„Charlie Hebdo”. Proces, który dotyka duszy Francji
2 września 2020Sam Prorok opłakuje ofiary - z napisem „Je suis Charlie” w dłoni i łzami w oczach. Takim umieścili go satyrycy na okładce ich „Edycji Ocalałych” - kilka dni po krwawym ataku na redakcję magazynu w styczniu 2015 r. Ta okładka z prorokiem Mahometem wryła się w zbiorową pamięć Francuzów. „Tout est pardonné” - wszystko zostało wybaczone - redakcja napisała czarnymi literami pod ponowną karykaturą Mahometa.
Co brzmi jak definitywne zakończenie, oczywiście nie może nim być. Przynajmniej nie dla tych, którzy przeżyli, a którzy wciąż starają się uporać z tymi wydarzeniami - a już z pewnością nie dla francuskiego sądownictwa. Proces 13 osób podejrzanych o udział w dokonaniu zamachu rozpoczyna się w środę (2.09.2020) przed specjalnym paryskim trybunałem. Francuski minister spraw wewnętrznych Innenminister Gérald Darmanin mówi o „historycznym procesie”.
„Teraz kolej na kogoś innego”
Ale przynajmniej miało miejsce symboliczne ostatnie pociągnięcie. „Charlie Hebdo” wyprowadził się ze starej redakcji dawno temu. Magazyn znajduje się teraz w miejscu nieznanym opinii publicznej. Kto chce przeprowadzić wywiad z obecnym redaktorem Laurentem Sourisseau kryjącym się za pseudonimem „Riss”, jest obserwowany przez trzech ochroniarzy, którzy nie odstępują na krok.
Kiedy 7 stycznia 2015 roku bracia Chérif i Saïd Kouachi wtargnęli do paryskiej redakcji i zastrzelili jedenaście osób, zamachowcy strzelali również ze swoich kałasznikowów do „Rissa”. Kula strzaskała mu ramię. Obecny 53-latek przeżył. Ale karykatury Mahometa, jak zapowiadał „Riss” jeszcze w roku ataku, nie będzie już rysował. Przedstawili wtedy karykaturę proroka, aby bronić zasady, że można rysować, co się chce. Ale teraz przyszła kolej na innych. Jednak magazyn satyryczny nie znalazł wielu następców w latach po ataku. „Nie chcę, aby szkic o proroku uniemożliwił mi zobaczenie, jak dorastają moje dzieci”, powiedział znany autor i komik Stéphane Guillon, wyjaśniając swoją powściągliwość wobec tematu w trzecią rocznicę zamachu.
Najpierw euforia, potem upadek
A jednak atak ten, jak się wydawało, uczynił z całego narodu obrońców wolności słowa i sztuki. Ponad 1,5 mln osób wyszło na ulice 11 stycznia, żeby udokumentować swoją solidarność z „Charlie Hebdo” i zademonstrować w obronie prawa do wolności słowa. Ponad 40 szefów państw i rządów z całego świata wyszło również na ulice Paryża podczas demonstracji pod hasłem „Je suis Charlie”. Ale uczucia Francuzów do zawsze kontrowersyjnego czasopisma satyrycznego, było bardzo krótkotrwałe. Liczba abonentów wzrosła z dobrych 40 000 do 260 000 egzemplarzy w ciągu kilku tygodni od ataku. Z biegiem lat nakład spadł jednak do poziomu poniżej 35 000 egzemplarzy.
Masowa demonstracja z 11 stycznia 2015 r. była napędzana nie tylko pragnieniem dania wyraźnego znaku wolności słowa, ale także nadzieją na nową jedność francuskiego społeczeństwa. „Marches Républicaines” - marszami republikańskimi - Francuzi ochrzcili swoje marsze protestacyjne. Dając tym wyraz nadziei na zjednoczoną Francję, w której naród będzie solidarny.
