emeryturą. - Okazał mi zrozumienie – mówi Karl. Dlaczego? – nie wie.
Pierwszy projekt dla takich, jak on, którzy chcieliby zmienić swoje życie, odmówił mu wsparcia. – Nie uwierzono mi, że myślę o tym poważnie. Potem zajęła się nim inna, podobna inicjatywa, ale w innym kraju związkowym - „Nina” w Nadrenii Północnej-Westfalii.
W ciągu niespełna 24 godzin Karl znalazł się kilkaset kilometrów od dawnego miejsca zamieszkania. – Wziąłem tylko plecak, żonę i dziecko – byłem nikim, niczym – mówi. Bardzo mu pomogło, że pracownicy programu „Nina” potraktowali go „jak człowieka a nie neonazistę”. Dzięki ich pomocy Karl mógł poznać, co sam zgotował innym ludziom i jak do tego doszło. Wspomnienia o tych ludziach, wstyd i poczucie winy nękają go jeszcze dzisiaj.
Coraz więcej przemocy – „nigdy na dole”
Karl dużo rozmyślał nad tym, jak stał się tak brutalny. – Kiedy po raz pierwszy widziałem, jak ktoś bije kogoś po twarzy, aż mu krew leje się z nosa, było to straszliwe - opowiada. Ale im częściej to oglądał, tym bardziej przyzwyczajał się do przemocy. - Któregoś dnia sam zacząłem zadawać gwałt i noszono mnie za to na rękach. Ten człowiek, którego pobiłem, już się nie podniósł z ziemi, co innym się spodobało. Karl zrozumiał, że w tym przypadku działa prosta zasada - uznanie. Otrzymywał je bez końca. Podobało mu się to. Wtedy nie miał wątpliwości co do tego, że lepiej dla niego samego jest, gdy inni są na dole, a on na górze. – Nie chciałem już nigdy być na dole – mówi. Teraz Karl wie, że za to, co przytrafiło mu się w dzieciństwie, karał tych, którzy nie ponosili za to żadnej winy. Pamięta, jak mając 10 lat trafił do sierocińca i musiał tam toczyć walki o wpływy. To tam nauczył się stosować przemoc i stał się odludkiem. W szkole nawet dobrze się uczył: także podczas nauki zawodu uzyskał bardzo dobre oceny. Ale kiedy nie został zatrudniony przez firmę, „zaczął spadać”. Został bezdomny.
Ten „cały nazistowski alfabet”
Pewien znajomy wziął go z ulicy do siebie, dał mu coś do jedzenia i pieniądze. Znajomy ten miał skrajnie prawicowe poglądy, ale dla Karla nie miało to znaczenia. – On się mną zajął – podkreśla. Podobnie było ze skrajnie prawicową grupą, do której wciągnął go znajomy. – Nikt go o nic nie pytał. Oni mnie zaakceptowali takim, jakim jestem i zaproponowali, że będą się ze mną przyjaźnić i kumplować.
Karl opowiada, że skrajnie prawicowa ideologia pomogła mu „znaleźć winnych za jego osobiste problemy”. Od razu przejął tę retorykę: „Straciłem pracę, a cudzoziemcy nie”, i cały „nazistowski alfabet” od rasizmu, kłamstwa o Holocauście i antysemityzmu po „całkowitą nienawiść”.
Kiedy go pytam, jakie cele miała grupa, do której należał, odpowiada, że „takie same jak NSDAP”. - Dokonanie przemocą puczu, zniszczenie wszystkiego, co ma do czynienia z demokracją – tłumaczy.
Terror NSU - wielu o tym myśli
Kiedy w roku 2011 ujawniono grupę NSU tzw. Narodowosocjalistyczne Podziemie, która dokonała dziesięciu morderstw, także z użyciem materiałów wybuchowych na uczęszczanej przez przechodniów ulicy Keupstrasse w Kolonii, Karla to nie zdziwiło. W skrajnie prawicowym środowisku poznał ludzi, którzy nosili się z myślami, żeby zabić wielu ludzi, dokonywać zamachów. – Sam się nosiłem z takimi myślami – przyznaje. Empatii z możliwymi ofiarami Karl wtedy nie odczuwał. – Ludzi, którzy cierpieli z mojego powodu, nie postrzegałem jako ludzi – mówi Karl i długo milczy zanim powie, że dla niego „była to szumowina, robactwo, śmieci”.
Mężczyzna ostrzega przed niedocenianiem potencjału agresywności tej sceny, silnej i mającej szeroką międzynarodową siatkę kontaktów. – Rosja, Polska, Bułgaria, Holandia, Francja, Szwecja czy Dania, dosłownie wszędzie niemieccy neonaziści przyjmowani są z otwartymi ramionami i bardzo chwaleni – mówi Karl. – To jest niesamowite uczucie - dodaje.
Pytam go, czy nie zauważa, że wygląda to też na bratanie się ze znienawidzonymi cudzoziemcami? Karl odpowiada, że jest to „typowy oportunizm w tym środowisku”. – Na ulicy krzyczą „Niemcy dla Niemców”. A jak są w Rosji mówią o „braciach walczących na froncie wschodnim” albo o „walce o Europę ojczyzn”. A kiedy wracają, szydzą z gospodarzy, wspomina Karl.
Scena salafitów: bardzo atrakcyjna
Najpierw byli prawicowcy, dlatego został prawicowym ekstremistą - tak Karl widzi to teraz. Ale rozumie, dlaczego młodzi ludzie przyłączają się dzisiaj do radykalnych salafitów. – Przed laty byłoby to też coś dla mnie. Gdyby wtedy była scena salafitów, prawdopodobnie poszedłbym na dżihad – twierdzi mężczyzna. Tłumaczy on, że dla ludzi, którzy są podatni na skrajne ideologie „jest całkowicie obojętne, o jaką ideologię chodzi, czy walczy się w imię Allaha czy o III Rzeszę”. Scena salafitów byłaby dla Karla też atrakcyjna, bo jest „nastawiona na działanie, jest poza dobrem i złem, jest elitarna. Robi to, czego nie robią inni, ponieważ walczy o sprawy nadrzędne – wyjaśnia Karl. To dobrze pasowałoby do niego i prawdopodobnie zapuściłby sobie wtedy brodę, no i byłby w Syrii – przypuszcza.
Wreszcie coś dobrego
Dla osób ze środowisk skrajnie prawicowych najczęściej powodem do rozpoczęcia innego życia jest „rodzina i więzienie”, mówi Karl. On sam zastanawiał się nad tym, jak odebrałoby go jego własne dziecko. Mężczyźnie udało się nie tylko rozpocząć nowe życie. Nawiązał też kontakt z rodzicami. Dawne zamiłowanie do broni i przemocy Karl zastąpił zainteresowaniem szybkimi samochodami i motocyklami. Jego dane osobowe chroni teraz państwo. – Tylko przy kontrolach drogowych zdarza się, że bardzo szybko leżę na ziemi i jestem rewidowany – opowiada Karl. Nie jest to przyjemne, szczególnie, jeśli ma się w samochodzie znajomych, którzy nie mają pojęcia o jego przeszłości.
Groźba adresowana do niego: „dopadniemy cię”, jest dla niego wyzwaniem. Nie chce już niczego niszczyć, chce teraz zrobić coś dobrego i otwierać innym oczy na zagrożenie ze strony prawicowego ekstremizmu. Karl mówi, że kiedy o tym opowiada, ludzie odwracają oczy i mówią, że czegoś takiego nie ma w ich miejscu zamieszkania. Dlatego spotyka się z uczniami, informuje młodych policjantów, rozmawia z mediami.
Teraz reaguje alergicznie na każdy przejaw rasizmu. Już nie chce porządkować ludzi według kategorii rasistowskich. Kiedy był dzieckiem, nie okazywano mu przychylności. Teraz, kiedy został ojcem, domaga się w społeczeństwie człowieczeństwa. Kiedy się żegnamy, Karl mówi, że czasami myśli o swoich szkolnych kolegach. – Gdyby wiedzieli, co ze mnie będzie, może nie wrzuciliby mnie, jak wtedy, do kontenera ze śmieciami.
Andrea Grunau / tł. Barbara Cöllen