„Nie jestem Charlie”
Ale obraz nowej jedności szybko zaczął pękać. Zastrzeżenia do „Charliego Hebdo” były szczególnie silne na przedmieściach Paryża w tzw. banlieues. Stamtąd do Ministerstwa Edukacji zgłaszano „incydenty” podczas uroczystości upamiętniających zamach. Ponad 200 uczniów odmówiło upamiętnienia ofiar. Wielu z nich wykazało zrozumienie dla zamordowania satyryków, którzy uczynili proroka Mahometa przedmiotem swoich karykatur.
O tym, że politycy do tej pory nie potrafili znaleźć recepty na rosnące podziały w społeczeństwie, świadczy również aktualna debata nad „ustawą przeciwko separatyzmowi" ogłoszona przez nowego premiera Jeana Castexa w lipcu. Prezydent Emmanuel Macron prawdopodobnie przedstawi główne założenia tej ustawy podczas przemówienia w Panteonie w tym tygodniu z okazji 150. rocznicy zakończenia monarchii. Jednak najbardziej widoczną zmianą w kraju od czasu ataków jest zwiększona obecność sił bezpieczeństwa. Już w poszukiwaniu braci Kouachi, którzy później zostali zabici przez jednostkę specjalną, Francja zmobilizowała wszystkie dostępne jednostki.
Kraj w stanie wyjątkowym
Po skoordynowanej serii ataków na paryską salę koncertową Bataclan oraz restauracje i bary w stolicy w listopadzie 2015 roku, ówczesny prezydent François Hollande ogłosił stan wyjątkowy. Pozwoliło to śledczym na przeprowadzenie ponad 4500 rewizji w domach bez nakazu sądowego - i podobno pomogło udaremnić ponad 30 ataków w kraju.
Stan wyjątkowy obowiązywał przez prawie dwa lata, zanim prezydent Macron zniósł go w listopadzie 2017 roku. Jednak nowe prawo antyterrorystyczne, które weszło w życie w tym samym czasie, dało siłom bezpieczeństwa prawie tak daleko idące uprawnienia, jak podczas stanu wyjątkowego. Ułatwia ono między innymi przechwytywanie i nadzorowanie podejrzanych oraz umożliwia kontrolę osób, bagażu i samochodów w dowolnym momencie w promieniu 20 kilometrów od przejść granicznych, lotnisk, portów morskich i stacji kolejowych.
Kilka dni po ataku na redakcję „Charlie Hebdo” rząd zlecił francuskim siłom zbrojnym zabezpieczenie centralnych lokalizacji w kraju. Dzięki tak zwanej „Opération Sentinelle” armia do dziś udostępnia kilka tysięcy żołnierzy do tej inwigilacji, którzy zabezpieczają budynki publiczne, ale także szkoły, teatry czy redakcje środków masowego przekazu i patroluje stacje kolejowe, lotniska i strefy dla pieszych.
Szklana ściana chroni wieżę Eiffla
Ochronę przed dalszymi atakami powinny również zapewnić betonowe bariery zainstalowane w newralgicznych punktach. Wieża Eiffla, szczególnie popularna wśród prawie siedmiu milionów turystów rocznie, od ubiegłego roku jest ogrodzona kuloodporną szklaną ścianą.
Do tej pory Francuzi kochający wolność byli zadziwiająco spokojni, jeśli chodzi o ograniczenia w codziennym życiu. Stałe zagrożenie terroryzmem jest obecnie częścią codzienności, do którego ludzie się przyzwyczaili. Tak samo jak debata wśród ekspertów, którzy spierają się o ewentualny religijny wymiar serii zamachów.
Czy można je wytłumaczyć radykalną, salaficką interpretacją islamu, czy też młodzi ludzie na marginesie społeczeństwa chcieli udokumentować swoje radykalne zerwanie z Francją? Niektórych odpowiedzi na te pytania udzieli prawdopodobnie proces 13 osób podejrzanych o popełnienie ataku. Mimo że proces nie stał się jeszcze dominującym tematem w życiu publicznym, wymiar sprawiedliwości wyjątkowo zezwala na dokumentowanie postępowania na taśmie filmowej - w celu zabezpieczenia procesu jako dokumentu historycznego. Podobnie jak okładkę z Mohametem z „Edycji ocalałych”.